O ile poniedziałkowy, pierwszy mecz finałowy zaplecza PlusLigi, dostarczył wielu emocji i zwrotów akcji, o tyle wtorkowe starcie pomiędzy radomianami a bielszczanami było pełnym dramaturgii, wielkim siatkarskim horrorem. O jego losach również musiał zadecydować tie-break.
Sytuacja na boisku zmieniała się jak w kalejdoskopie - to wyświechtane powiedzenie pasuje jak ulał do każdego z setów drugiej konfrontacji Czarnych z BBTS-em. Dość powiedzieć, że przez długą część premierowej odsłony prowadzili przyjezdni, by przy stanie 22:18 roztrwonić całą przewagę. Duży udział w początkowym odrobieniu strat, a później uzyskaniu zaliczki mieli Michał Ostrowski i Jakub Radomski. Ich skuteczna postawa na siatce przyczyniła się do wygranej 26:24.
Podobny przebieg miała druga partia, w której gospodarze kilka razy niwelowali różnicę. Co prawda podopieczni Janusza Bułkowskiego mieli nawet w górze setbola, jednak blok wspomnianego wyżej "Ostrego" i Roberta Prygla dał radomianom "bezpieczne" prowadzenie w całym meczu.
Zgromadzonym w hali przy ulicy Narutowicza kibicom wydawało się, iż trzeci set stanowi jedynie formalność i już kilkanaście minut później będą mogli cieszyć się z końcowego triumfu. Lider tabeli po rundzie zasadniczej wygrywał 23:20 i właściwie tylko kataklizm mógłby mu przeszkodzić. Prowadzenia nie udało się jednak utrzymać - determinacja i wola walki gości zostały nagrodzone.
Niemal identycznie wyglądała czwarta część. Czarni wygrywali już 20:15, lecz chwila dekoncentracji została skrzętnie wykorzystana przez rywali. Ofiarna postawa w obronie i nie mniej odważne ataki błyskawicznie znalazły swoje odzwierciedlenie w wyniku. Tak jak wszystkie poprzednie odsłony, i ta skończyła się dopiero po grze na przewagi.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
Tie-break był kwintesencją siatkówki i piękna tego sportu, jego wad i zalet. Nieznacznie prowadzili bielszczanie, by w pewnym momencie wygrywać już 13:9. Ciężar gry na swoje barki wzięli wówczas najbardziej doświadczeni zawodnicy - Marcin Kocik i Prygiel. Pierwszy z nich, pojawiając się chwilę wcześniej, wybronił trudną piłkę, po której koledzy mogli wyprowadzić skuteczny kontratak. Pięć kolejnych punktów padło łupem podopiecznych Wojciecha Stępnia. Ogromna w tym zasługa drugiego trenera - przy jego zagrywce RCS zdobył 5 "oczek" z rzędu.
MVP spotkania został wybrany Bartłomiej Neroj. Do kolejnych pojedynków finałowych dojdzie już w najbliższy weekend - najpierw w sobotę, a później ewentualnie w niedzielę. Jeśli do tego czasu nie rozstrzygną się losy tej batalii, decydujący mecz zostanie rozegrany w przyszłą środę w Radomiu.
Czarni Radom - BBTS Bielsko-Biała 3:2 (26:24, 27:25, 24:26, 27:29, 15:13).
Czarni:
Neroj, Radomski, Gałązka, Prygiel, Gutkowski, Ostrowski, Filipowicz (libero) oraz Kałasz, Kocik.
BBTS: Macionczyk, Lewiński, Błoński, Kalembka, Wołosz, Gaca, Swaczyna (libero) oraz Kwasowski, Modzelewski, Kurek.