Mateusz Minda: Co sprowadziło ciebie do Olsztyna?
Paulina Maj: Przyjechałam odwiedzić moją przyjaciółkę Anię Manikowską. Po meczu z Budowlanymi dostałyśmy jeden dzień wolnego i chciałam sobie zrobić taki wypad odprężający.
Na jak długo zawitałaś do stolicy Warmii i Mazur?
- Dosłownie na jeden dzień. W czwartek musiałam pojawić się na treningu.
Jak okiem Pauliny Maj wyglądało spotkanie pomiędzy Indykpolem AZS Olsztyn a Lotosem Treflem Gdańsk?
- Jako zawodniczka Atomu bardzo się cieszę, że wygrała ekipa z Gdańska. Trzymałam za nich kciuki i wierzyłam, że uda im się wygrać. Zwyciężyli w ważnym spotkaniu, dzięki któremu nadal pozostają w walce o awans do czołowej ósemki. Szansę mają sporą. Mają teraz korzystny układ gier, ponieważ grać będą z zespołami, z którymi mogą powalczyć o korzystny rezultat i pokusić się o kolejną wygraną.
We wtorek wraz z koleżankami z drużyny w pierwszej fazie play-off bardzo szybko uporałyście się z Budowlanymi Łódź. Czy rywalizację zakończycie już w piątek?
- Bardzo bym chciała, ale zespół z Łodzi jest bardzo walecznym zespołem. I wcale nie zapowiada się łatwe spotkanie. Na pewno w piątek postawią trudniejsze warunki, bowiem nie będą miały już nic do stracenia. Myślę, że potrafiłyśmy je rozpracować w pierwszym starciu i podobnie uczynimy w piątek. Krótko mówiąc nie dopuścimy do tego, żeby to Budowlane przejęły inicjatywę w tym spotkaniu.
Dość głośno mówiło się o ogromnych kłopotach nie tylko finansowych klubu z Sopotu? Czy można powiedzieć, że sytuacja powoli staje się unormowana?
- Wszystko jest na dobrej drodze, aby nasze problemy się skończyły. Wierzymy w to, że będzie w porządku. A do najważniejszych meczów w sezonie przystąpimy z czystymi głowami nie musząc martwi się kwestiami pozasportowymi.
Po fenomenalnym zwycięstwie nad Rabitą Baku na własnym parkiecie miałyście sporą szansę na wyeliminowanie klubowych mistrzyń świata z rywalizacji o Ligę Mistrzyń. Czy pozostał niedosyt po odpadnięciu z europejskich pucharów?
- Z pewnością ten mecz w Baku nie do końca był spełnieniem naszych oczekiwań. Oczywiście, mecz można było przegrać, bo Rabita to bardzo dobra drużyna. Bardzo chciałyśmy powalczyć w tym złotym secie, ale nie udało się. Rywalki złapały wiatr w żagle i odpłynęły. Rabita postawiła bardzo wysoko poprzeczkę, my natomiast nie byłyśmy w stanie się im przeciwstawić. Szkoda, że tak to się skończyło, ale tanio skóry nie sprzedałyśmy.
Rozgrywki PlusLigi Kobiet, Puchar Polski, Liga Mistrzyń do tego jeszcze obowiązki reprezentacyjne. Skąd czerpiesz siły? Zmęczenie chyba daje się we znaki?
- Jasne. Troszeczkę jestem zmęczona (śmiech). Męczące są przede wszystkim podróże, które odbierają siły, ale też zabierają dużo czasu. Ja jestem jednak szczęśliwa, że mogę grać. Dzięki temu wciąż mogę się uczyć i nabierać doświadczenia.
Trener kadry Polski Alojzy Świderek rozpoczął rozmowy z zawodniczkami, które miałby grać w jego reprezentacji. Czy z tobą szkoleniowiec już się kontaktował?
- Takiej poważnej rozmowy jeszcze nie było. Jest już zgłoszona szeroka kadra, którą trzeba było zgłosić dużo wcześniej. Na razie jednak nie myślę o reprezentacji. Skupiam się na rozgrywkach ligowych. Nie udało nam się zdobyć Pucharu Polski, więc pozostała nam tylko walko o złoty medal mistrzostw Polski. To jest również jedyna szansa, aby w przyszłym roku móc ponownie wystąpić w Lidze Mistrzyń. Dlatego na razie koncentruję się na walce o jak najwyższe miejsce w PlusLidze Kobiet.
Wspomniałaś, że celujecie w złoty medal. Z kim w takim razie chciałabyś się spotkać w finałowym starciu o mistrzostwo Polski?
- Po wygranej z Łodziankami, a wierzę, że tak będzie. W półfinale trafimy na kogoś z pary: Tauron Dąbrowa Górnicza - PTPS Piła. Faworytkami są dąbrowianki. Jak potoczy się rywalizacja w drugiej rundzie trudno mi powiedzieć. Aż daleko w przyszłość nie wybiegam, z kim przyjdzie mi zagrać w finale.
Pomimo tych wszystkich zawirowań planujesz zostać w przyszłym sezonie w ekipie z Sopotu?
- Jeszcze nie wiadomo. Nie było żadnych rozmów. Wszystko pozostaję kwestią otwartą, więc nie mogę udzielić konkretnej odpowiedzi na to pytanie (śmiech).