Mateusz Minda: Indykpol AZS Olsztyn tegoroczny sezon zakończył na dziesiątym miejscu. Taki wynik z pewnością nie jest spełnieniem oczekiwań?
Mariusz Szyszko: Faktycznie, zajęliśmy w PlusLidze dziesiąte miejsce, które jest dalekie od tego, czego spodziewaliśmy się przed rozpoczęciem sezonu. Na nasze szczęście, dzięki zmianom w regulaminie Indykpol AZS Olsztyn nie spadnie z ligi. To jest chyba jedyny plus tej całej sytuacji. Jestem natomiast bardzo rozczarowany wynikiem sportowym.
Wspomniał pan o zamknięciu ligi, która sprawia, że AZS Olsztyn pozostaje w PlusLidze. Wydaje się, że dla was jest to bardzo dobra zmiana. Jest pan podobnego zdania?
- Z naszego punktu widzenia jest to słuszna decyzja - nie ma co ukrywać, że dzięki niej Indykpol AZS Olsztyn zostaje w elicie. Natomiast odnosząc się całościowo do tego, czy zamknięcie ligi będzie dobrą decyzją, trzeba trochę poczekać, ponieważ po jednym sezonie trudno jest ocenić słuszność takiej zmiany w regulaminie. Warto wspomnieć, że o podobnym rozwiązaniu myślą też Włosi, a i inni dostrzegają w tym pomyśle wiele korzyści. Myślę, że za rok czy dwa przyjdzie czas na dogłębną analizę dotyczącą zamknięcia PlusLigi i wtedy okaże się, czy był to dobry czy zły manewr.
Prezes PLSP Artur Popko zapowiadał, że ostatnia drużyna PlusLigi zostanie poddana szczegółowej analizie od A do Z. Czy proces ten już się rozpoczął?
- Nie, jeszcze nie. Dopiero wybieramy się do Warszawy na spotkanie z zarządem PlusLigi. Jesteśmy gotowi poddać się tej weryfikacji, chociaż do końca nie wiemy, na czym będzie ona polegała.
Czy kibice olsztyńskiej drużyny powinni być zaniepokojeni?
- Jakieś powody to niepokoju zawsze się znajdą. Ja obawiam się wielu rzeczy. Czekamy na spotkanie z prezesem Popką i wiceprezesem Zarembą, aby porozmawiać o weryfikacji. Jesteśmy na nią gotowi, ale musimy wiedzieć, co będzie analizowane.
Czy dostrzega pan zasadność rozgrywania meczów o dziewiąte miejsce?
- Nie ma idealnego systemu. Też zadawałem sobie pytanie, czy mecze o dziewiąte miejsce przyciągną kibiców, mimo że tym spotkaniom brakowało realnej stawki. Dowodem, że jednak przyciągnęły, były mecze w olsztyńskiej Uranii - hala była niemal pełna. Co więcej, brak tych meczów spowodowałby, że dla niektórych ekip sezon skończyłby się na początku marca. Moim zdaniem ideałem byłoby, gdyby w PlusLidze występowało 14 drużyn. Meczów w fazie zasadniczej grałoby się więcej, sezon trwałby dłużej, byłoby to bardziej interesujące.
Wojciech Ferens i Bartosz Krzysiek wspominali również, że dla nich te mecze są kolejną szansą do zdobywania doświadczenia, które może się okazać bardzo cenne w przyszłości.
- Zgadza się. Żal mi było w tej sytuacji Piotrka Łukasika, który doznał kontuzji. Mając 18 lat, mógł zagrać 8-10 meczów w PlusLidze. Wielka szkoda, że tak się nie stało, ponieważ jest to niebagatelne doświadczenie. Każdy mecz w PlusLidze jest trudnym spotkaniem - nawet te ostatnie zespoły, jak my i Lotos Trefl Gdańsk, były w stanie wygrać trochę meczów. Warto również przypomnieć, że udało nam się dwukrotnie pokonać ZAKSĘ. Uważam, że poziom ligi rośnie i każdy mecz wzbogaca młodych zawodników dużym doświadczeniem.
Przed rozpoczęciem sezonu do ekipy dołączyło wielu nowych zawodników. Jednak niektóre nabytki AZS-u okazały się niezbyt udane.
- To prawda. Z pewnością wielu kibiców przed sezonem było optymistycznie nastawionych do poczynionych przez nas ruchów transferowych. Na kartce papieru wyglądało to dobrze, począwszy od sztabu szkoleniowego, kończąc na zawodnikach. Oczywiście, zespół był tworzony na miarę naszych możliwości finansowych. Drużynę oparto na polskiej młodzieży, wzmacniając ją trzema zawodnikami z zagranicy, którzy mieli wnieść do ekipy pewność i doświadczenie. Okazało się, że z tego trzonu został tylko hiszpański rozgrywający Guillermo Hernan. Niestety, w Gdańsku kontuzji doznał Metodi Ananiew, który tylko w pierwszych czterech spotkaniach osiągnął takie statystyki, do teraz pozwalające mu być w czołówce rankingów. Od tamtego momentu zaczęły się nasze nieszczęścia...
Czy bułgarski przyjmujący pozostanie w zespole w nadchodzącym sezonie?
- Będzie grał w Olsztynie i podpiszemy umowę wtedy, gdy Metodi przejdzie wszystkie badania lekarskie. Należy się jemu i kibicom, którzy bardzo go polubili. Myślę, że ciężka praca podczas rehabilitacji doprowadzi go do powrotu do optymalnej formy. Jest to zawodnik, który potrafi sprawić, że zespół gra dużo lepiej.
W trakcie sezonu ekipę opuściło dwóch graczy. Najpierw z klubem pożegnał się Australijczyk Igor Yudin. Co ciekawe, Australijczyk w Olsztynie grał poniżej swoich oczekiwań, a po transferze do ligi rosyjskiej odżył i prezentował się bardzo dobrze. Czy klubowi nie zabrakło cierpliwości?
- Myślę, że to pytanie do Igora Yudina, dlaczego w AZS-ie przez prawie połowę sezonu zdobył 44 punkty, a w lidze rosyjskiej odżył. W Olsztynie bardzo często zdarzało się, że siatkarze przez dłuższy czas byli kontuzjowani albo w gorszej dyspozycji, a odchodząc stąd, błyszczeli później swoją formą. Tak też stało się z Igorem Yudinem. Pytanie brzmi, czy w odpowiednim momencie. Za późno? Za wcześnie? Nie jestem w stanie odpowiedzieć.
Kolejnym graczem, który opuścił ekipę z Warmii i Mazur, był Łukasz Kadziewicz. Dlaczego?
- Jeśli chodzi o Łukasza Kadziewicza, to jego kontrakt był najbardziej specyficzny, pozwalał na różne rozstrzygnięcia. Decyzja została podjęta, ale nie będę komentował tła rozwiązania kontraktu. Powiem tylko tyle, że życzę Łukaszowi jak najlepiej!
W poprzednim sezonie po niezadowalających wynikach trenera Mariusza Sordyla zastąpił Gheorghe Cretu. W tym drużynę od początku do końca prowadził Tomaso Totolo. Dlaczego tym razem nie zdecydowaliście się na zmianę szkoleniowca?
- Muszę powiedzieć, że do końca nie jesteśmy w stanie zweryfikować pracy Tomaso Totolo oraz niektórych zawodników. To nie jest jedynie wytłumaczenie… W pewnym momencie szereg kontuzji, które nas kolejno dopadały, sprawił, że gra zespołu nie wyglądała tak jak powinna. Poziom sportowy spadł, a zawodnicy, którzy zostali w składzie, nie byli w stanie udźwignąć gry pod presją niekomfortowej sytuacji. To tyle, jeśli chodzi o drużynę. Co do sztabu szkoleniowego, na pewno nie jest tak, że trener Totolo spełnił wszystkie nasze marzenia i nadzieje związane z tym zespołem. Jestem w stanie zrozumieć sytuację, gdy drużyna grała w składzie odmiennym od przewidywanego. Uważałem, że wykonanie nerwowego ruchu w trakcie sezonu przy tak niesprzyjających okolicznościach byłoby skierowaniem winy tylko na jednego człowieka, czyli na trenera.
Czy decyzja w sprawie przyszłości trenera Totolo już zapadła? Zostanie w Olsztynie?
- Nie podjęliśmy jeszcze decyzji w tej kwestii, ale sprawa rozstrzygnie się w najbliższym czasie.
W trakcie sezonu sporo mówiło się o nie najlepszej atmosferze podczas treningów prowadzonych przez trenera Totolo. Czy jest Pan w stanie zweryfikować tę opinię?
- O to proszę pytać zawodników i trenera. Ja byłem na treningach, na których widziałem bardzo ciężko pracujący zespół. Jednak o takich rzeczach wiedzą ludzie, którzy są ze sobą dzień w dzień. Ja bywam na treningach, ale nie żyję z nimi. Poza tym wina leży nie tylko po jednej ze stron i jest to zlepek bardzo wielu różnych okoliczności.
Dwaj zawodnicy Indykpolu AZS Olsztyn: Wojciech Ferens i Bartosz Krzysiek znaleźli się w gronie siatkarzy powołanych przez trenera Andreę Anastasiego na zgrupowanie reprezentacji Polski. Musi pan być usatysfakcjonowany, ale zdaje się, że jest to jeden z nielicznych powodów do zadowolenia?
- Tak, jestem z tego faktu bardzo zadowolony. To niewielka dawka optymizmu w tym trudnym dla nas momencie. Tak a propos trenera Anastasiego, który kilka razy pojawił się w Olsztynie - nie wiem, czy jest to tylko kurtuazja, ale włoski szkoleniowiec w ciepłych słowach wypowiadał się o pomyśle na siatkówkę w Olsztynie. I o tym, że stawiamy na przyszłościowych graczy. Trener Anastasi chwalił młodych zawodników, co potwierdził powołaniem dwójki olsztyńskich siatkarzy: Bartosza Krzyśka i Wojciecha Ferensa. Może przypomnę, że Krzysiek w ubiegłym sezonie siedział na ławie w pierwszej lidze. I to, co się wydarzyło z Igorem Yudinem, sprawiło, że wdarł się do szóstki i w ostatnich meczach stanowił o sile drużyny. Przed oboma daleka droga, bo nie prezentują jeszcze poziomu na pierwszą dwunastkę reprezentacji. Natomiast każdy dzień treningu z najlepszymi polskimi zawodnikami będzie wiele znaczył dla nich indywidualnie, ale też podziała na korzyść klubu. Tylko cieszyć się z tych powołań!
Myśli pan, że niebawem Ferens i Krzysiek będą odgrywać czołowe role w reprezentacji Polski siatkarzy?
- Zaletą olsztyńskich siatkarzy jest wiek. Obaj są młodzi, ambitni, mają chęci do pracy. Posiadają warunki fizyczne: Bartek jest wysoki i silny, Wojtek - skoczny i dynamiczny. Myślę, że mają szansę, ale nie mogą spocząć na laurach, bo samo powołanie do dwudziestopięcioosobowej kadry nie jest szczytem ich możliwości. Jeżeli ten okres dobrze wykorzystają, to tylko z korzyścią dla siebie.
Wydaje się, że przy trudnościach z doborem zawodników na pozycję atakującego Bartosz Krzysiek może zadomowić się w reprezentacji.
- Ocenię go jako były siatkarz. Bartosz ma wiele atutów. Ma też nad czym popracować, w szczególności nad techniką. I on dobrze o tym wie. To, co mi strasznie się w nim podoba, to umiejętność słuchania. Bartosz wyciąga wnioski, nie popełnia tych samych błędów. Uważnie go obserwuję i wiem, że jego pracowitość i chęć parcia do przodu może spowodować, że będzie grał w reprezentacji. Może jeszcze nie w tym sezonie, nie na igrzyskach olimpijskich, ale niebawem.
Na II część rozmowy z Mariuszem Szyszko zapraszamy w czwartek, 12 kwietnia!