Początek spotkania, to całkowita dominacja Włochów, którzy chcieli z pewnością zatrzeć niekorzystne wrażenie po sobotniej porażce z PGE Skrą Bełchatów. Pierwsza partia początkowo układała się remisowo, jednak wraz z biegiem czasu na parkiecie zarysowywała się coraz większa przewaga jedenastego zespołu włoskiej Serie A. Po dwóch asach serwisowych autorstwa Lorenzo Perazzolo, zespół z Padwy prowadził już 21:16 i tylko kataklizm mógł odebrać ekipie trenera Bruno Bagnoliego końcowe zwycięstwo. Mimo usilnych starań przede wszystkim Smilena Mlyakova oraz będącego w wyraźnym gazie, Zbigniewa Bartmana częstochowianie musieli się pogodzić z przegraną i pierwsza odsłona w stosunku 25:19 padła łupem zespołu z Półwyspu Apenińskiego.
Jednak, co się odwlecze, to nie uciecze. Już od początku drugiej partii podopieczni trenera Radosława Panasa włączyli "szósty bieg" i momentalnie odskoczyli rywalom. Postrach w szeregach ekipy z Włoch siał przede wszystkim Zbigniew Bartman, który ani na moment nie zwalniał ręki w zagrywce, co z pewnością na swojej skórze odczuli włoscy przyjmujący. Po serii zagrywek Bartmana i udanych kontratakach w wykonaniu Krzysztofa Wierzbowskiego oraz Smilena Mlyakova, gospodarze prowadzili już 9:4. Chwila dekoncentracji i nonszalancji w grze dała, jednak złapać oddech rywalom, którzy momentalnie zwietrzyli szansę i po chwili przewaga gospodarzy stopniała do zaledwie jednego punktu. Sił Włochom na nawiązanie walki z wicemistrzami Polski wystarczyło, jednak tylko do stanu 17:15. Wtedy, to na blok rywali nadział się czeski środkowy, Jiri Kral, a po chwili w podobny sposób powstrzymany został Perazzolo i "Akademicy" nie dali już wydrzeć sobie z rąk wygranej. Seta zakończył udany blok na Giordano Matterze, który próbował zaskoczyć rywali atakiem z piłki przechodzącej.
Urwanie jednego seta rywalom było, jednak wszystkim na co tego dnia stać było częstochowski zespół. Trzecia odsłona nie miała większej historii. Od początku przebieg gry kontrolowali Włosi, którzy brylowali przede wszystkim w bloku i obronie, co umożliwiało rozgrywanie kontr, które na punkty zamieniali czy to, Robert Kromm, czy Lorenzo Perazzolo, który ponownie był jednym z najjaśniejszych punktów swojej ekipy i aż dziw bierze, że selekcjoner Azzurrich, Andrea Anastasi nie widzi dla niego miejsca w swojej reprezentacji. Trzeciego seta ładną kombinacją na siatce zakończył właśnie Perazzolo, który w stylu Brazylijczyka, Giby zszedł do środka i na wyczyszczonej siatce wbił "gwoździa" w pole rywala.
"Akademicy" szybko podnieśli się, jednak po dotkliwej przegranej i czwarta odsłona okazała się prawdziwą kwintesencją całego spotkania. Przez dłuższy czas wszystkie karty w ręku mieli, jednak przyjezdni z Włoch, którzy utrzymywali kilkupunktową przewagę. Po bloku na Bartmanie na tablicy wyników było już 13:17 i wydawało się, że Antonveneta jest już o krok od wygranej. Podopieczni Radosława Panasa nie złożyli, jednak broni i po atakach Mlyakova i niezwykle naładowanego energią, Bartmana, rozpoczął się koncert gospodarzy. Na ripostę gości nie trzeba było długo czekać. Na ataki Bartmana skutecznie opowiadał Kromm i środkowy bloku, Matias Raymaekers, a w najważniejszym momencie zafunkcjonował również blok, który zatrzymał Smilena Mlyakova. W ostatnich akcjach emocję sięgnęły zenitu i sytuacja zmieniała się, jak w kalejdoskopie. Po udanej kontrze Perazzolo na prowadzenie 25:24 wyszli Włosi. Po chwili do wyrównania doprowadził, jednak Bartman, a w następnej akcji przez blok nie zdołał przebić się Gabriele Maruotti i piłkę setową mieli gospodarze. Niestety, dla częstochowian w ostatnich trzech akcjach więcej zimnej krwi zachowała ekipa z Padwy i po dwóch blokach na Zbigniewie Bartmanie, z wygranej mogli cieszyć się przyjezdni.
Mimo porażki, "Akademicy" z honorem zakończyli czwarty memoriał poświęcony pamięci Arkadiusza Gołasia. W grze "Akademików" gołym okiem widać wyraźny progres i kto wie, być może częstochowianie okażą się "czarnym koniem" tegorocznych rozgrywek? Takiego zdania jest m.in. Zbigniew Bartman, którego transfer do Częstochowy okazał się strzałem w dziesiątkę. - Mecz był na pewno wyrównany i mógł się podobać, gdyż było dużo akcji typowo siatkarskich. Przegraliśmy własnymi błędami. To nie tak, że Padwa z nami wygrała, bo praktycznie w każdym secie do stanu 16:16 szliśmy z nimi łeb w łeb, a później w przyjęciu pojawiały się błędy i to jest właśnie nasz mankament. Myślę, że jednak do rozpoczęcia rozgrywek ligowych będziemy nad tym pracować i będzie lepiej - mówił reprezentant Polski.
Zadowolony ze swojego występu mógł być również Krzysztof Wierzbowski, na którego w podstawowej "szóstce" postawił trener, Radosław Panas. Młody przyjmujący bez kompleksów radził sobie na wysokim, włoskim bloku. - Taki jest sport. Jedna drużyna musi przegrać. Okazali się lepsi. W naszej grze pojawiły się problemy z przyjęciem, mieliśmy również problem z wystawieniem piłek sytuacyjnych no i stało się. Postawili szczelny blok i udało im się wygrać. Gratulujemy oczywiście wygranej i oby grali tak dalej. My na pewno popracujemy jeszcze nad naszą grą, aby w następnych meczach było lepiej - skwitował popularny "Wierzba".
Domex Tytan AZS Częstochowa – Antonveneta Padwa 1:3 (19:25, 25:20, 17:25, 27:29)
AZS Częstochowa: Drzyzga, Bartman, Nowakowski, Wierzbowski, Gunia, Mlyakov, Zatorski (libero) oraz Janeczek, Stelmach, Wrona, Gradowski.
Antonveneta Padwa: Mattera, Kromm, Raymaekers, Gato, Kral, Perazzolo, Garghella (libero) oraz Maruotti, Meggiolaro, Maniero, De Togni, Gottardo.