Adrian Heluszka: Za nami sezon 2011/2012. Częstochowski zespół zakończył rozgrywki ligowe na szóstym miejscu, a dodatkowo sięgnął po Puchar Challenge. Wydaje się, że to wynik na miarę oczekiwań i możecie minione rozgrywki zaliczyć do udanych.
Konrad Pakosz: To był bardzo udany sezon z wielu powodów. Tym głównym, który na długo zapadnie nam wszystkim w pamięci, to wywalczony w niesamowitych okolicznościach Puchar Europy. Puchar na który polski sport czekał 34 lata. Puchar, dzięki któremu polska klubowa siatkówka znów zapisała się złotymi zgłoskami w annałach sportu.
Pozostaje na pewno pewien niedosyt po meczach z Delectą Bydgoszcz, których stawką była piąta lokata. Po dwóch wygranych w Bydgoszczy byliście o krok od zajęcia piątej pozycji i tym samym uzyskania przepustki do gry w europejskich pucharach. Trzy kolejne spotkania wygrali natomiast bydgoszczanie…
- Zespół z Pomorza i Kujaw od początku był faworytem tej rywalizacji. Dwa pierwsze mecze padły naszym łupem. Myślę, że kluczowy dla losów rywalizacji był ten trzeci mecz w Częstochowie. W naszej drużynie coś pękło, a u rywali coś zaskoczyło. Na pewno z perspektywy kilku dni szkoda straconej szansy. A co do pucharów, to ktoś kiedyś powiedział, że nic nie trwa wiecznie. Jeśli przygoda z europejskimi pucharami miała zakończyć się zdobyciem tego pucharu, to życzę każdemu takiego finału.
Patrząc z perspektywy czasu, to pana zdaniem szóste miejsce, to maksimum, co mogliście osiągnąć? Oczywiście można było się pokusić o piątą pozycję, ale pierwsza czwórka była już poza zasięgiem.
- Trzeba spojrzeć realnie na potencjał zespołów PlusLigi. Przed sezonem fachowcy kolejny raz typowali nas na miejsca 8-10. Początek sezonu wskazywał na słuszność takiej tezy. Niemniej od stycznia nasza gra w Pucharze Europy oraz w PlusLidze wyglądała lepiej. Biorąc pod uwagę liczbę przebytych kilometrów oraz godzin spędzonych w podróżach tj. samolotach, autokarach i pociągach, można powiedzieć, że w końcówce sezonu, to zmęczenie było odczuwalne i stąd to szóste miejsce.
Jak miniony sezon wyglądał pod względem finansowym? Wielokrotnie wraz z Ryszardem Boskiem podkreślaliście, że jesteście finansowym kopciuszkiem na tle innych zespołów. W mediach w pewnym momencie pojawiły się też informacje, że mieliście problemy z wypłacalnością na czas pensji zawodnikom.
- Nie jesteśmy krezusem finansowym. W Częstochowie nie posiadamy dużych przedsiębiorstw, które zaangażowałyby się z dużymi pieniędzmi w zawodowy sport. Jako jedyny klub w mieście posiadamy zewnętrznego sponsora - firmę Selena S.A. - właściciela marki Tytan, dzięki któremu ten klub funkcjonuje i odnosi sukcesy. Dlatego korzystając z okazji po raz kolejny pragnę serdecznie podziękować za zaufanie zarządowi naszego tytularnego sponsora w osobach panów prezesów Andrzeja Ulfiga i Marcina Macewicza. Chcę również podziękować wszystkim naszym mecenasom, dzięki którym osiągnęliśmy ten historyczny sukces w Europie. Temat finansowania sportu w Częstochowie był już wielokrotnie przez nas poruszany. Myślę, że najbardziej brakuje nam wsparcia lokalnych polityków, parlamentarzystów czy też radnych, którzy skutecznie lobbowaliby na rzecz sportowych wizytówek miasta u potencjalnych sponsorów, współwłaścicieli lub nowych akcjonariuszy spółki. Bez ich zaangażowania i wsparcia robienie profesjonalnego sportu jest trudniejsze. Podobnie jak przed rokiem powiem, że klub jest otwarty i czeka na każdego kto chce dla tego klubu, dla sportu w Częstochowie coś zrobić. Każdy kto ma jakikolwiek pomysł jest zawsze z otwartymi ramionami witany w klubie.
Bezsprzecznie miniony sezon będziemy wspominać głównie przez pryzmat zdobytego Pucharu Challenge. To wielkie osiągnięcie, bo jako drugi polski klub w historii sięgnęliście po europejskie trofeum.
- To prawda. Sukces jest ogromny. Nikomu nic nie ujmując. Puchar czy mistrzostwo Polski można wygrać co roku. Puchar Europy przynajmniej na razie, raz na trzydzieści cztery lata. Mam nadzieję, że to się zmieni i w ślad za naszym sukcesem pójdą kolejne zespoły. Tym bardziej, że już w tym roku niewiele zespoły PlusLigi od tego dzieliło.
Nie udało się wywalczyć piątego miejsca w PlusLidze, które przedłużyłoby znakomitą passę klubu w europejskich pucharach. To okazałe trofeum jest zatem znakomitym zwieńczeniem i ukoronowaniem tej wspaniałej przygody, która stanęła na 23 latach.
- Jeżeli ktoś przed sezonem powiedziałby, że wygramy Puchar Europy, ale zajmiemy w rozgrywkach szóste miejsce, to myślę, że nie tylko ja wziąłbym to w ciemno. Szczerze życzę, by w kolejnym sezonie co najmniej jeden polski klub powtórzył ten nasz sukces.
Przed finałową potyczką pojawiły się określenia, że ten najniższy rangą puchar jest wręcz "pucharem śmietnika". Głos w tej sprawie zabrał m.in. Dawid Murek. Nie ulega jednak wątpliwości, że ten puchar ma swoją wartość i wymowę. Wystarczy spojrzeć, kto go zdobywał w minionych latach.
- Wszyscy co tak mówią, niech najpierw się do tych rozgrywek zakwalifikują, a później spróbują wygrać. To cały mój komentarz.
Cała przygoda z rozgrywkami o Puchar Challenge obfitowała w wiele emocjonujących i dramatycznych chwil. Wystarczy przytoczyć dwa wcześniejsze "złote sety" w Almerii i Rennes, które jednak udało się rozstrzygnąć na swoją korzyść. Skąd taka odporność psychiczna u zawodników? Wszak zespół jest młody.
- Młody, ale już doświadczony. Pomijając dwóch najstarszych zawodników, to pozostali w PlusLidze zagrali już trochę meczów, a większość pamięta przecież ćwierćfinał Ligi Mistrzów z 2009 roku. Złote sety były w tym sezonie naszym ogromny atutem. Najważniejsze było jednak wygrywanie pierwszych meczów. W rewanżu gra się zupełnie inaczej, gdy trzeba wygrać nie tylko mecz, ale również złotego seta. To bardzo trudne zadanie. My doświadczyliśmy tego przed rokiem przegrywając pierwszy mecz w Tel-Awiwie. To było takie doświadczenie, które po wielokroć zaprocentowało w tym roku.
Wygrana europejskiego trofeum spowodowała również większą pomoc ze strony Urzędu Miasta Częstochowy, który przeznaczył dla klubu większą dotację w wysokości 460 tyś. złotych. To na pewno pozwala z troszeczkę większym optymizmem patrzeć w przyszłość.
- Trzeba od razu zaznaczyć, że jest to kwota brutto. De facto, to nieco ponad 373 tyś. złotych. Od tej kwoty trzeba jeszcze odliczyć opłaty z tytułu korzystania z obiektów Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji i wyjdzie coś koło 200 tyś. złotych. Biorąc pod uwagę wartość promocji miasta tylko w PlusLidze, która od czterech lat oscyluje na poziomie 2.500.000 złotych oraz niepoliczalną wartość promocji w Europie, to wygląda to jednak już nie tak różowo. Dlatego od pewnego czasu mówimy głośno i otwarcie o tym, że bez wsparcia miasta i to nie tylko tego namacalnego ciężko się robi wielki sport.
Czy sukces na arenie międzynarodowej przyciągnął do klubu nowych sponsorów i darczyńców?
- Mam taką nadzieję. Czynimy w tej kwestii starania. Jednak tak jak powtarzam, bez wsparcia lokalnych polityków, parlamentarzystów nie wszystkie drzwi chcą się przed nami otworzyć.
Sezon ligowy za nami. Wiadomo, że kilku zawodnikom kończą się kontrakty. Czy zespół czeka rewolucja kadrowa?
- To się okaże w najbliższych tygodniach. Mogę powiedzieć, że informacje o odejściu Łukasza Wiśniewskiego i Bartosza Janeczka, to na dzień dzisiejszy fakty medialne. W momencie gwarancji budżetu na nowy sezon rozpoczniemy także rozmowy z zawodnikami z zewnątrz.
Patrząc na suche statystyki, to w tym sezonie klub niestety zanotował najniższą średnią frekwencję widzów spośród wszystkich klubów PlusLigi. Macie w planach czynić jakieś konkretne zabiegi, aby przyciągnąć w kolejnym sezonie większą rzeszę fanów na trybuny?
- Obiekt w którym rozgrywamy mecze nie jest najnowocześniejszy. Poza tym warto dodać, że w tym roku rozegraliśmy również dodatkowe mecze w Pucharze Europy. W związku z powyższym oraz biorąc pod uwagę zasobność portfela przeciętnego Kowalskiego trudno oczekiwać, by hala pękała w szwach. Niemniej kilka akcji promocyjnych planujemy. One również były praktykowane w ostatnim sezonie. Mam na myśli współpracę z niektórymi szkołami. Niestety, nie wszyscy podeszli do tego profesjonalnie i część biletów, które miały być rozdane dzieciakom w szkole, były sprzedawane pod halą.
W tym sezonie przerwana została hegemonia PGE Skry Bełchatów na krajowym podwórku. Medale z najcenniejszego kruszcu zdobyli siatkarze Asseco Resovii Rzeszów. Jest pan zaskoczony takim obrotem sytuacji?
- Jest to na pewno zaskoczenie. Nie zmienia to jednak faktu, że Resovia zaprezentowała się kapitalnie w tych finałach. My mamy taką małą satysfakcję, bo wygraliśmy na Podkarpaciu w pierwszej rundzie, a play-offie nie przegraliśmy bez walki.