Gdy dwie pierwsze partie padły łupem lepiej prezentujących się na siatce i mocniej serwujących Włochów, wydawało się, że spotkanie nie potrwa dłużej niż trzy sety. Giulio Sabbi, najskuteczniejszy zawodnik Italii (24 punkty), oraz Gabriele Maruotti (16 "oczek") siali popłoch w szeregach rywali.
Druga odsłona również nie układała się po myśli gospodarzy, więc trener Park Ki-Won zdecydował się na zmiany. To nieco odmieniło grę Azjatów, ale nie na tyle, aby nawiązali oni wyrównaną walkę. Zabiegi szkoleniowca przyniosły jednak skutek w kolejnej części. Punktami zwrotnymi, które odmieniły przebieg spotkania, okazały się 3 bloki Ha Kyong-Mina.
Koreańczycy bez zarzutu realizowali założenia taktyczne, do tego dołożyli dobrą defensywę. Jeon Kwang-In oraz Park Chul-Woo trzymali poziom w ataku, więc o losach pojedynku musiał decydować tie-break. W piątej odsłonie do stanu 13:13 gospodarze dotrzymywali kroku Włochom. W kluczowym fragmencie siatkarze z Półwyspu Apenińskiego wykazali się lepszą wytrzymałością psychiczną.
- Włosi zagrali perfekcyjnie w pierwszych dwóch setach, więc w trzecim postanowiliśmy zagrać już na luzie, bez presji. Poprawiliśmy nasz atak i blok. Dwie ostatnie piłki to jednak nasze błędy, co kosztowało nas porażkę - przyznał po zakończeniu zawodów Kwon Young-Min, kapitan Korei. - Jestem zadowolony z wygranej. Myślę, że zasłużyliśmy na zwycięstwo, ale musimy grać lepiej niż w trzecim i czwartym secie tego meczu - podkreślił Simone Buti, kapitan Italii.
Korea Południowa - Włochy 2:3 (15:25, 22:25, 25:21, 25:22, 13:15)
Korea: Jeon, Han, Lee Sun-Kyu, Park, Choi, Shin, Yeo (libero) oraz Kwon, Kim, Ha, Song, Lee Kang-Joo
Włochy: Kovar, De Togni, Maruotti, Buti, Baranowicz, Sabbi, Rossini (libero) oraz Falaschi, De Marchi, Vettori
***
Na prowadzeniu w tabeli grupy C umocniły się Stany Zjednoczone. Mistrzowie olimpijscy pewnie pokonali Francuzów, nie dając im ugrać ani jednego seta. W drużynie z Europy zdecydowanie słabiej niż wczoraj zaprezentowali się Earvin Ngapeth i Antonin Rouzier, najlepsi zawodnicy swojego zespołu w piątkowym starciu przeciwko Korei.
Jak przyznał na pomeczowej konferencji prasowej kapitan Francuzów, Pierre Pujol: - USA to jedna z najlepszych druzyn na świecie, mocniejsza od nas. Jestem rozczarowany naszą dzisiejszą grą - nie ukrywał. Najlepszego nastroju nie miał również Philippe Blain. - Od rozpoczęcia rozgrywek tegorocznej Ligi Światowej to nasz najgorszy występ. Moi zawodnicy złapali "dołek", fizyczny i mentalny. Mogę pochwalić Kevina Le Roux, ponieważ jego wejście ożywiło naszą grę - podkreślił szkoleniowiec Trójkolorowych.
Powody do radości mieli oczywiście Amerykanie. - Wykonaliśmy dobrą robotę. Świetnie współpracowaliśmy, stanowiliśmy jedność na boisku. Pokazaliśmy również kapitalną defensywę i blok - zaznaczył Clayton Stanley, kapitan USA. - Pokazaliśmy wysoką skuteczność w trzeciej partii. Duże znaczenie miało sześć niesamowitych bloków w naszym wykonaniu - zakończył John Speraw, prowadzący Jankesów na turnieju w Gwangju.
Francja - USA 0:3 (21:25, 21:25, 20:25)
Francja: Trefle, Hardy-Dessources, Rouzier, Ngapeth, Pujol, Tuia, Grebennikov (libero) oraz Toniutti, Moreau, Samica, Tillie
USA: Anderson, Rooney, Suxho, Holmes, Stanley, Smith, Lambourne (libero) oraz Lotman.
W niedzielę Korea podejmie Amerykanów, a Francja zmierzy się z Włochami.