Warszawianie, którzy do Gdańska przyjechali w zaledwie 10-osobowym składzie, mieli problemy z dobrym wejściem w mecz. Grali dość ospale i niedokładnie. Trefl natomiast radził sobie całkiem nieźle i na pierwszej przerwie technicznej prowadził 8:4. Po krótkim odpoczynku, przyjezdni powoli zaczęli łapać wiatr w żagle. Efektowny atak Grzegorza Szymańskiego spowodował, że było już tylko 10:9. Chwilę później na czele znajdował się już AZS (13:14). Pozwoliła na to m.in. mądra gra doświadczonego Marcina Nowaka. Zawodnik ten był nie do zatrzymania na siatce i wykazywał się zarówno w bloku, jak i w ataku. Sytuację Trefla poprawiło wejście Michała Kamińskiego, który od razu po pojawieniu się na parkiecie błysnął w polu zagrywki, a po momencie także na skrzydle (22:21). Gdańszczanie nie stracili od tej pory już żadnego punktu w tym secie, dzięki czemu objęli prowadzenie w meczu 1:0.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
W drugiej partii lepiej wystartował AZS. Po udanym ataku Pawła Siezieniewskiego zrobiło się już 3:7. Lotosowi udało się jednak stosunkowo szybko wrócić do gry. Kiedy zablokowany został Szymański, na tablicy świetlnej widniał remis - 9:9. Od tego momentu Politechnika zdobyła trzy punkty z rzędu i znów była lepsza o kilka oczek. Taki stan rzeczy utrzymywał się przez dłuższy czas. Treflowi udało się odrobić straty w samej końcówce (23:23). Wśród podopiecznych Dariusza Luksa skutecznością wykazywać zaczął się Paweł Mikołajczak. To głównie dzięki niemu gospodarze ostatecznie wygrali tę partię.
Warszawianie nie spuścili jednak z tego powodu głów, bowiem na kolejnego seta wyszli zmotywowani i waleczni. Ich nastawienie przełożyło się na wynik, gdyż szybko odskoczyli na kilka oczek (6:10). Przewaga przyjezdnych systematycznie rosła. W pewnym momencie zrobiło się już 7:13 i trener gospodarzy wziął czas. Na niewiele on się jednak zdał, ponieważ goście kontynuowali dobrą grę. Na drugą przerwę techniczną zawodnicy schodzili przy stanie 11:16. Spory dystans dzielący oba zespoły, na nieszczęście dla gdańszczan, utrzymał się do końca seta.
Trefl za wszelką cenę chciał uniknąć spełnienia się starego siatkarskiego porzekadła "kto nie wygrywa...", gdyż od początku czwartej partii narzucił swój styl gry i odjechał na kilka oczek (5:2). Nagle jednak w grze gospodarzy się coś zacięło i na prowadzenie wyszedł AZS (8:9). Podopieczni Dariusza Luksa w porę się ogarnęli i kilka chwil później ponownie zaczęli budować przewagę. Kiedy piłkę w aut wyrzucił Szymański, zrobiło się 15:12. Świetne zawody rozgrywał Wojciech Żaliński, który kończył większość ataków, a także zapewniał swojej drużynie spokój w przyjęciu. Goście, choć jeszcze próbowali szarpać, to ostatecznie musieli uznać wyższość rywala - nie tylko w tym secie, lecz również w całym meczu.
Lotos Trefl Gdańsk - AZS Politechnika Warszawska 3:1 (25:21, 27:25, 21:25, 25:22)
Trefl: Hietanen, Łomacz, Gawryszewski, Kaźmierczak, Mikołajczak, Żaliński, Rusek (libero) oraz Kamiński, Mika, Szczurek, M.Kaczmarek
AZS: Pawliński, Nowak, Siezieniewski, Drzyzga, Szymański, Dryja, Potera (libero) oraz Olenderek
MVP: Wojciech Żaliński