Faworytem całego dwumeczu są oczywiście wyżej notowane w tabeli Orlen Ligi bielszczanki. Ostatni mecz obu drużyn pokazał jednak, że to bardzo wyrównane zespoły. BKS wygrał wówczas po zaciętej, pięciosetowej batalii.
Początek środowego pojedynku również zwiastował emocjonującą walkę. Wymiana ciosów trwała od pierwszej piłki, a na przerwę techniczną z minimalnym prowadzeniem zeszły gospodynie. Żadna z ekip nie zamierzała odpuszczać i na tablicy wyników raz po raz pojawiał się remis. Dopiero skuteczny atak Patrycji Polak zapewnił wrocławiankom dwa oczka przewagi i zmusił trenera Popika do wzięcia czasu (17:15). Taki stan rzeczy nie trwał długo. Blok Milady Bergrovej pozwolił przyjezdnym odzyskać prowadzenie. Końcówka przyniosła kibicom wiele emocji i okazała się prawdziwym popisem faworytek. To one zachowały więcej zimnej krwi, wykorzystały kontry i błędy rywalek i wygrały 25:22.
Taki obrót spraw podciął nieco skrzydła zawodniczkom Impela. Przegrywały już 3:7, ale wtedy sprawy w swoje ręce wzięła Katarzyna Konieczna. Posyłając na stronę rywalek trzy asy serwisowe, atakująca wrocławskiej drużyny doprowadziła do remisu. Rozbite w przyjęciu bielszczanki traciły kolejne punkty i wkrótce na tablicy pojawił się wynik 11:7. Znakomita seria Koniecznej nie mogła trwać wiecznie, ale inicjatywa pozostała już po stronie miejscowych. Bogumiła Pyziołek sprowadziła zespoły na kolejną przerwę (16:13). Choć BKS robił wszystko, by odwrócić losy partii, podopieczne Tore Aleksandersena nie pozwoliły wydrzeć sobie zwycięstwa. Maja Ognjenović zapewniła swojej drużynie pierwszą piłkę setową, którą natychmiast wykorzystały jej koleżanki (25:20).
Dobra passa gospodyń trwała także po przerwie. As serwisowy Polak doprowadził do stanu 9:7. To właśnie zagrywka stała się ich najgroźniejszą bronią, a BKS miał coraz większe problemy z dokładnym dograniem piłki do siatki. Efektem słabej gry faworytek był wynik 16:12. Po fatalnym błędzie Bergrovej stało się niemal jasne, że bielszczanki już się w tym secie nie podniosą. Nie pomogły uwagi trenera Popika. Rozpędzony Impel pewnie zmierzał do zwycięstwa. Końcówka okazała się czystą formalnością. Partię rozstrzygnął blok na Joannie Frąckowiak (25:16).
Miejscowe wyraźnie zamierzały zakończyć spotkanie w czterech setach. Po asie serwisowym Makare Wilson prowadziły już 6:2. W szeregach Aluprofu nastąpiło jednak błyskawiczne przebudzenie i wkrótce, przy stanie 8:11, norweski szkoleniowiec Impela musiał poprosić o czas. W hali Orbita ponownie rozgorzała zacięta walka punkt za punkt, a wytypowanie zwycięzcy było wręcz niemożliwe. Skuteczny atak Bergrovej zapewnił przyjezdnym dwa oczka przewagi i znacznie zwiększył ich szanse na doprowadzenie do tie-breaka. Wrocławianki nie składały broni, ale kontrowersyjne decyzje sędziego i własne błędy zadecydowały o ich porażce. Monika Czypiruk przedłużyła spotkanie (21:25).
Na tym jednak możliwości bielszczanek się wyczerpały. Piąty set od samego początku układał się po myśli gospodyń. Efektowna zagrywka Koniecznej zapewniła im trzypunktową przewagę podczas zmiany stron. Atakująca wcale nie zamierzała opuszczać pola zagrywki. Przy stanie 12:5 spotkanie było praktycznie rozstrzygnięte. Formalności dopełniła Ewelina Sieczka, atakując w siatkę (15:9).
Impel Wrocław - BKS Aluprof Bielsko-Biała 3:2 (22:25, 25:20, 25:16, 21:25, 15:9)
Impel: Ognjenović, Konieczna, Pyziołek, Polak, Wilson, Djurisić, Medyńska (libero) oraz Rosner, Mroczkowska.
BKS: Wołosz, Frąckowiak, Sieczka, Łyszkiewicz, Bergrova, Pelc, Sawicka (libero) oraz Cella, M. Wojtowicz, Czypiruk-Solarewicz, G. Wojtowicz, Szymańska.