Z doświadczenia wynika, że im większy balon nadmuchany, tym większy huk towarzyszy jego pęknięciu. I stało się. Pękł, był huk... i marzenia o olimpijskim medalu trzeba odłożyć o kolejne cztery lata.
Po tak bolesnym siatkarskim ciosie cierpią zawodnicy, cierpią trenerzy, cierpią kibice. Taka jednak dola tych, co sport uprawiają i tych, co się nim pasjonują. Zasadnicza różnica w zachowaniach po nieudanych turniejach to chęć do dyskusji. Siatkarze unikają rozmów jak tylko mogą, zaś kibice prześcigają się w tezach na temat przyczyn porażki.
Ani jedna z postaw nie zmieni już jednak faktu, iż z najważniejszej imprezy czterolecia podopieczni Andrei Anastasiego wrócili bez medalu. A wracali niestety na raty, nie jak drużyna. Całej sytuacji pikanterii dodaje fakt, iż szkoleniowiec naszej kadry do Polski zamierza przybyć dopiero za jakiś czas. Czyżby się bał? Prezes PZPS zapewnia, że jego pozycja jest niezagrożona i tutaj należy z uznaniem przyznać rację Mirosławowi Przedpełskiemu. Głupotą by było zmienianie czegokolwiek, chyba że o czymś nie wiemy.
Trenerzy i zawodnicy zapewniają, że wszystko jest porządku, a turniej im po prostu nie wyszedł. Nasuwa się jednak pytanie, czy gdyby Polacy zdobyli medal, tym bardziej złoty, to również do kraju wracaliby ratalnie, a Anastasi odwlekałby wizytę w naszej ojczyźnie? Śmiem wątpić w akurat takie rozwiązanie.
Kadrę tworzą twardo stąpający po ziemi faceci. Zarówno trenerzy, jak i zawodnicy, powinni udźwignąć również presję spojrzenia kibicom w oczy po porażce, bo powrót po zdobyciu medalu z mistrzowskiej imprezy jest prosty i banalny. Na to już naszą reprezentację wraz ze sztabem szkoleniowy stać jednak nie było.
Razem wygrywamy, razem przegrywamy - ciągle powtarzają zawodnicy reprezentacji Polski. Szkoda tylko, że razem również nie wracają, by uświadomić swoim fanom, że "nic się nie stało" i dalej tworzą dobrze rozumiejącą się drużynę. Czyny są zawsze wartością niezaprzeczalnie ważniejszą od słów.
Marek Knopik
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
żółta kartka !