Siatkarska drużyna z Warszawy była skazywana przed sezonem na miejsce w ogonie plusligowej tabeli. Akademicy nie zamierzali jednak klękać na parkiecie nawet przed znacznie wyżej notowanymi zespołami, prosząc o najniższy wymiar kary. O sile i charakterze całkiem nowej Politechniki Warszawskiej przekonały się już faworyzowane ekipy z Jastrzębia i Bydgoszczy. Z czterech pierwszych spotkań obecnych rozgrywek o mistrzostwo Polski, team ze stolicy wygrał aż trzy i to za komplet punktów. Śmiało można więc uznać tę drużynę za rewelację początku sezonu.
Po tak znakomitym starcie, atmosfera wokół zespołu, a i pewnie w jego wnętrzu jest znakomita. Do takiej sytuacji trzeba było jednak doprowadzić, bo z niczego nie ma nic. Uczynił to "Diabeł", czyli Jakub Bednaruk w osobie własnej. To w głównej mierze jego zasługa, że o siatkarzach Politechniki jest nad Wisłą głośno.
Młody szkoleniowiec jeszcze rok temu pobierał nauki od Radosława Panasa, jednego z najlepszych trenerów młodego pokolenia i nie wątpię, że przyszłego selekcjonera reprezentacji Polski. A że uczniem był pojętnym, szybko oswoił się z plusligową rzeczywistością w roli głównodowodzącego. To Bednaruk potrafił z ekipy bez gwiazd krajowych i zagranicznych, stworzyć zespół, który nie lęka się "zlania" nawet teoretycznie silniejszego rywala na parkiecie.
Usłyszałem kiedyś z ust jednego z trenerów prowadzących zespoły w najwyższej klasie rozgrywkowej, że bardzo istotnym elementem ich pracy jest zdolność do zrobienia z kilkunastu zawodników jednego, dobrze rozumiejącego się zespołu. Nie każdy, nawet najlepszy w przeszłości zawodnik to potrafi, a przykładów daleko szukać nie trzeba. Jakub Bednaruk tę umiejętność jednak posiadł i z pewnością nie jest to efekt czarcich mocy, lecz własnego charakteru oraz doświadczenia zebranego podczas wielu lat biegania za piłką do siatkówki.
"Diabeł", wraz ze swoją drużyną, zanotował siatkarskie "wejście smoka". Nie zawsze będzie jednak tak różowo i przyjdą pewnie dni trudne, bo każdy kiedyś je ma. Póki co, uśmiech góruje na twarzy Bednaruka, bo jest się z czego cieszyć. To dowód zadowolenia z postawy siatkarzy, jak i pewnie samego siebie. Niech więc tak zostanie jak najdłużej, bo śmiech to zdrowie przecież, a i kibicom coś skapnie. Im dłużej ekipa Politechniki będzie sprawiać niespodzianki, tym dłużej nasza liga będzie ciekawsza i mniej przewidywalna. Kibice to kochają.
Marek Knopik