Zrobię wszystko, co będzie trzeba, żeby dotrzeć do Kopenhagi - rozmowa z Andreą Anastasim

Zdjęcie okładkowe artykułu:  /
/
zdjęcie autora artykułu

Trener polskiej reprezentacji tuż przed rozpoczęciem ME mówi o tym, czy odczuwa presję, dlaczego zrezygnował z Włodarczyka i czy rozważa ponowne przegranie meczu z premedytacją.

W tym artykule dowiesz się o:

Ola Piskorska: Czy ma pan poczucie, że ten okres przygotowawczy był lepszy od tego przed Ligą Światową?

Andrea Anastasi: Oczywiście! Z wielu powodów to pierwsze zgrupowanie nie wyszło nam idealnie, przyczynami były na przykład urazy czy kontuzje zawodników, a także ich przemęczenie po intensywnym sezonie klubowym. Musiałem im dać wolne, a w efekcie mieliśmy mało czasu na wspólne treningi. Teraz miałem czas na wszystko - na spokojną analizę porażek i zastanowienie się, jak i co poprawić, a potem wiele tygodni ze wszystkimi zawodnikami, wypoczętymi po wakacjach, na solidną i ciężką pracę nad wszystkimi elementami.

Coś pan zmienił w przygotowaniach w porównaniu z poprzednim zgrupowaniem?

- Sporo. Na pewno poświęciłem więcej czasu na przygotowania fizyczne, zwłaszcza na aspekt przekształcania siły w prędkość. Skupiliśmy się też w większym wymiarze na technicznych elementach gry, zwłaszcza bloku. Podstawowa różnica była taka, że miałem naprawdę dużo czasu tym razem.

I to zadziałało?

- Moim zdaniem to widać w grze drużyny. Na pewno ja się czuję lepiej, kiedy wiem, że miałem wystarczająco czasu na zrobienie wszystkiego co sobie zaplanowałem. Jestem spokojniejszy, bo zrobiłem jako trener wszystko co mogłem, a teraz zobaczymy, jakie to przyniesie efekty.

Spokojniejszy? Myślałam, że w pana sytuacji, po dwóch nieudanych imprezach, ta presja jest teraz większa?

- Prawda jest taka, że każdy turniej, każdy mecz nawet to jest presja. Ja zawsze chcę wygrywać, zawsze chcę przywieźć medal, nawet jeżeli to się wydaje zupełnie nieprawdopodobne. Trener żyje z presją na co dzień. I tak samo na co dzień żyje ze świadomością, że mogą go w każdej chwili zwolnić. I jak wygrywa to jest świetnym trenerem i wszyscy są zachwyceni, a jak przegrywa, to jest beznadziejny, do niczego się nie nadaje i trzeba go zwolnić. To nie jest dla mnie nic nowego, to wszystko, taką mam pracę. Stresowanie się tym, co o mnie piszą albo tym, że może ktoś mnie zwolni jest bezsensownym marnowaniem energii, którą w całości powinienem teraz przeznaczyć na przygotowania do meczów, tak żeby je wygrać.

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

Chcemy dotrzeć do Kopenhagi - mówi Andrea Anastasi
Chcemy dotrzeć do Kopenhagi - mówi Andrea Anastasi

Mistrzostwa Europy są zawsze na końcu sezonu, pan był już na wielu z różnymi reprezentacjami. Czy jest łatwiej podchodzić do tego turnieju po zdobyciu medali w innych imprezach w roli faworyta czy łatwiej po porażkach?

- Każdy turniej i każda drużyna są inne. Z polską reprezentacją na przykład nigdy jeszcze nie przyjeżdżałem na żaden turniej w tak trudnym momencie, po serii porażek, wcześniej ciągle zdobywaliśmy medale. Na pewno łatwiej jest zespołowi, kiedy wygrywa, bo ma więcej wiary w siebie, więcej pewności. Teraz jest inaczej, ale mam poczucie, że moim zawodnikom bardzo na sukcesie w tym turnieju zależy, widzę ogromną determinację i koncentrację w zespole. Choć oczywiście to nie oznacza, że na pewno dotrzemy do Kopenhagi. Wracając do pytania wszystkie obecne na tym turnieju zespoły poniosły jakieś porażki ostatnio.

Poza Rosją.

- No oczywiście, ale aktualny mistrz olimpijski i zwycięzca Ligi Światowej to jest w ogóle inna kategoria, o nich nie ma co mówić. Reszta zespołów nie jest do końca zadowolona z przebiegu tego sezonu i wszyscy mają w pamięci jakieś przegrane. Zresztą porażki mają też pozytywne strony, dają impuls do zmian, które mogą być korzystne dla zespołu. Kiedy trener wygrywa, to nic nie zmienia, a czasem zmiana jest potrzebna. Porażki też są rozwijające dla trenera i dla zespołu.

Polska jest wymieniana w roli faworyta przez niektórych, na przykład Mauro Berruto. Czy to też jest pana poczucie?

- Faworytem na pewno jest Rosja, aktualnie najlepszy zespół na świecie. Nie zdobyli medalu mistrzostw Europy w 2009 ani w 2011, w 2007 przegrali złoto z Hiszpanią. Oni muszą tu wygrać. My z ostatnich dwóch imprez wróciliśmy bez medalu i w tej chwili na tym turnieju jest kilka zespołów, które miały o wiele lepsze wyniki ostatnio niż my. Na przykład Bułgaria czy Włochy. Dziwię się też, że nikt nie stawia Serbii w roli faworyta, a moim zdaniem to niedoceniana, świetna, drużyna i może sprawić niespodziankę.

Czyli z tamtej strony drabinki pana zdaniem wyjdą Włochy i Serbia?

- Tak, zdecydowanie. To są najmocniejsze reprezentacje po duńskiej stronie. Może jeszcze Holandia, która fantastycznie zaprezentowała się w Płocku, a ostatnio wygrała dwa mecze towarzyskie z Francją. Oranje są niewątpliwie w dobrej formie.

Nie będę pana pytać, dlaczego akurat Wojciech Włodarczyk  nie pojechał na ME, bardziej mnie ciekawi nietypowa proporcja w kadrze. Czterech przyjmujących i czterech środkowych to zestaw, który zdarza się dość rzadko, ani pan dotąd tak nie wybierał, ani inni trenerzy zwykle tak nie wybierają. Co było przyczyną tej nieszablonowej decyzji?

- Przede wszystkim dwóch bardzo dobrych młodych środkowych. Andrzej Wrona był z nami od samego początku w maju i prezentował się bardzo dobrze, a Łukasz Wiśniewski wreszcie jest w pełni zdrowia, na co czekałem od dłuższego czasu, bo to bardzo utalentowany zawodnik. Ja wierzę w obu tych chłopaków i uważam, że zasługują na grę w kadrze. Natomiast Włodi jest młody, niedoświadczony, ma za sobą zaledwie dwa sezony jako przyjmujący. Jeszcze nie dawno jak informowałem polską federację, że jadę do Austrii obejrzeć polskiego siatkarza to nikt nie wiedział o kogo mi chodzi (śmiech). Poza tym w moim systemie opieram się na trzech przyjmujących i czwartym pomocniczym, piąty byłby zupełnie niepotrzebny. I chciałem mieć na pewno dwóch normalnych libero, bo bardzo chciałem zabrać na ME Damiana Wojtaszka , który jest fantastycznym człowiekiem i ogromnie nam pomógł w tym sezonie, zostawiając całe serce na boisku. Wiesz, czasem dokonujesz selekcji nie tylko z technicznego, sportowego punktu widzenia pozycji i poziomu, ale z punktu widzenia drużyny jako całości, gdzie wszystkie elementy muszą do siebie jak najlepiej pasować, żeby była atmosfera i żeby całość zagrała.

Na koniec chciałbym się zapytać o drabinkę. Jak pewnie pan wie, jeżeli Polska nie chce trafić w ćwierćfinale na Rosję, to musi wyjść pierwszego albo trzeciego miejsca w grupie. Czy w tej sytuacji po przegraniu meczu z Francją na ostatni mecz ze Słowacją wyjdzie druga szóstka, jak dwa lata temu?

- To fakt, znowu jest taka sytuacja, że drugie miejsce w naszej grupie jest o wiele mniej korzystne niż trzecie. Może się zdarzyć, że mecz ze Słowacją zacznie nasza druga szóstka, nie mogę tego wykluczyć. Dla mnie na tym turnieju jest jeden cel – wygrać ćwierćfinał i znaleźć się z moją drużyną w Kopenhadze. To jest dla mnie bezwzględnie najważniejsze. Nie jestem de Coubertin. Zrobię wszystko, co będę mógł, żeby zrealizować wyznaczony cel. Od początku sierpnia powtarzaliśmy sobie z zawodnikami, że polecimy do Kopenhagi. Dziś nie wiem jeszcze, jaka jest droga do Kopenhagi, ale wykorzystam każdą możliwość, żeby tam dotrzeć.

===> Wszystko o mistrzostwach Europy 2013!

Źródło artykułu:
Komentarze (0)