Kinga Popiołek: Czy nie odniosłeś wrażenia, że Politechnika poniekąd odpuściła pierwszy mecz z Delectą?
Michał Dębiec: - Na pewno odczuwają jeszcze trudy Challenge Cup. Zagrali w Częstochowie mordercze spotkanie, które trwało 3 godziny, więc na pewno część z tych pierwszo-szóstkowych zawodników jeszcze miała wszystko w nogach.
Wyjściowy skład warszawian was nie zdziwił?
- Nie, bo tam jest dwunastu bardzo dobrych zawodników i bez względu na to, kto wyjdzie na boisko, ten zespół jest zawsze groźny i zawsze może nabroić w szykach przeciwników. Spodziewaliśmy się trudnego meczu i mimo wyniku, on właśnie taki był. W trzecim secie Politechnika pokazała, na co ją naprawdę stać, jaką potrafi grać siatkówkę i ten wtorkowy mecz na pewno będzie bardzo trudny.
Jednakże w dwóch pierwszych setach Stephane Antiga i Antti Siltala nie dali nadziei gospodarzom, Delecta zdobywała punkty seriami.
- Zagraliśmy bardzo konsekwentnie zagrywką i dobrze taktycznie w bloku. W pierwszych dwóch setach w 100% zrealizowaliśmy to, co było do zrobienia i Politechnika, szczerze powiedziawszy, nie miała zbyt wiele do powiedzenia. W trzecim secie popełniliśmy kilka prostych, niewymuszonych błędów, warszawianie lepiej zagrali w zagrywce, dobrze przyjmowali i wynik partii rozstrzygnął się po grze na przewagi. A mogło być naprawdę różnie, bo ten mecz mógł jeszcze trwać. Dlatego we wtorek spodziewamy się trudnej przeprawy, tym bardziej, że rywale się na pewno nie położą i nie oddadzą pola za darmo.
Piotr Makowski bardzo szybko zareagował na sytuację, kiedy to w polu zagrywki pojawił się Paweł Mikołajczak. Ten zawodnik zaczyna siać postrach w drużynie, która ma odbierać jego serwy.
- Paweł dysponuje bardzo dobrą, silną i lecącą z dziwną rotacją, zagrywką. Trzeba się spodziewać tego, że utrudni grę. Wiele razy oglądaliśmy jego zagrywkę i specyfikę tego elementu, i przed meczem w Warszawie byliśmy na to gotowi. Jednakże pewnych sytuacji na boisku się nie przewidzi: w końcówce trzeciego seta pokazał, na co go stać. Za to, co zrobił w innych meczach, oraz w tym pojedynku, chwała mu. To bardzo dobry i perspektywiczny zawodnik. Oby trzymał taką formę dalej i siał postrach w szeregach przeciwnych drużyn, bo ma do tego warunki i potencjał.
W ubiegłym sezonie Politechnika wygrała rywalizację z Delectą o 5. miejsce i można powiedzieć, że sprzątnęła sprzed nosa europejskie puchary. Czy tamta sytuacja w jakiś sposób ma odzwierciedlenie w przygotowaniach do teraźniejszej konfrontacji z warszawską drużyną?
- Nie patrzymy na to przez pryzmat jakiegoś rewanżu. Puchary nam odebrali, ale jest nowy sezon i nowy zespół. Jednak trzeba przyznać że drużyny trenera Panasa zawsze są waleczne. Wiedzieliśmy, że przyjeżdżamy na gorący teren. W dodatku tutaj chłopaki walczą, śmiało to można powiedzieć, o życie. Każdy z nich chciałby się pokazać z jak najlepszej strony i zapewnić sobie jakąś przyszłość. Ale my tak samo, bo każdy z nas walczy o przyszłość i marzymy o zrealizowaniu naszego celu. Do tego jeszcze długa droga, bo najpierw musimy się koncentrować na najbliższym meczu, a potem będziemy myśleć o kolejnym przeciwniku. Nie patrzę na to z perspektywy rewanżu czy udowodnienia wyższości nad rywalem. Wiedzieliśmy, do kogo przyjeżdżamy, dlatego cieszymy się ze zwycięstwa i z optymizmem patrzymy na wtorek.
Wspomniałeś o realizowaniu celu - ten chyba uległ zmianie w trakcie sezonu? Po rundzie zasadniczej byliście w pierwszej czwórce PlusLigi, tymczasem przegrana rywalizacja z Jastrzębskim Węglem oddelegowała was do walki o miejsca 5-8.
- Nie zmienialiśmy celów w trakcie sezonu, nie stawialiśmy sobie poprzeczki wyżej z tego względu, że rundę zasadniczą zakończyliśmy na 4. miejscu, bo naszym celem było jak najlepsze pokazanie się pod kątem siatkarskim. A wyniki przychodziły same wraz z naszą lepszą grą. Zabrakło nam trochę szczęścia i punktów, bo równie dobrze mogliśmy być na trzecim miejscu przed play-offami i rywalizować z AZS-em Częstochowa. Teraz pozostaje nam walka o 5. miejsce, ale ten sezon dla nas trwa i będzie trwał jeszcze przynajmniej przez trzy tygodnie. Musimy się do tego czasu bardzo dobrze przygotować, bo teraz nie można zagrać słabszego meczu. Zespół z Bydgoszczy zasługuje na europejskie puchary tak, że ja mocno wierzę w to, iż je wywalczymy. Mam nadzieję, że za rok to Delecta zdobędzie Puchar Challenge i będziemy na całą Europę rozsławiać dobrą siatkówkę bydgoską.
A czego zabrakło w rywalizacji z Jastrzębskim Węglem, tak z perspektywy czasu? Przecież udawało wam się grać jak równy z równym.
- Tak, w pierwszym meczu w Jastrzębiu też tak graliśmy. Szczerze mówiąc, to nie wiem dokładnie, czego zabrakło. Może trochę konsekwencji i koncentracji, może trochę szczęścia siatkarskiego i pozasiatkarskiego... Trzeba powiedzieć, że w tym przypadku zespół z Jastrzębia okazał się od nas lepszy trzykrotnie, my tylko jeden mecz z nimi wygraliśmy, i to oni teraz walczą w półfinałach. Nie chcę się tłumaczyć i mówić, czego zabrakło, bo teraz to już jest musztarda po obiedzie.
Sezon się pomału kończy, jaki on był dla ciebie? Powróciłeś do Bydgoszczy jako ten syn marnotrawny.
- Bardzo dobrze wróciło mi się do Bydgoszczy, zostałem fajnie i ciepło przyjęty. Cieszę się, że mogę grać wśród takich zawodników jak Stephane Antiga czy Misiek Masny, bo naprawdę wiele się od nich nauczyłem. Również moja mentalność jest o rok dojrzalsza. To jest klub z fajną organizacją i szacunkiem do człowieka - nie mówię, że w Częstochowie tego nie było. W dodatku panuje fajna atmosfera, począwszy od samej góry, czyli prezesów, przez sztab szkoleniowy, zawodników po pracowników technicznych. Myślę, że nikt na nikogo nie powie złego słowa. Gra się naprawdę bardzo fajnie i wydaje mi się, że w tej fazie zasadniczej pokazaliśmy, iż niekoniecznie wygrywają pieniądze a wygrywa zespół. Nie udało się tego, niestety, potwierdzić w pierwszej rundzie play-off. Jak to powiedział ktoś mądry: niespodzianki nie było, bo być nie mogło. Ale ja uważam, że i tak pokazaliśmy, iż Bydgoszcz to dobry ośrodek z dobrą atmosferą i fajnym klimatem do uprawiania sportu. Dlatego ja bardzo się cieszę, że mogę grać i reprezentować ten klub.
A zmiana na stanowisku szkoleniowca dużo pomogła w tej lepszej grze?
- Nie mogę narzekać na trenera Wspaniałego, bo za nim szedł niesamowity warsztat i on zawsze wiedział, co chce zrobić. Do zespołu wpadło trochę takiej świeżości. Trener dobrze na nas wpływa mentalnie, trzyma dobrą atmosferę i nie pozwala, żeby to wszystko się gdzieś tam "rozwoziło". Przynosi to efekty i mam nadzieję, że tak będzie w dalszym ciągu.