Kinga Popiołek: Pamiętasz, kiedy ostatnio miałaś tak długie wakacje?
Berenika Tomsia: Nie... Chociaż to nie jest tak, że ja to mogę nazwać wakacjami, bo przez sześć dni w tygodniu jestem w treningu, tak że gdziekolwiek bym pojechała, to muszę wziąć ze sobą buty, strój na siłownię, pady do ćwiczenia kostki. Pierwsze co, jak gdzieś pojadę, to muszę znaleźć basen i siłownię. To nie jest tak, że mogę gdzieś wyjechać i zostawić wszystko w tyle. W zeszłym roku miałam piękne, udane wakacje z przyjaciółmi. To były pierwsze tak długie wakacje, bo mogłam sobie pozwolić na to, żeby wyjechać na dwa tygodnie. Wszystko jednak dlatego, że nie zakwalifikowałyśmy się na igrzyska olimpijskie... Gdybym mogła - wymieniłabym te wakacje na wyjazd do Londynu... Ale trzeba się cieszyć z tego, co się ma, a urlop był naprawdę niezapomniany.
A w tym roku zabrakło dla ciebie miejsca w reprezentacji. Zdawałaś sobie sprawę z tego, że tak to może wyglądać przez zmianę pozycji, czy też myślałaś o tym, żeby dograć jeszcze ten sezon reprezentacyjny jako środkowa?
- Ta absencja głównie spowodowana jest kostką. Co prawda jest już coraz lepiej, ale miałam długą przerwę. Trener zdał sobie sprawę z tego, że mogłabym być dyspozycyjna dopiero w sierpniu, a to już będzie w trakcie World Grand Prix i po obozach, więc dziewczyny byłyby bardzo zgrane. Z drugiej strony zmieniam pozycję i nie mogłabym grać na środku do września, żeby po tygodniu grać w klubie na prawym, potrzebuję więcej czasu. Ale umówiliśmy się, że gdyby coś się działo, to jestem gotowa. Myślę jednak, że tak realnie patrząc, to po tym sezonie się okaże czy trener mnie widzi w reprezentacji. Ja jak najbardziej bym chciała, więc mam nadzieję że ten sezon będzie na tyle dobry żeby w przyszłym roku otrzymać powołanie.
Najważniejszy jednak jest kontakt z trenerem. Kto pierwszy zadzwonił?
- Trener Makowski. Nawet spotkaliśmy się w Gdańsku i rozmawialiśmy dosyć długo. To nie jest tak, że odmówiłam kadrze. Gdybym mogła wybierać, to na pewno nie wybrałabym skręconej kostki. Jesteśmy w kontakcie, wszystko jest w porządku i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę mogła pomóc reprezentacji.
Według ciebie Piotr Makowski na stanowisku trenera reprezentacji Polski kobiet to dobry wybór? W pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że zawiązała się taka koalicja domagająca się zagranicznego szkoleniowca.
- Nie, nie było żadnej koalicji. Tak właściwie to w tej sprawie nie rozmawiałam z dziewczynami wiele. Miałam takie wrażenie, że po tym, jak reprezentację objął Jerzy Matlak, a następnie Alojzy Świderek, że to jest właśnie ten czas, by spróbować czegoś innego, z innym nastawieniem, z innego kraju, z innym szkoleniem i patrzeniem na siatkówkę. I tak właśnie myślałam, że to czas na zagranicznego szkoleniowca. Jednak ostatnio przeprowadziłam długą rozmowę z trenerem Makowskim i widzę, że jest to dla niego ogromnie ważna sprawa. Ma pomysł na to, jak poprowadzić tę drużynę, chce jak najlepiej dla kadry, wprowadza zmiany, żeby wszystko było bardziej profesjonalne. Słyszałam na przykład o lekarzach, którzy będą współpracować z drużyną, co jest naprawdę dużym plusem. Trener ma swój plan, dobrze z tym wszystkim działa, a ja mu życzę sukcesów...
I masz nadzieję, że za rok będziesz ich częścią?
- Tak, mam nadzieję, że w przyszłym roku się zobaczymy ponownie w kadrze.
Niedawno barwy klubowe zmieniła też twoja siostra, która trafiła do BKS-u Bielsko-Biała, ekipy dobrze ci znanej.
- Doradzałam siostrze ten ruch, bo sama w podobnym wieku poszłam do Bielska. Jeśli chodzi o moje wspomnienia, to są najlepsze z całej mojej kariery. Bardzo dobrze mi się tam grało i myślę, że dla Laury to jest wielka szansa. Mam nadzieję, że wypadnie jak najlepiej - będę jej kibicować. To będzie duża zmiana dla niej jeżeli chodzi o chociażby o organizację klubu, bo Laura grała w zeszłym roku w drużynie, która spadła z ekstraklasy. Cieszę się, że dograły ten sezon, walczyły do samego końca pomimo problemów. To dla niej dobry wybór, bo połowa drużyny jest doświadczona, a połowę stanowią młode zawodniczki, które będą mogły wiele wyciągnąć od ogranych koleżanek.
Zdecydowałaś już czy będziesz mieszkać w Legionowie, czy w Warszawie?
- Chyba jednak postawię na Legionowo.
Taka ucieczka od zgiełku wielkiego miasta?
- Po Stambule to do jakiegokolwiek miasta bym się przeniosła, to będzie mniejsze… Będzie zupełnie inaczej. Myślę jednak, że na co dzień to Legionowo mi w zupełności wystarczy.
Jak się odnajdowałaś w Stambule? To w końcu inna kultura, gdzie kobieta o słowiańskim typie urody wyróżnia się wyglądem.
- Na początku było bardzo trudno, ale z czasem zaczęłam się dostosowywać do sytuacji, do tamtejszej kultury. Najciężej było podczas załatwiania różnego rodzaju spraw np. w banku, na poczcie, ze względu na brak osób, które porozumiewałyby się w języku angielskim. Czasami było ciężko, trzeba było "mówić" rękoma. Ale to są w sumie takie dodatkowe atrakcje, z jakimi trzeba się liczyć w obcym kraju. Stambuł jest - jak na tę chwilę - najlepszym miastem do grania w siatkówkę. Ogromnym plusem jest to, że niemalże wszystkie mecze są rozgrywane na miejscu, szczególnie, że głównym miejscem rozgrywek jest jedna hala.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
A kibice dopisywali?
- Pod koniec już raczej nie. Tam ludzie szaleją na punkcie piłki nożnej. W dodatku mieszkałam obok stadionu i czasami nie dało się wyjść z klatki, bo takie tłumy były wszędzie. Ale na naszych najważniejszych spotkaniach hala się wypełniała.
Udało ci się skorzystać z sąsiedztwa stadionu i wybrać na mecz?
- Nie, nie zdecydowałam się. Często jest tak, że obowiązują kary i na przykład na stadion idą same kobiety. W dniu meczu praktycznie nie dało się przejechać przez ulice w sąsiedztwie stadionu, mnóstwo ludzi stało na ulicach rozpoczynając kibicowanie już pół dnia przed spotkaniem, więc w dni spotkań pół miasta żyło na innych obrotach. Wszystko to było dla mnie ciekawe. Na początku chciałam iść, ale jak się okazało, że każdy mecz słyszę w mieszkaniu przez cały sezon, to trochę ostudziło to moje chęci (śmiech).