Prowadzona przez Jacka Nawrockiego drużyna ma za sobą bardzo trudne tygodnie. Niemal cały jej krajowy autorytet rozsypał się błyskawicznie, a ograć ją potrafiła już nie tylko odważnie wkraczająca do ligowej czołówki Delecta Bydgoszcz, ale również znacznie uboższa AZS Politechnika Warszawska. Co więcej, akademicy ze stolicy do siedmiokrotnego mistrza Polski tracą w tabeli tylko jeden punkt.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
O ile w PlusLidze bełchatowianom bardzo dawno nie szło tak źle (więcej niż 7 porażek w fazie zasadniczej zanotowali ostatnio w sezonie 2002/2003, czyli dokładnie dekadę temu!), o tyle w Champions League PGE Skra Bełchatów nigdy nie radziła sobie tak dobrze. Wygrała wszystkie siedem dotychczasowych meczów i jedną nogą jest już w najlepszej szóstce turnieju. Oczywiście znajdą się specjaliści wypominający chociażby Dynamu Moskwa plagę kontuzji, ale wygrana za trzy punkty w stolicy Rosji, niezależnie od okoliczności, musi budzić uznanie. Można też podnosić argument, że ostatni rywal Skry Arkas Izmir za potentata europejskiego nie uchodzi, jednak ekipa Glenna Hoaga w coraz silniejszej lidze tureckiej radzi sobie znakomicie (komplet zwycięstw), a w minionym sezonie w niemal identycznym składzie doszła do Final Four najważniejszych europejskich rozgrywek.
Czemu tak się dzieje? Odpowiedź jest akurat wyjątkowo prosta. Skra nie dysponuje już takim potencjałem sportowym jak w poprzednich sezonach. Nie znaczy to jednak, że nie może być groźna. Wręcz przeciwnie, cały czas może nawiązywać równą walkę z najlepszymi. Różnica w stosunku do poprzednich lat jest jednak taka, że nie jest w stanie dokonywać tego co trzy dni. W takiej sytuacji konieczne jest określenie priorytetów. W przypadku bełchatowian hierarchia wydaje się być oczywista.
W tej chwili liczy się tylko i wyłącznie Champions League. Z czegoś zrezygnować trzeba było. Nie bez powodu wybór padł na Puchar Polski, którego prestiż przed sezonem europejska centrala siatkarska niemal obróciła w pył. W tej chwili nie wiadomo jeszcze ani czy Polska dostanie dziką kartę w kolejnej edycji LM, ani czy przypadnie ona akurat zdobywcy krajowego pucharu. PlusLiga to zupełnie inna sprawa. Tutaj poszczególne mecze fazy zasadniczej w ostatecznym rachunku są praktycznie nieistotne. Dlaczego więc mocno eksploatowani siatkarze Skry mieliby dawać z siebie 110% skoro przy ścisku panującym obecnie w czubie tabeli już w play-offach każdy będzie miał szansę wygrać nie tylko z każdym, ale i wszędzie? Wcale nie jest powiedziane, że w fazie pucharowej prowadzące w tabeli ZAKSA Kędzierzyn-Koźle i Delecta będą łatwiejszymi rywalami niż Asseco Resovia Rzeszów czy Jastrzębski Węgiel.
Obecnie bełchatowianie w PlusLidze grają tylko i wyłącznie dlatego, że muszą. Trener Nawrocki nie ma oporów przed desygnowaniem do gry w pierwszym składzie Konstantina Cupkovicia, Michała Bąkiewicza czy Karola Kłosa, którzy jednak od podstawowych zawodników są w tej chwili zdecydowanie słabsi. Szansę ogrania w lidze otrzymuje również młodziutki Maciej Muzaj. Wszyscy oni mogą być przydatni w decydującej części sezonu, ale teraz przede wszystkim dają odsapnąć swoim kolegom. Mimo to Skra pokazała już w meczach z najlepszymi (dwumecz ligowy z ZAKSĄ), że na krótkim dystansie potrafi zdominować silnego rywala. Umiejętnościami wciąż więc dysponuje sporymi. W kluczowych momentach hitowych meczów ligowych czegoś jednak brakowało. Koncentracji, determinacji, woli walki, może szczęścia? Jakakolwiek nie byłaby prawda, wynikać będzie ona przede wszystkim z faktu, że te mecze są po prostu dla Skry w tym momencie nieważne. W końcu w obecnej sytuacji kadrowej PGE wielką nieodpowiedzialnością byłoby ryzykowanie zdrowia przez kluczowych zawodników Skry w momencie gdy zmienników brak, a stawką jest pojedynczy punkt w jednym z 18 meczów decydujących tylko i wyłącznie o rozstawieniu w fazie play-off.
W Lidze Mistrzów margines błędu ograniczony jest do minimum. Każda akcja decydować może o "być albo nie być" w turnieju. W PlusLidze zaś Skra o udział w dalszej rundzie martwić się nie musi. Polskie play-offy zaczną się mniej więcej w tym samym czasie, w którym wyłonieni zostaną uczestnicy final four Champions League. Wtedy zacznie się prawdziwa gra w kraju. Wtedy też okaże się czy Skra słusznie zaryzykowała, stawiając na europejskie puchary.
Na osobną dyskusję zasługuje niewątpliwie niezbyt udana polityka transferowa klubu i nie do końca zrozumiałe dla obserwatorów decyzje personalne trenera Nawrockiego. Warto jednak pamiętać, że tego ostatniego rozliczać będzie można dopiero na koniec sezonu. O tym, że przegrał Puchar Polski za dwa miesiące wszyscy zapomną. Jeśli jednak bełchatowianie skończą rozgrywki bez krajowego lub europejskiego medalu, wtedy żadne tłumaczenia szkoleniowcowi nie pomogą. Tymczasem pogłoski o upadku Skry są jeszcze mocno przedwczesne...
Marcin Olczyk