Psychiczna przewaga nad częstochowianami - rozmowa z Maciejem Zajderem, środkowym AZS PW

- W rym roku już dwukrotnie wygraliśmy z częstochowianami i myślę, że będziemy mieli nad nimi psychiczną przewagę - powiedział w rozmowie z naszym portalem po wygranym półfinale Challange Cup Maciej Zajder, środkowy warszawskiego teamu. A o czym mowa? O wielkim finale, rzecz jasna. Nie opadły jeszcze emocje po wyeliminowaniu Tomisu, a Inżynierowie już myślą o triumfie w całych rozgrywkach.

Joanna Seliga: Tylu rywali, a wszyscy na łopatkach - tym razem zawodnicy Tomisu! Krótka piłka - jak wy to robicie?

Maciej Zajder:  Ciężko powiedzieć, jak my to robimy (śmiech). Po prostu dobrze gramy! Wydaje mi się, że ten półfinałowy mecz był jednym z trudniejszych, jakie rozegraliśmy w całym sezonie, ponieważ było duże obciążenie psychiczne związane właśnie z chęcią awansu do finału. Rywal postawił nam też niesamowicie trudne warunki. Dodatkowo ta przerwa w pierwszym secie... Ona też nam nie pomogła. Jednak te pół godziny stania nie służy później lepszej grze. To spotkanie wyglądało na pewno momentami lepiej, momentami gorzej, ale najważniejszy jest awans do finału.

Sytuacja z protokołem elektronicznym była dość kuriozalna, chyba musi pan to przyznać. Co gorsza, to na was, a nie na Rumunów, wpłynęła ona gorzej.

- No dokładnie - takie przerwy wybijają z rytmu, również mięśnie stygną bardzo szybko, co nie wpływa później dobrze na poziom spotkania. Faktycznie na drugą partię wyszliśmy za mało skoncentrowani, przeciwnik od początku do końca kontrolował sytuację. Na szczęście Tomis wygrał tylko jednego seta w całym meczu.

Tym razem, w odróżnieniu od pierwszego półfinału, w ataku groźny był nie tylko Maiyo. Postawa pozostałych graczy mogła być zaskakująca?

- Tak, wszyscy zawodnicy drużyny przeciwnej zagrali bardzo równo, bardzo dobrze. Nie było tak, jak w pierwszym spotkaniu, w którym cały ciężar gry w ich szeregach opierał się tylko na jednym czy dwóch zawodnikach. W rewanżu grał już cały zespół, dlatego tym bardziej cieszymy się z tego zwycięstwa.

Punktem kulminacyjnym w starciu było...?

- Wydaje mi się, że wygranie trzeciej odsłony. Dało nam to pewność siebie. Potem wystarczyło już tylko zwyciężyć w następnej partii. Ponownie na początku tego czwartego seta udało nam się zbudować przewagę, której nie oddaliśmy już do samego końca. Tomis jest taką drużyną, której nie można pozwolić poczuć, że może grać i wygrać. Jeżeli trochę się ją natomiast przyciśnie i stłamsi, to łatwiej jest później prowadzić z nią grę.

Niepoślednią rolę w spotkaniu odegrał Grzegorz Szymański, najlepiej punktujący zawodnik konfrontacji. Taki atakujący, a może raczej tak efektywny rezerwowy to skarb!

- Brawa dla Grześka. Wrócił po kontuzji i już od dłuższego czasu prezentował na treningach wysoką formę. Udowodnił, że jest tej drużynie bardzo potrzebny. Cieszymy się, że mamy tak wyrównany skład i w każdej chwili może wejść na boisko którykolwiek z rezerwowych i pomóc w odniesieniu zwycięstwa.

Maciej Zajder (nr 11 w bloku) powoli przyzwyczaja się do roli szóstkowego gracza.
Maciej Zajder (nr 11 w bloku) powoli przyzwyczaja się do roli szóstkowego gracza.

Pan chyba również nie może narzekać na swoją postawę w tym starciu.

- Występ udany, bo cała drużyna wygrała i to jest najważniejsze. Ja natomiast mam do kilku swoich elementów zastrzeżenia, ale mam nadzieję, że się poprawię przed następnymi meczami.

To tylko dobrze o panu świadczy. Ten nieustający głód gry na coraz wyższym poziomie...

- Jestem jeszcze młodym zawodnikiem i muszę się dalej rozwijać, walczyć w każdym spotkaniu o miejsce w szóstce, o możliwość grania. Akurat w tym pojedynku trener mi zaufał i wpuścił na boisko od początku, za co jestem mu bardzo wdzięczny i mam nadzieję, że jeżeli będzie dalej na mnie stawiał, to będę się za to odwdzięczał dobrą grą.

Awans do finału to niebywały sukces - zarówno dla Politechniki, jak i dla pana! Chyba nawet największy w karierze.

- Oczywiście - jest to największy sukces, jaki do tej pory odniosłem i na pewno największe osiągnięcie całej naszej drużyny. Mimo przeciwności losu i tej całej niesprzyjającej otoczki udowadniamy, że jesteśmy mocną ekipą, że możemy osiągać naprawdę dobre wyniki.

W "polskim" finale zagracie przeciwko ekipie spod Jasnej Góry. To dobra wiadomość?

- Taki scenariusz, który jeszcze niedawno był jedynie domysłem, stał się realny. Jesteśmy przygotowani na rywalizację z częstochowskim zespołem. Z pewnością zaoszczędzi nam ona zarówno trochę naszego zdrowia, jak i czasu, ponieważ ostatnio bardzo dużo podróżujemy. Tym razem wyjazd będzie jednak znacznie krótszy. Tytan AZS to przeciwnik bardzo dobrze nam znany, który prezentuje podobny do naszego poziom sportowy. W rym roku już dwukrotnie wygraliśmy z częstochowianami i myślę, że przed finałem będziemy mieli nad nimi psychiczną przewagę.

Komentarze (0)