Najpierw na parkiet hali w Dallas wybiegli Francuzi i Włosi. Ci pierwsi, jeszcze pod wodzą Philippe'a Blaina, prowadzili w bardzo wyrównanej premierowej odsłonie 24:23 i mieli w górze piłkę setową, jednak jej nie wykorzystali. Końcówka, rozgrywana na przewagi, padła łupem zawodników z Półwyspu Apenińskiego, a niemałą rolę odegrali w niej Ivan Zajcew i Michał Łasko. - Pierwszy set był świetny, było w nim dużo dobrej walki - podkreślił na pomeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec Włoch, Mauro Berruto.
Druga partia była tak samo wyrównana, z tą różnicą, że Trójkolorowi wykorzystali tym razem dwupunktową przewagę (23:21). Samuel Tuia rozstrzygnął ten fragment na korzyść swojego zespołu, skutecznie atakując po czasie wziętym przez trenera. Kolejna część przebiegała od samego początku pod dyktando Francuzów i zakończyła się ich wysokim zwycięstwem.
Czwarty set wyglądał bardzo podobnie do poprzedniego, lecz tym razem z wygranej mogli cieszyć się Włosi. O losach całego pojedynku zadecydował tie-break, w którym do stanu 8:8 trwała wyrównana walka. Później dwa błędy Italii pozwoliły "odskoczyć" rywalom na dwa punkty. Spotkanie asem serwisowym zakończył Earvin Ngapeth.
Włochom w odniesieniu triumfu nie pomogło aż 26 "oczek" Michała Łaski. - Jesteśmy szczęśliwi, ponieważ był to dla nas bardzo ważny mecz. Zagraliśmy dobrze, bez dużej liczby błędów - zauważył Pierre Pujol, kapitan Francji. W podobnym tonie wypowiadał się Philippe Blain. - Nasze spotkania z Italią to zawsze prawdziwe bitwy. Mamy jeszcze wiele możliwości po tym pojedynku - podkreślił szkoleniowiec. - Jestem zadowolony z tego, że doprowadziliśmy do pięciu setów. Nie było ani chwili rozprężenia. Życzę Francji wyjazdu do Bułgarii - nie ukrywał Mauro Berrutto.
Francja - Włochy 3:2 (29:31, 25:23, 25:18, 21:25, 15:12)
Francja: Trefle, Hardy-Dessources, Toniutti, Moreau, Tuia, Tillie, Grebennikov (libero) oraz Samica, Ngapeth, Pujol
Włochy: Łasko, Zaytsev, Savani, Travica, Fei, Birarelli, Bari (libero) oraz Parodi, Papi, Boninfante, Giovi (libero)
***
Drugie starcie pierwszego dnia turnieju w Dallas, pomiędzy gospodarzami a Koreą, przyniosło równie wiele emocji. Było jednak znacznie krótsze. W pierwszej partii Azjaci prowadzili już 10:6 i 13:9, ale skrzydłowi USA zdołali doprowadzić do wyrównania w samej końcówce. Ostatecznie na korzyść swojej drużyny rozstrzygnął ją Clayton Stanley, serwując asa. - Rozpoczęliśmy słabo - przyznał kilkadziesiąt minut później kapitan mistrzów olimpijskich.
Otwarcie kolejnego seta ponownie należało do Korei, jednak na drugiej przerwie technicznej to Jankesi wygrywali 16:13. Decydujące fragmenty znów obfitowały w emocje. Swoją wyższość potwierdzili Amerykanie. Wykorzystali oni prowadzenie 2:0 w całym spotkaniu, triumfując także w trzeciej odsłonie.
- Korea zagrała dobry mecz. To dla nas dobra lekcja, rywale cały czas na nas naciskali - zauważył Clayton Stanley. Dobrych słów pod adresem Azjatów nie szczędził również Alan Knipe. - Dobrze serwowali, my nie mogliśmy przyjąć i to wprowadzało nas w kłopoty - podkreślił trener USA.
USA - Korea Południowa 3:0 (32:30, 26:24, 25:22)
USA: Anderson, Lee, Suxho, Priddy, Holmes, Stanley, Lambourne (libero) oraz Salmon, Smith, McKenzie
Korea: Jeon, Kwon, Kim, Ha, Song, Choi Min-Ho, Yeo (libero) oraz Han, Lee Sun-Kyu, Bu, Choi Hong-Suk, Lee Kang-Joo