Zabrakło naprawdę niewiele - rozmowa z Jarosławem Macionczykiem, rozgrywającym BBTS-u Bielsko-Biała

- Przegraliśmy wygrany mecz - nie miał wątpliwości po drugim spotkaniu z Czarnymi rozgrywający BBTS-u. Jarosław Macionczyk powrócił do radomskiej hali po kilku latach.

Piotr Dobrowolski: Przy prowadzeniu 13:9 w piątej partii zwycięstwo było praktycznie na wyciągnięcie ręki...

Jarosław Macionczyk: Szkoda, ale przegraliśmy wygrany mecz. Prowadząc w tie-breaku, powinniśmy go doprowadzić do końca.

Wykazaliście się ogromną determinacją, przegrywając już 0:2 w całym spotkaniu...

- Myślałem, że nie wytrzymamy nerwowo. Wystarczy spojrzeć na wyniki poszczególnych setów. Trudno, to jest sport. Walczymy dalej. Mam nadzieję, że wrócimy do Radomia.

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

Wracając do poniedziałkowego starcia, co było kluczowe dla końcowego wyniku?

- Graliśmy prostym systemem: krótka, lewe skrzydło, pipe, czasem, ale bardzo rzadko, atakowaliśmy z prawego skrzydła. Tak się nie da wygrać meczu. Przemyśleliśmy pewne rzeczy i wyszliśmy na boisko bardziej skoncentrowani.

Pierwszy pojedynek rozpoczęliście dużo lepiej...

- Pierwszy set był dobry w naszym wykonaniu, a dwa następne szybko nam uciekły. Czwarty wygraliśmy, ale w tie-breaku nie kończyliśmy swoich akcji, łatwych piłek. Ciężko się gra bez odejścia na prawe skrzydło. W poniedziałek to nam szwankowało.

Długa przerwa pomiędzy półfinałami a finałem wybiła was z rytmu?

- Myślę, że tak, zresztą nie tylko nas, bo Czarni też potrafią lepiej grać. Sądzę, że lepiej grali przed tą przerwą. Trzy tygodnie robi swoje, bo wiadomo, że myśli się już o zakończeniu ligi, o tym, co potem, a trzeba jeszcze się "sprężyć" na te mecze i grać je. Na pewno miało to jakiś wpływ, ale szanse są po obu stronach takie same. Dla poziomu sportowego ta przerwa troszeczkę zaszkodziła.

Z jakim nastawieniem przyjeżdżaliście do Radomia?

- Chcieliśmy wygrać tutaj tyle, ile się da. W tej hali ciężko się gra, zabrakło niedużo, abyśmy wygrali. Do wtorkowego spotkania podeszliśmy z takim samym nastawieniem. Mówiliśmy sobie przed przyjazdem, że byłoby pięknie odnieść dwa zwycięstwa.

W porównaniu z gładko przegranym meczem z fazy zasadniczej, zaprezentowaliście się dużo lepiej...

- Czarni rzadko przegrywali w tym sezonie u siebie. Po laniu, jakie otrzymaliśmy tutaj w rundzie zasadniczej, szybkim 0:3, poszło nam lepiej. Fajnie, że były tie-breaki, wynikowo ciekawie, bo pięć setów, ale poziom trochę słabszy niż można było się spodziewać.

Jak się panu grało w hali MOSiR-u po tylu latach ponownie na nawierzchni syntetycznej?

- Powiem szczerze, że lepiej gra mi się na nawierzchni niż na parkiecie, na którym boisko było bardzo słabo widoczne. Cieszyłem się z tej zmiany, bo fajnie grało mi się tutaj przez cztery lata, zresztą nie tylko mnie, ale również Maćkowi Wołoszowi i Mariuszowi Gacy. To nawet dla nas był mały plus, że nie graliśmy na deskach, tylko na nawierzchni.

Co musicie zmienić w swojej grze, aby powrócić do Radomia na decydujące, piąte starcie?

- Trzeba zagrać trochę lepiej w każdym elemencie, bo w pierwszym meczu nie zabrakło dużo, abyśmy przełamali rywala. Przegrywaliśmy przez dłuższy okres czasu i fajnie, że się podnieśliśmy w czwartym secie. W finałach wkradają się emocje, nerwowość. W przypadku spotkań finałowych walczy się właściwie o nic, bo przy zamkniętej PlusLidze nie ma możliwości awansu, ale chcemy te rozgrywki wygrać, tego nie ukrywamy.

Jarosław Macionczyk przez cztery lata występował w Jadarze Radom (foto: http://www.bbtsbielsko.pl/)
Jarosław Macionczyk przez cztery lata występował w Jadarze Radom (foto: http://www.bbtsbielsko.pl/)
Źródło artykułu: