Mimo że było to dopiero pierwsze spotkanie obu drużyn w ramach tegorocznej edycji Ligi Światowej, to siatkarze przystąpili do niego maksymalnie skoncentrowani. Jednak akcje w wykonaniu naszych reprezentantów były nieco chaotyczne, brakowało im bowiem dokładności w swoich zagraniach (2:6). Dobra gra blokiem pozwoliła na zniwelowanie strat do dwóch punktów. Już po pierwszej przerwie technicznej biało-czerwoni złapali swój rytm gry, a przy zagrywce Bartosza Kurka nasi kadrowicze wyszli na prowadzenie (11:9). Gra w bloku stała się bardzo ważnym punktem postawy naszej drużyny, która była w stanie stopniowo powiększać swoją przewagę (16:13).
Dobre przyjęcie pozwalało Łukaszowi Żygadle na kombinacyjną grę i gubienie bloku rywali. Brazylijczycy byli w stanie zmniejszyć straty do jednego punktu, ale nie od razu doprowadzili do remisu - jednak, gdy im się to udało, poszli za ciosem i natychmiast odzyskali prowadzenie (17:18). Przy stanie 19:19 na boisku pojawił się Felipe Fonteles, który powędrował w pole zagrywki, ale swoim serwisem nie stworzył takiego zagrożenia, jakie nie raz kreował podczas meczów PlusLigi. Końcówka, zgodnie z przewidywaniami, była zacięta, ale lepiej w niej grali przyjezdni, którzy byli skuteczniejsi nie tylko w pierwszej akcji, ale również na kontrze.
Już na samym początku drugiej odsłony Canarinhos wypracowali sobie dwa "oczka" przewagi. Nasi reprezentanci znów potrzebowali trochę czasu, by złapać odpowiedni rytm gry, tym razem udało im się to przed przerwą techniczną. Rozegrał się młody Ricardo Lucarelli, który dobrze sprawował się w ataku i był w stanie sprawiać trudności swoją zagrywką - właśnie przy jego serwisie przyjezdni powiększyli swoje prowadzenie (7:11). Bruno Rezende często decydował się na grę środkiem, a Lucas i Eder byli bardzo skuteczni w ataku. Natomiast biało-czerwoni stracili skuteczność bloku i ataku, co uniemożliwiało im niwelowanie strat.
Polakom nie sprzyjało szczęście, przy autowym ataku rywali dotykali siatki, rzadko kończyli akcje przez bardzo dobrą postawę Brazylijczyków w obronie. Straty wciąż oscylowały w okolicach czterech punktów, a wraz z upływem czasu ich odrobienie wydawało się coraz mniej realne. Ostatecznie wyniosły one pięć "oczek".
Po przegranej w takim stylu, naszej drużynie potrzebna była mobilizacja ze strony trenera, Andrea Anastasi nie szczędził ostrych słów podczas przerwy. Jednak nie znalazło to przełożenia na grę jego podopiecznych, którzy początkowo nie byli w stanie znaleźć sposobu na pokonanie rozpędzonych Brazylijczyków (0:3). Na szczęście, zdołali nawiązać z nimi wyrównaną walkę i doprowadzili do remisu. Polacy wyszli na prowadzenie - pierwszy raz od dłuższego czasu - dzięki efektownej "czapie" na Leandro Vissotto (10:9)! Nasi reprezentanci odzyskali pewność siebie, a przede wszystkim ich gra znów była skuteczna. Proste błędy zaczęli popełniać przyjezdni - dotykali siatki, atakowali w aut - dzięki czemu na drugiej przerwie technicznej to Polacy prowadzili 16:12.
Błędy własne biało-czerwonych sprawiły, że ich przewaga najpierw zmalała do zaledwie jednego "oczka", a chwilę później na tablicy widniał już remis (18:18). Polacy sami roztrwonili prowadzenie i sami mogli je odbudować. Na boisku pojawił się Andrzej Wrona, który miał duży udział w grze w końcówce seta w bloku i zagrywce. Postawa Polaków uległa zmianie na lepsze, a wynik cały czas oscylował w okolicach remisu. Przełamanie nastąpiło w niemal ostatnim momencie, a kluczową rolę odegrał blok naszej drużyny!
Mimo tak dobrego zakończenia trzeciej partii, kolejna odsłona znów rozpoczęła się nie po myśli naszych reprezentantów (1:4). Polacy obudzili się dość szybko, ale tylko na moment - Brazylijczycy znów przejęli inicjatywę i wyszli na pięciopunktową przewagę. Biało-czerwoni byli mało skuteczni i popełniali błędy, co utrudniało im niwelowanie strat, gdyż rywale grali na równym poziomie. Z upływem czasu Canarinhos grali coraz swobodniej, co przekładało się na wynik (9:16). Zwycięstwo naszej reprezentacji w tej partii, a zarazem meczu stawało się coraz mniej realne.
Po drugiej przerwie technicznej na boisku pojawili się zmiennicy - Dawid Konarski, Fabian Drzyzga oraz Michał Winiarski - ale nie byli oni w stanie odwrócić losów pojedynku. W ostatniej odsłonie premierowego spotkania w Lidze Światowej Polacy zdołali zdobyć tylko 15 punktów.
Polska - Brazylia 1:3 (22:25, 20:25, 25:22, 15:25)
Polska: Żygadło, Bartman, Nowakowski, Możdżonek, Kurek, Kubiak, Zatorski (libero) oraz Ruciak, Konarski, Wrona, Drzyzga, Winiarski.
Brazylia: Bruno, Vissotto, Lucas, Eder, Lucarelli, Dante, Mario (libero) oraz Wallace, William, Fonteles.
Kolejne spotkanie pomiędzy reprezentacjami Polski i Brazylii odbędzie się w niedzielę 9 czerwca w Łodzi. Początek został zaplanowany na godzinę 20:15.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)