W minioną sobotę Czarni rozegrali przedostatni mecz rundy zasadniczej we własnej hali. Podejmowali innego beniaminka, Kęczanina, i choć zajmował on ósmą lokatę przed rozpoczęciem starcia dwudziestej kolejki, o triumf podopiecznym Wojciecha Stępnia łatwo nie było.
- To zespół walczaków. Co prawda większość zdobytych dwudziestu jeden punktów to efekt dobrej postawy we własnej hali, ale kilka faworyzowanych drużyn przekonało się, że również na wyjazdach jest mocny - przestrzegał w przededniu spotkania szkoleniowiec radomian. Przebieg meczu potwierdził te słowa.
Rozpoczęło się od gładkiej wygranej gospodarzy w premierowej odsłonie (25:18), ale w kolejnej partii RCS musiał już się mocno namęczyć, aby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Triumfował do 23, jednak trzeci set przyniósł zupełnie inne rozstrzygnięcie - po emocjonującej końcówce to przyjezdni mogli czuć się zadowoleni. - Wiedzieliśmy, że bardzo dobrze bronią w polu. Tak też się stało. Czasami podbijali niemożliwe piłki. Reszty dopełniły nasze błędy - Stępień wskazał przyczynę takiego stanu rzeczy.
Lekarstwem na słabą postawę Czarnych okazał się Marcin Kocik. Kapitan pojawił się na parkiecie przy stanie 5:9. Seria świetnych zagrywek pozwoliła zdobyć jego drużynie 6 punktów z rzędu! Jak się później okazało, nie wypuściła już prowadzenia z rąk. - Spodziewaliśmy się dużego oporu ze strony rywala, więc radość ze zdobytych trzech punktów jest duża - podkreślił trener.
Sobotnia wygrana zadecydowała o tym, że radomska ekipa zakończy rundę zasadniczą na pierwszym miejscu, niezależnie od wyników dwóch ostatnich spotkań - za tydzień na wyjeździe z AZS-em Nysa i w połowie marca przed własną publicznością z Cuprum Lubin. Co prawda na drugim miejscu w tabeli zaplecza ekstraklasy znajduje się obecnie Pekpol, ale nawet dwa trzysetowe triumfy nie pozwolą mu "przeskoczyć" Czarnych. To efekt tego, iż ma gorszy od lidera bilans setów wygranych do przegranych.