Przede mną trudne zadanie - rozmowa z trenerem reprezentacji Polski kobiet, Piotrem Makowskim

O odpowiedzialności, jaka na nim spoczywa, o zagranicznych trenerach w Polsce i ciągłym uczeniu się mówi w wywiadzie dla SportoweFakty.pl świeżo upieczony trener kadry siatkarek, Piotr Makowski.

W tym artykule dowiesz się o:

Dominika Baran: Panie trenerze, czy pełnienie funkcji selekcjonera kadry siatkarek jest dla pana spełnieniem zawodowych marzeń?

Piotr Makowski: Jest to przede wszystkim ogromna odpowiedzialność, jednak każdy, kto rozpoczyna pracę w zawodzie trenera myśli o tym, by poprowadzić zespół ligowy, a potem reprezentację. Oczywiście nie wszystkim jest to dane. Cieszę się, że dostałem taką propozycję, lecz zdaję sobie również sprawę z tego, jak trudne zadanie przede mną.

W jaki sposób zamierza pan przekonać niezdecydowane siatkarki do gry w reprezentacji? Kilka z nich domagało się zagranicznego trenera, z uznanym nazwiskiem. Możliwe, że i w tym sezonie nie wszystkie kadrowiczki będą do pana dyspozycji.

- Najlepszym sposobem jest codzienna praca i systematyczne działanie. Jeżeli dziewczyny stawią się na zgrupowaniu, to wtedy będziemy mogli coś więcej powiedzieć, wymienić poglądy. Przypomnę tylko, że zagraniczni trenerzy pracowali już w polskiej lidze i robili to z lepszym bądź gorszym skutkiem. Podam kilka przykładów: Tomas Totolo w PlusLidze, który doprowadził Jastrzębski Węgiel do wicemistrzostwa, ale z Indykpolem skończył na 10. miejscu. Wcześniej odnosił olbrzymie sukcesy i przy tym wykonywał świetną pracę, ale w Olsztynie się nie udało. Można przytoczyć także przykład Daniela Castellaniego, który święcił triumfy w polskiej lidze, zdobył z Polakami mistrzostwo Europy, ale w mistrzostwach świata wypadł blado. Z kolei w Łodzi pracował także Mauro Masacci, też genialny fachowiec, który opuścił Budowlanych przed końcem sezonu.

Wszystko zawsze rozbija się o dwie kwestie: budżet i zawodników, jakimi się dysponuje. Przypuszczam, że, gdyby Tomaso Totolo dostał możliwość pracy na przykład w Kędzierzynie-Koźlu, może wypadłby podobnie, jak w tym sezonie Castellani. Nie możemy tego jednak sprowadzić do prostego, matematycznego równania.

Nie chce się pan wypowiadać na temat personaliów i przyszłych powołań. Może jednak zdradzi pan, czy planuje zaprosić na zgrupowanie także te siatkarki, które odmawiały wcześniej gry w biało-czerwonych barwach? Czy będzie pan starał się przekonać do powrotu Małgorzatę Glinkę-Mogentale?

- Naprawdę nie chciałbym rozmawiać o nazwiskach w tym momencie. Jest jeszcze za wcześnie, wciąż trwa liga. Dlatego poproszę o następne pytanie.

Polski Związek Piłki Siatkowej nie rozpisał konkursu na selekcjonera kadry. Czy mimo tego był pan zobligowany do przygotowania planu działania, który przedstawił zarządowi?

- Tak, oczywiście. Odbyłem rozmowy zarówno z Wydziałem Szkolenia PZPS, jak i z zarządem całego związku. Wszystko odbyło się jak najbardziej profesjonalnie.

Kontrakt ze związkiem obowiązuje do igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro, a celem samym w sobie jest wywalczenie awansu na ten turniej i zbudowanie drużyny, która będzie w stanie powalczyć w Brazylii. Do tego czasu ma pan więc pewną swobodę w działaniu i będzie mógł spokojnie pracować z myślą o igrzyskach?

- Zadając to pytanie, doskonale pani wie, że los trenera nigdy nie przedstawia się tak prosto i klarownie. Umowa jest podpisana, ale zawsze może się coś potoczyć niezgodnie z planem albo - tak, jak w moim przypadku - może zdarzyć się coś niespodziewanego. Przecież z Delektą miałem bezterminowy kontrakt, ale pojawiła się propozycja pracy z reprezentacją. Wspólnie z Piotrem Seńko [prezes Delekty Bydgoszcz – przyp.red.] stwierdziliśmy, że nie ma żadnych przeszkód, bym podjął się tego zadania. Prezes zapewne żałuje, że nie mogę prowadzić w dalszym ciągu zespołu Delekty, ale nie ma ludzi niezastąpionych. W Bydgoszczy i tym razem znajdą wyjście z tej sytuacji, a ja będę służył prezesowi pomocą w kwestiach pozaszkoleniowych.

Kontrakt Piotra Makowskiego obowiązuje do IO 2016
Kontrakt Piotra Makowskiego obowiązuje do IO 2016

Przez niemal dwa lata pełnił pan funkcję asystenta trenera kadry żeńskiej, Jerzego Matlaka. Czy przejmując teraz reprezentację będzie pan korzystał z doświadczenia zdobytego w tamtym okresie, czy jednak postawi pan na własne metody prowadzenia zespołu?

- Jestem zdania, że należy korzystać z doświadczeń innych i dlatego będę chciał wyciągnąć wnioski z pracy z trenerem Matlakiem. Oczywiście skupię się na tym, co było w tym czasie najlepsze i dotychczas sprawdziło się w pracy z kadrą. Trzymam się zasady, by czerpać wszystko, co wartościowe ze współpracy z każdym trenerem, z jakim miałem do czynienia.

Jak bardzo różni się praca z zespołem męskim i żeńskim? Czy konieczne będą radykalne zmiany w podejściu szkoleniowym i mentalnym?

- Naturalnie, że istnieją różnice, jednak trzeba pamiętać, że niektóre stereotypy tworzymy sami. Jak na przykład ten, mówiący, iż u pań seriami traci się punkty. To nieprawda. U panów także takie sytuacje występują, czasem te serie są nawet dłuższe. Powielanie tych schematów jest zupełnie bezzasadne. Wystarczy podać przykład z finału PlusLigi, kiedy Resovia przegrała partię, mimo że prowadziła już 21:15. Kwestia psychiki stanowi tutaj oczywiście odrębny problem, bo do każdej zawodniczki należy podejść indywidualnie. Pracowałem już jednak z zespołami i żeńskimi, i męskimi, więc posiadam doświadczenie w tym temacie. Mam zatem głęboką nadzieję, że sobie poradzę.

[b]Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

[/b]

Źródło artykułu: