Anna Jawor: Piątkowy sparing z Legionovią pokazał, że już wkomponowałaś się w zespół. Trudno jednak nie zadać ci pytania, dlaczego zdecydowałaś się na przyjazd do Białegostoku? Wiele siatkarek nie chce tu grać.
Natalia Kurnikowska: Sporo osób zadaje mi to pytanie, ale mnie przede wszystkim zależy na graniu. AZS daje mi tę szansę. W innym klubie pewnie siedziałabym na ławce. Wydaje mi się, że mamy bardzo dobry skład - młody, perspektywiczny i pełen zaangażowania. Powinno być dobrze.
Nie obawiasz się kłopotów organizacyjnych, które praktycznie co sezon są w Białymstoku?
- Myślę, że każda z nas zdaje sobie sprawę, jak jest w tym klubie. Z tego co wiem, wszystko idzie w dobrym kierunku. Podobno ma być lepiej.
Na razie nie narzekacie?
- Czasami. Ale od października wszystko ma być dobrze ułożone organizacyjnie.
W sezonie 2009/2010 miałaś okazję występować w młodym zespole, jakim teraz jest AZS. Grałaś w Gedanii Żukowo, ale to nie skończyło się dobrze, klub spadł z ligi. Nie boisz się, że sytuacja się powtórzy?
- Mam nadzieję, że tak nie będzie. Wierzę w to. Wydaje mi się, iż teraz mamy lepszy skład niż w Gedanii. Każda z nas jest bardziej doświadczona, coś już przeżyła choćby w pierwszej lidze. Myślę, że coś w tym sezonie ugramy. Nie sądzę, aby sytuacja z ekipy z Żukowa się powtórzyła.
Przed startem rozgrywek typuje się, że to wy z Legionovią zagracie w barażach. Piątkowy sparing z ekipą z Legionowa wygrany 4:1 pokazał jednak, że tak nie musi być.
- Właśnie o to chodzi. Mam nadzieję, że ominiemy baraże i zagramy o wyższe pozycje.
Miałyście mało czasu, aby zgrać się z zawodniczkami z Trynidadu i Tobago, które bardzo późno do was dołączyły. Na parkiecie jednak nie widać braku zrozumienia między wami.
- Staramy się jak najszybciej z nimi zgrać. Na razie się to nam udaje. Trenerzy nam pomagają. Dziewczyny muszą jeszcze przyswoić pewne kwestie techniczne, ale w piątek nasza współpraca wyglądała naprawdę dobrze.
Obserwowałaś w tym roku występy naszej reprezentacji?
- Nie.
Pytam o to, bo w tym sezonie szansę w kadrze na Pucharze Jelcyna dostały młode zawodniczki nawet z rocznika 94. Nie było ci przykro, że nie dostałaś powołania?
- Nie. W poprzednim sezonie nie grałam, więc nie miałam okazji się pokazać. Nie było mi przykro.
Kiedyś uchodziłaś za jedną z najzdolniejszych juniorek w naszym kraju i sporo osób uważało, że niedługo powinnaś zawitać do pierwszej reprezentacji.
- Miałam trochę kłopotów ze zdrowiem. To, że nie znalazłam się w kadrze, to nie jest moja decyzja. Nawet o tym nie myślałam. Wierzę, iż jeszcze przyjdą czasy, gdy będę grać w drużynie narodowej. Na razie jednak skupiam się na tym, aby osiągnąć coś w klubie.
Gdy podpisywałaś długi, trzyletni kontrakt ze swoim poprzednim zespołem z Dąbrowy Górniczej, niektórzy uważali, że popełniasz błąd. Byłaś młodą siatkarką i w silnym klubie byłaś praktycznie bez szans na grę.
- Drużynę z Dąbrowy Górniczej wspominam dobrze. W pierwszym sezonie miałam okazje wchodzić na boisko, więc nie był to stracony czas. Do tego grałam ze starszymi i doświadczonymi zawodniczkami. Dużo się od nich nauczyłam. Drugi rok był już oczywiście trochę stracony, ale i tak sporo wyniosłam z treningu z dziewczynami.
Można powiedzieć, że wypożyczenie z Tauronu MKS do ekipy z Pszczyny uchroniło cię od siedzenia na ławce, a tym samym uratowało ci karierę.
- Tak, to był bardzo dobry ruch. To pozwoliło mi utrzymać się na parkiecie, a teraz znowu mogę grać w ekstraklasie.
Mówi się, że polskie siatkarki boją się ryzyka i wyjazdu do zagranicznych lig. Gdybyś ty otrzymała ofertę np. z Włoch, to zdecydowałabyś się z niej skorzystać?
- Długo zastanawiałam się nad swoją przyszłością przed podpisaniem kontraktu z AZS-em Białystok i na razie nie mam ochoty wyjeżdżać z Polski. Chcę trochę pograć tutaj. Wcześniej przecież nie miałam zbyt wielu okazji, aby pokazać się w ekstraklasie.