Rola menadżera jest bardziej niewdzięczna - rozmowa z Ewą Kowalkowską, menadżer Pałacu Bydgoszcz

Po porażce Pałacu z Legionovią menadżer bydgoskiej drużyny, Ewa Kowalkowska, wskazuje przyczyny przegranej i mówi, jak to jest obserwować grę zespołu, którego jeszcze nie tak dawno sama była częścią.

Dominika Baran
Dominika Baran

Dominika Baran: Co zadecydowało o porażce z Siódemką Legionowo?

Ewa Kowalkowska: Przede wszystkim trzeba przyznać, że drużyna z Legionowa zagrała na wysokim poziomie. To był naprawdę dobry mecz w ich wykonaniu. A w naszym niestety nie. Myślę, iż nie można wskazać jednego konkretnego elementu, który był przyczyną porażki. Z pewnością mogłyśmy zagrać lepiej pod każdym względem. Nie miałyśmy w sobotę żadnego argumentu i trzeba to otwarcie przyznać.

Oprócz Kubanki Mayvelis Martinez nikt nie był właściwie pewnym punktem w ataku w waszym zespole. Jedna zawodniczka to chyba jednak za mało, by wygrać z tak dobrze dysponowanym przeciwnikiem?

- Z pewnością każdy zespół powinien mieć swoją liderkę, natomiast nasza drużyna jest tak skonstruowana, że w większości przypadków muszą grać po prostu wszystkie zawodniczki, by coś w meczu zdziałać. Poza tym, bez względu na to, czy jest liderka, czy jej nie ma, to wygrywa i przegrywa się razem. Zabrakło nam zdecydowanie dobrej postawy zespołu, jako całości.

W ostatnim spotkaniu z PTPS Piła bardzo dobrze zaprezentowała się młoda atakująca, Zuzanna Czyżnielewska, zdobywając 14 punktów. W starciu z Siódemką obniżyła już jednak loty, bo mecz zakończyła z zaledwie 26-procentową skutecznością w ataku. Prawa młodości czy kiepska postawa całego zespołu?

- Myślę, że możemy z takiej perspektywy rozpatrywać każdy mecz. Zarówno nasz, jak i innych drużyn. Nie każde spotkanie jest takie samo, bo wiadomo, że przeciwnik przygotowuje się na takie warianty, to naturalne. Dlatego wspomniałam także o roli lidera. Nie zawsze musi być nim Zuza, May (Mayvelis Martinez - przyp. red.) czy którakolwiek inna zawodniczka. Chciałabym, żeby zawsze cały zespół błyszczał, ale zdaję sobie sprawę, że to niemożliwe, by wszystkie siedem zawodniczek i zmienniczki otrzymały wysokie noty.

To była dość sromotna porażka, do zera i to z beniaminkiem. Co więcej, właściwie w żadnym secie nie zagroziłyście Legionovii, która potwierdziła swoją wyższość w każdym elemencie. Jak zamierzacie, jako sztab, zmobilizować zawodniczki przed kolejnym spotkaniem w Orlen Lidze?

- Nie rozpatrywałabym tej porażki pod kątem tego, że odniosłyśmy ją w starciu przeciwko beniaminkowi ligi. Jak już wcześniej wspomniałam, ten beniaminek pokazał się dziś z naprawdę dobrej strony. Nie miałam jeszcze okazji spojrzeć w statystki, ale wydaje mi się, że dziewczyny z Legionovii grały przede wszystkim równo, nie popełniały błędów. Miały też zdecydowanie skuteczniejszy blok niż my. Siódemka wywalczyła sobie prawo do gry w tej ekstraklasie, więc nie można im tutaj umniejszać zasług.

A może nie doceniłyście do końca przeciwnika?

- Przygotowywaliśmy się do tego meczu cały ubiegły tydzień, pod każdym praktycznie względem, więc nie można absolutnie mówić o lekceważeniu przeciwnika z naszej strony. Przegrałyśmy, ale taki jest sport. Trzeba umieć znosić porażki, a jeszcze ważniejsze jest, by umieć się po takiej porażce podnieść i zagrać kolejny mecz. Dobry mecz.

To pani drugi rok w charakterze menadżera drużyny. Jak się pani czuje w tej roli?

- Przede wszystkim bardzo się cieszę, że dostałam szansę u siebie w klubie, by taką funkcję pełnić. Staram się, aby wszystko było w jak najlepszym porządku. Natomiast nie ukrywam, że jest to ciężka rola i bardzo niewdzięczna...

Trudniejsza niż rola zawodniczki?

- Myślę, że tak, ale nie w charakterze gorsza-lepsza. Po prostu zupełnie inna. Nie da się ukryć, że na boisku zawsze mogłam się obronić rękami i nogami, a teraz nie mogę tego zrobić. Dlatego jest to dla mnie trudne, bo każdy mecz muszę oglądać z boku i nie zawsze są to miłe widoki. Staram się - i chcę, żeby tak było - by zawodniczki wiedziały, że jestem obok nich i mogą, kiedy tylko zechcą, skorzystać z mojego doświadczenia, podpowiedzi, czegokolwiek. Szczególnie po takich meczach, jak ten sobotni, jest to niezwykle ważne.

Ewa Kowalkowska przyznaje, że rola menadżera drużyny jest o wiele bardziej niewdzięczna niż zawodniczki; foto: sport.pl Ewa Kowalkowska przyznaje, że rola menadżera drużyny jest o wiele bardziej niewdzięczna niż zawodniczki; foto: sport.pl

Czyli jako menadżer skupia się pani nie tylko na aspektach stricte organizacyjnych, ale stara się także pomagać zawodniczkom i sztabowi w kwestiach siatkarskich?

- Nasz sztab jest tak zorganizowany, że kwestie taktyki czy przygotowania fizycznego zostawiam w gestii trenerów. Nie ukrywam jednak, że często z nimi rozmawiam, lecz staram się nie wtrącać, nie przeszkadzać. Mimo tego, na pewno pozostajemy ze sobą w ścisłej współpracy, wymieniamy się spostrzeżeniami również na tematy ściśle siatkarskie. Uważam, że to dobry układ. Nie chcę jednak wypowiadać się na temat swojej pracy, bo nie lubię się oceniać. Nigdy nie lubiłam i nic się pod tym względem nie zmieniło. Powinni to robić pozostali członkowie sztabu.



Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×