Oczywiście wielu powie, że na ferowanie wyroków, czy rozdawanie już w listopadzie medali PlusLigi jest zdecydowanie za wcześnie. Zgoda. Za nami już jednak sześć kolejek ligowych, czyli ponad połowa pierwszej rundy fazy grupowej. Warto więc pokusić się o pierwsze wnioski, zwłaszcza że polscy kibice mogli w ostatnich tygodniach obejrzeć kilka ligowych hitów.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
Najwięcej zmian przed sezonem dokonało się w PGE Skrze Bełchatów. Nic w tym dziwnego, skoro po latach ligowej dominacji i kolekcjonowania przeważnie złotych krążków, ekipa z województwa łódzkiego zakończyła sezon poza finałową czwórką. Coś trzeba było więc zmienić. Postawiono na model argentyński, sprowadzając na stanowisko trenera urodzonego w ojczyźnie Maradony Hiszpana Miguela Falascę. Głównym zawodnikiem odpowiadającym za realizację jego poleceń na parkiecie został zaś rozgrywający Nicolas Uriarte. Jakby tego było mało, do Bełchatowa ściągnięto również wschodzącą gwiazdę argentyńskiej siatkówki Facundo Contego. Dodając do tego niezwykle doświadczonego Francuza oraz polską mieszankę umiejętności i talentu wydaje się, że z tej mąki może być chleb.
Pierwsze mecze sezonu pokazały, że, mimo letniego przewrotu, na efekty być może wcale nie trzeba będzie długo czekać. Oglądając domowe mecze Skry można dojść do wniosku, że jest to pewny siebie, umiejący narzucić rywalowi swój styl gry, zespół. Jego wielkim atutem są chłodne głowy zawodników, co podkreślał w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl Piotr Hain, po tym jak jego zespół, rozgrywając naprawdę dobre spotkanie, przegrał w Hali "Energia" 1:3. Skra w tym sezonie w każdym meczu przed własną publicznością straciła minimum seta, ale tak naprawdę ani razu (nawet w rywalizacji z mistrzem Polski) nie sprawiała wrażenia zespołu przypartego do muru czy bezradnego. Te pojedyncze partie można próbować zrzucić co najwyżej na karb rozkojarzenia lub zbytniej pewności siebie, co może tłumaczyć częste oddawanie gościom akurat pierwszego seta. Stało się tak nie tylko w starciu z silną Asseco Resovią Rzeszów, ale również w spotkaniu z anonimowymi Grekami w rozgrywkach europejskich.
Gorzej sytuacja wygląda na wyjazdach. Porażka z Cerradem Czarnymi Radom w wielu kręgach przyjęta była wręcz jako sensacja. Oczywiście beniaminek z rewelacyjnym Wytze Kooistrą na skrzydle na zwycięstwo w pełni zasłużył, ale po pretendencie do tytułu oczekiwać powinno się więcej niż jednego wygranego seta. W Kędzierzynie-Koźlu, według wielu obserwatorów, Skra zagrała po prostu słabo. Różnicę w występach przed własną publicznością i w gościach widać zwłaszcza w skuteczności ataku. Zarówno w meczu z ZAKSĄ jak i Czarnymi znacznie poniżej możliwości zagrał Mariusz Wlazły, który wciąż odczuwa chyba skutki zeszłorocznego eksperymentu Jacka Nawrockiego z przestawieniem go na pozycję przyjmującego. To właśnie od postawy kapitana zespołu zależy bardzo wiele, jeśli nie najwięcej. Dotychczasowe mecze pokazują bowiem, że jeśli jego skuteczność spada poniżej przyzwoitych 40% drużyna zaczyna mieć poważne problemy (tak było w obu przegranych meczach ligowych).
Przy korzystnym układzie wyników najgroźniejszych rywali do tytułu Skra zapewne mogłaby zdobyć mistrzostwo, kończąc sezon zasadniczy na pierwszy miejscu i w play-off wygrywając tylko mecze domowe. Taki scenariusz jest jednak bardzo mało prawdopodobny, zwłaszcza że u siebie w tym sezonie nie przegrywa również Resovia (w przeciwieństwie do ZAKSY czy liderującego PlusLidze Jastrzębskiego Węgla). Miguela Falaskę czeka więc jeszcze sporo pracy, by wprowadzić zespół na miejsce, z którego strąciła go dwa lata temu właśnie ekipa z Rzeszowa. Początki byłego rozgrywającego w nowej roli są jednak obiecujące. Czy uda mu się swoją myśl szkoleniową przekuć w złoto?
Tymczasem już w najbliższą sobotę bełchatowską twierdzę zdobyć spróbują podopieczni Lorenzo Bernardiego...
Marcin Olczyk