Jeszcze kilkanaście dni temu sobotnie spotkanie można by było określić mianem pojedynku Dawida z Goliatem. Sensacyjny triumf ekipy Marka Kardosa w Rzeszowie diametralnie zmienił jednak sytuacje i niektórzy liczyli, że częstochowianie będą w stanie pokusić się o kolejną niespodziankę. Akademicy wyraźnie podbudowani premierową wygraną w PlusLidze wyszli na parkiet naładowani pozytywną energią i wolą walki i po drugim secie zapachniało kolejną sensacją. - Rywale byli mocno nakręceni po zwycięstwie z mocnym rywalem i to w dodatku na wyjeździe. Chcieli pokazać, że u siebie też są mocni i myślę, że po części im się to udało. Wygrali drugiego seta, a swoje pięć minut miał Grzesiek Bociek - mówił środkowy wicemistrzów kraju, Karol Kłos.
Bohater i główny architekt zwycięstwa częstochowian w Rzeszowie, rzeczywiście był wiodąca postacią w szeregach gospodarzy. Szczególnie w pierwszych dwóch partiach 21-letni atakujący wypożyczony do Częstochowy z… bełchatowskiego zespołu był nie do zatrzymania. Bociek, czego się nie dotknął, to zamieniał na punkty. W inauguracyjnej odsłonie, to nie wystarczyło jednak do zwycięstwa. Akademicy dzielnie stawiali opór wicemistrzom kraju, ale w końcówce nieznacznie lepsi okazali się podopieczni Jacka Nawrockiego. W drugiej partii do głosu doszli już jednak gospodarze.
Częstochowianie szybko wypracowali sobie kilku punktową przewagę przy zagrywce Miłosza Hebdy. 21-letni przyjmujący rozstrzelał bełchatowianom tym elementem siatkarskiego rzemiosła, a nadarzające się kontry z zimną krwią wykorzystywał Bociek. Bełchatowianie próbowali niwelować straty, ale byli momentami wręcz bezradni i bili głową w mur. Najlepiej było to widoczne na przykładzie Konstantina Cupkovicia, który raz za razem nadziewał się na blok Akademików i już pod koniec seta wyczerpał limit zaufania u trenera Nawrockiego i na boisku pojawił się etatowy atakujący, Aleksandar Atanasijević. Jak się okazało, wejście na plac gry Serba i chwilę później Pawła Woickiego zmieniły losy pojedynku.
Bełchatowianie, choć byli już niemalże na deskach szybko się podnieśli. W trzeciej partii już z Woickim i Atanasijeviciem na boisku od razu podkręcili tempo, co od razu przełożyło się na obraz gry. Akademicy długo walczyli, jak równy z równym, ale do bełchatowian należało ostatnie słowo. Przy stanie 16:20 nadzieje częstochowian podtrzymał asem serwisowym Michał Kaczyński, ale już po chwili w ataku nie pomylił się Atanasijević, a dwa asy serwisowe z rzędu dołożył Michał Winiarski. Częstochowian nie było już stać na skuteczną odpowiedź, a seta zakończył blok na wyżej wspomnianym Kaczyńskim.
Ostatnia, jak się później okazało odsłona wzbudziła najwięcej kontrowersji. W roli głównej wystąpili arbitrzy, którzy swoimi decyzjami wprowadzili wiele zamieszania i nerwowości. W jednej z akcji o wideo weryfikację poprosili bełchatowianie. Sędziowie po wnikliwej analizie powtórek podjęli decyzję o przyznanie punktu gospodarzom, co szybko zakwestionowali goście z kapitanem, Mariuszem Wlazłym na czele. Cała sytuacja przerodziła się w dyskusje pod siatką z obu stron, a rozjemcy spotkania znów zmienili swoją decyzję, tym razem na korzyść wicemistrzów Polski. Chwilę później pod siatką znów zawrzało, a za dyskusję żółtą kartę zobaczył Atanasijević. Ukaranie serbskiego atakującego sprawiło, że częstochowianie zbliżyli się już na trzy oczka (14:17) i walka rozpoczęła się w zasadzie na nowo. Bełchatowianie opanowali jednak sytuację i w końcówce nie pozostawili już złudzeń, komu należy się zwycięstwo.
Akademicy postawili jednak trudne warunki wyżej notowanemu rywalowi. Widać, że czas pracuję na korzyść młodej drużyny Marka Kardosa, której gra wygląda coraz lepiej. - Myślę, że dobrze się zaprezentowaliśmy. Oczywiście, nie ustrzegliśmy się błędów. Nie wykorzystaliśmy kilku kontrataków. Mieliśmy piłki na czwartym, czy piątym metrze i nie potrafiliśmy ich skutecznie zaatakować. Z taką grą mogliśmy myśleć o zwycięstwie z zespołami z Kielc, czy Gdańska - zauważa środkowy częstochowskiej ekipy, Srecko Lisinac.
Progres w grze częstochowskiej ekipy widoczny jest gołym okiem. Co ciekawe, może to napawać optymizmem także włodarzy wicemistrzów Polski, bo w składzie Wkręt-metu AZS można znaleźć kilku wychowanków PGE Skry, którzy nie potrafili przebić się do pierwszego składu. - Oni cały czas pokazują, że są dobrymi graczami. Skoro są wypożyczeni i znajdują miejsce w PlusLidze i wygrywają z mistrzem Polski. Trzeba na nich zwracać uwagę. Myślę, że prezesi Skry też się cieszą, że ci młodzi zawodnicy grają i rozwijają się - dodaje Karol Kłos.
Wkręt-met AZS Częstochowa - PGE Skra Bełchatów 1:3 (23:25, 25:17, 19:25, 21:25)
AZS: Janusz, Hunek, Hebda, Bociek, Lisinac, Kaczyński, Piechocki (libero) oraz Bik, Marcyniak, Stelmach, Szlubowski.
Skra: Vincić, Pliński, Wlazły, Cupković, Kłos, Winiarski, Zatorski (libero) oraz Woicki, Bąkiewicz, Atanasijević, Cala.
MVP: Paweł Woicki (Skra).