Wiktor Gumiński: Polscy fani pamiętają cię z występów w AZS-ie Olsztyn. Po zakończeniu przygody z ligą polską grałeś w wielu różnych miejscach. Lubisz częste zmiany środowiska czy też wynikały one bardziej z konieczności?
Sinan Tanik: Wynikały raczej z konieczności. Po zakończeniu mojego ostatniego sezonu w Polsce przeszedłem operację barku. Z powodu dłuższej rehabilitacji chciałem wtedy zostać w Turcji i znalazłem drużynę, której mogłem pomóc (Halkbank Ankara - przyp. red). Sytuacja na rynku finansowym, zarówno europejskim, jak i tureckim, zaczęła się wówczas zmieniać, więc moje preferencje były ukierunkowane na ojczyznę. Grałem w kraju przez 3 lata, ale potem potrzebowałem nowego wyzwania. Chciałem występować w Lidze Mistrzów, dlatego też wybrałem ofertę Iraklisu Saloniki. Pobyt w Unicaji Almeria był z kolei doświadczeniem innego rodzaju. Przeszedłem tam w 2013 roku, by odbudować swoją karierę. Trafiłem do młodego zespołu, prowadzonego przez trenera, którego miałem okazję już wcześniej poznać. Powiedział mi, że potrzebuje pomocy w fazie play-off, a ja chciałem przyczynić się do wygrania mistrzostwa Hiszpanii. Cieszyłem się z tych przenosin, zwyciężyliśmy w lidze i wróciłem do Turcji (śmiech).
Pomiędzy przygodami w Salonikach i Almerii występowałeś w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, w ekipie Al-Ain. Możesz powiedzieć dwa słowa o tym okresie?
- Spędziłem tam cztery miesiące, od początku marca do połowy czerwca 2012 roku. Przy moich przenosinach na Bliski Wschód ważną rolę odegrał między innymi czynnik finansowy, bo w Iraklisie natknąłem się na wiele problemów. Do ekipy Al-Ain dołączyłem w środku sezonu i pomogłem jej wygrać mistrzostwo. Ponadto wywalczyliśmy także dwa inne trofea. Możliwość gry w Zjednoczonych Emiratach Arabskich była ekscytującym doświadczeniem, ponieważ w tamtejszych zespołach może występować tylko jeden zagraniczny zawodnik. Przyjezdni prezentują dobry poziom, więc wymaga się od nich wszystkiego. Mecze często przypominają pojedynek obcokrajowców.
W czasie pobytu w Olsztynie powiedziałeś, że występy w AZS-ie mają być tylko trampoliną do ligi włoskiej bądź rosyjskiej. Ciągle wierzysz, że będziesz miał jeszcze okazję zagrać w Serie A bądź Superlidze?
- Operacja barku, jaką przeszedłem po odejściu z Polski, odbiła się na mojej formie fizycznej. Teraz jestem już nieco starszy, ale jednocześnie bardziej doświadczony i lepszy. Odzyskałem swoją dawną dyspozycję. Jestem przygotowany, by ponownie grać na wysokim poziomie, a występy w Rosji czy Włoszech są marzeniem każdego siatkarza. Napływały do mnie pewne oferty, ale ja chcę znaleźć drużynę, która będzie dla mnie odpowiednia. Jeśli mi się to uda, z całą pewnością skorzystam z otrzymanej szansy. Równie mocno chciałbym ponownie przyjść do PlusLigi.
Twoim obecnym pracodawcą jest jednak Galatasaray. Jakie są zatem cele zespołu na sezon 2013/2014?
- Galatasaray jest jednym z największych i najstarszych klubów w Turcji. W moim kraju trwa obecnie okres stawiania na nieco mniej popularne gałęzie przemysłu sportowego, jakimi są choćby siatkówka czy koszykówka. Chociaż wyglądamy niepozornie, nie mamy wielkiego budżetu ani gwiazd w składzie, uważam że nasza ekipa jest dobrze zbilansowana i panuje w niej dobra atmosfera. Mimo że Halkbank Ankara ściągnął wielu zawodników z Trentino Volley, a Arkas Izmir od lat gra według swojego sprawdzonego systemu, mamy spore szanse powalczyć z nimi na krajowym podwórku. Pragniemy także po raz pierwszy awansować do kolejnej rundy Ligi Mistrzów. Jesteśmy ambitni i na pewno nie powiemy sobie: "ok, to jest nasz cel i na nim poprzestajemy".
[nextpage]A propos wspomnianego Halkbanku, mamy do czynienia z nietypową sytuacją. Jeden klub w bardzo krótkim czasie dokonał bowiem rozbioru czołowej drużyny europejskiej, zabierając z niej czterech podstawowych zawodników i trenera. Czy twoim zdaniem powinny obowiązywać jakieś ograniczenia transferowe?
- Według mnie mógł to być taktyczny ruch, mający na celu osłabienie jednego z największych rywali w europejskich pucharach. Turcja już dawno nie miała swojego męskiego reprezentanta w Final Four Ligi Mistrzów. Takie posunięcie mogło więc być zaaranżowane, jednak Halkbank dysponuje potężnym budżetem. Zespół przezwyciężył panujący w Europie kryzys finansowy i teraz płaci duże pieniądze. Bardzo dobrze jest mieć takiego przeciwnika, ponieważ podnosi on poziom naszej ligi oraz wzmacnia rywalizację. Nie sądzę, że powinien obowiązywać jakikolwiek transferowy limit. Mam nadzieję, że dzięki dokonanym wzmocnieniom Halkbank odniesie sukces i nadal będzie się rozwijał. Wiem, że cała sytuacja wygląda nie fair w stosunku do Trentino, lecz jestem przekonany, że już wkrótce ponownie stworzą tam silną drużynę.
Z roku na rok w lidze tureckiej występuje coraz więcej uznanych obcokrajowców. Myślisz, że młodzi tureccy gracze uczą się od nich? Czy też raczej zagraniczni zawodnicy zabierają im miejsce w składzie i zarazem szansę na regularną grę?
- Federacja wydaje decyzje o podtrzymywaniu jakości ligi, ponieważ jest to produkt, który może sprzedawać. To odbija się szkodliwie na przyszłości reprezentacji narodowej. Obecnie mamy zaledwie kilku młodych i zarazem już ogranych zawodników, którzy mogą występować na pozycji przyjmującego bądź atakującego. Narzekam, ale widzę przyczynę tego zjawiska. Obecna sytuacja finansowa w Turcji jest korzystna, więc kluby mogą dobrze płacić również rodzimym graczom, nawet tym siedzącym na ławce. Taka sytuacja jest komfortowa dla wszystkich. Mam jednak nadzieję, że wkrótce zostanie zmniejszony limit obcokrajowców i zrobi się więcej miejsca dla Turków. Poziom by się obniżył, ale po pewnym czasie znowu by wzrósł. Jeśli chcemy być jak Polacy, musimy dać szansę gry rodakom.
Jak oceniasz występ reprezentacji Turcji w mistrzostwach Europy 2013?
- Oczekiwałem zwycięstwa ze Słowacją i awansu z grupy, ponieważ nasz potencjał był wystarczający, by to osiągnąć. W lecie mieliśmy dużo problemów. Przegraliśmy Igrzyska Śródziemnomorskie, które rozgrywane były w naszym kraju. Zaledwie 40 dni przed rozpoczęciem mistrzostw Europy zmieniliśmy trenera, wszystko układało się nie po naszej myśli. Niewykorzystanie otrzymanej szansy we wrześniowym turnieju było małym nieszczęściem. Uważam jednak, że Emanuele Zanini wprowadzi odpowiedni system gry i weźmie do kadry zawodników naprawdę oddanych narodowym barwom. Niektórzy z obecnych reprezentantów nie występują nawet w swoich klubach, dlatego ciężko im oddawać całe serce dla reprezentacji. Zanini ma długoterminowy kontrakt, obowiązujący aż do zakończenia igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Myślę, że pod jego wodzą staniemy się lepszym zespołem.
A czy jeszcze kiedykolwiek zobaczymy Sinana Tanika w narodowym trykocie?
- Tak jak powiedziałem, Zanini ściągnie zawodników zmotywowanych do gry w kadrze. Jest sprawiedliwym trenerem. Jeśli w tym sezonie pokażę się z dobrej strony w lidze oraz europejskich pucharach, a on mnie powoła, będę gotów zostać jego żołnierzem. Mam nadzieję, że uda mi się go przekonać do podjęcia takiej decyzji.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!