Miniony sezon dla doświadczonego holenderskiego środkowego z przeszłością w Serie A nie należał do najbardziej udanych. Nie dość, że jego zespół uplasował się dopiero na piątym miejscu w lidze na koniec sezonu i w dość kompromitujących okolicznościach odpadł z rozgrywek Ligi Mistrzów, to jeszcze sam zawodnik nie należał do ulubieńców trenera i często musiał z kwadratu dla rezerwowych śledzić wydarzenia na parkiecie. W kwestii gry jego sytuacja i tak poprawiła się względem jeszcze wcześniejszego sezonu, ale w ocenie zawodnika, jak i większości obserwatorów, Wytze Kooistra zdecydowanie zasłużył na więcej okazji do gry, zwłaszcza że gdy już się pojawiał na boisku, to nie zawodził, prezentując równiejszą i niewątpliwie wyższą formę niż chociażby Karol Kłos.
Po sezonie okazało się, że nisko usługi Holendra ocenia nie tylko Jacek Nawrocki. W Bełchatowie rozstano się z rosłym środkowym bez sentymentu, choć akurat pozyskanie w jego miejsce młodego, rozwojowego reprezentanta Polski Andrzeja Wrony i zasłanianie się limitem obcokrajowców mogących przebywać jednocześnie na boisku (przy trzech zagranicznych przyjmujących i podstawowym rozgrywającym z Argentyny) jest oczywiście wytłumaczeniem jak najbardziej akceptowalnym. Czy działacze PGE Skry nie zastanowiliby się jednak dwa razy, gdyby wiedzieli jaki łomot Kooistra spuści ich zespołowi, i to grając na pozycji, na której w Bełchatowie w chwili obecnej jest deficyt?
Sympatyczny Holender, który jeszcze na koniec poprzedniego sezonu deklarował, że chętnie zostanie w Skrze, nie spuścił jednak głowy po tym, jak podziękowano mu za współpracę. Dalej robił swoje, z tym, że już jako atakujący reprezentacji narodowej, która zanotowała w tegorocznej edycji Ligi Światowej kilka naprawdę udanych występów, po czym, ku zaskoczeniu polskich fanów, znalazł zatrudnienie w beniaminku PlusLigi z Radomia. Co więcej, przyszedł do Cerradu Czarnych właśnie jako atakujący, a nie środkowy.
Początek tego sezonu upłynął Kooistrze pod znakiem poznawania zespołu i dochodzenia do siebie po trudnym i męczącym sezonie reprezentacyjnym (w którym nie brakowało wycieczek do dalekiej Azji czy Ameryki Północnej). Dlatego Asseco Resovia Rzeszów i ZAKSA Kędzierzyn-Koźle mogą mówić o sporym szczęściu, gdyż w meczach z nimi "latający" Holender zaliczył tylko epizody, o których nie ma sensu wspominać. Warto w tym miejscu jednak pamiętać, że mimo zdobycia w tych dwóch spotkaniach łącznie 4 punktów, jest on w tej chwili nie tylko najlepiej atakującym, ale również ogólnie najlepiej punktującym ligi! Swój kunszt pokazał zresztą już w czwartym meczu sezonu. Wtedy to razem z kolegami podejmował na własnym terenie… Skrę Bełchatów. Tego dnia zdobył 30 punktów (wynik w PL spotykany niezwykle rzadko) i poprowadził beniaminka do zwycięstwa, a sam w pełni zasłużenie zgarnął tytuł MVP meczu. Podobny dorobek punktowy zanotował w potyczce z Lotosem Treflem Gdańsk (27 oczek) i starciu z Jastrzębskim Węglem (24), z tym że to ostatnie trwało tylko 3 sety, a jeden z głównych faworytów ligi był na tyle bezradny, że pozwolił Holendrowi skończyć mecz z 60-procentową skutecznością ataku.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
Kooistra jest więc swoistym ewenementem, ponieważ wydaje się grać tym lepiej, im trudniejszy przeciwnik. Często bowiem zawodnicy kreowani na gwiazdy zawodzą akurat w rywalizacji z ekipami z najwyższej półki. Holender zaś właśnie w meczach z faworytami jest w stanie wykrzesać z siebie dodatkową adrenalinę i wydobyć głęboko skrywane rezerwy, by stać się oparciem dla kolegów i postrachem dla rywali. Ile razy zadziwi nas jeszcze w tym sezonie atakujący z odzysku?
Marcin Olczyk