Ola Piskorska: Kilka pytań w sprawie Grzegorza Boćka

W poniedziałek Sąd Odwoławczy PZPS wydał decyzję dotyczącą ponownego rozpatrzenia sporu pomiędzy dwoma klubami o przynależność atakującego Grzegorza Boćka. Wyrok jest nielogiczny i budzi wątpliwości.

Czy Grzegorz Bociek jest obecnie zawodnikiem AZS Częstochowa czy ZAKSY Kędzierzyn-Koźle ?

Sąd rozpatrywał ponownie sprawę wniosku o postępowanie dyscyplinarne wobec kędzierzyńskiego klubu i samego zawodnika, który złożył klub z Częstochowy. W pierwszej instancji Sąd Polubowny uznał, że nie ma powodu do wszczęcia postępowania, w poniedziałkowym wyroku ta decyzja została umorzona, czyli sąd uznał, że ZAKSA oraz Grzegorz Bociek złamali regulamin i podpisali kontrakt niezgodnie z prawem. Zdaniem sądu zawodnik miał ważną umowę ustną z klubem spod Jasnej Góry na przedłużenie kontraktu na obecny sezon i miał tego świadomość.

Skoro zdaniem sądu kontrakt z AZS Częstochowa jest ważny, to czy Grzegorz Bociek nie powinien występować w biało-zielonych barwach?

Dlaczego kara finansowa jest zasądzona na rzecz PZPS, a nie klubu z Częstochowy?

W wyroku zasądzona jest kara od zawodnika i od kędzierzyńskiego klubu na rzecz związku, nie ma jednak żadnej kary na rzecz oszukanego - według sądu - klubu. Klubu, który miał zawodnika, którego niezgodnie z prawem został pozbawiony. I - zdaniem sądu - pozbawiony świadomie bezprawną decyzją, bo podobno i sam atakujący i działacze ZAKSY o jego ustnej umowie z innym klubem wiedzieli. Czyli można oszukać inny klub i nie trzeba wypłacić temu klubowi żadnego odszkodowania?

Zdaniem sądu Bociek miał obowiązujący kontrakt na obecny sezon z AZS Częstochowa
Zdaniem sądu Bociek miał obowiązujący kontrakt na obecny sezon z AZS Częstochowa

Dlaczego kara jest tak niska? Dlaczego nie ma walkowerów?

Sąd jednoznacznie stwierdził, że doszło do złamania prawa i w ZAKSIE grał zawodnik, który nie powinien tam grać. To dlaczego za takie rażące naruszenie prawa kara to tylko cztery mecze dyskwalifikacji dla atakującego oraz niezbyt wysokie kary finansowe? Dlaczego zawodnik nie jest zdyskwalifikowany do końca sezonu minimum, a mecze, w których grał w niewłaściwych barwach, nie są zmienione na walkowery? Jeżeli faktycznie nastąpiło złamanie prawa, to kary powinny być na tyle surowe, żeby poważnie zniechęcić inne kluby i siatkarzy do tego rodzaju poczynań na przyszłość, a te sankcje są śmieszne.

Dlaczego argumentem za niskim wymiarem kary jest fakt, że Grzegorz Bociek jest reprezentantem kraju?

Sąd tłumaczył się z tak krótkiej karnej dyskwalifikacji (według regulaminu mógłby nałożyć nawet dwuletnią) tym, że zawodnik jest reprezentantem kraju. To jest wyjątkowo szkodliwy argument. Reprezentant kraju, moim zdaniem, powinien być przykładem dla wszystkich innych siatkarzy w Polsce i wobec każdego z nich oczekiwania powinny być wyższe niż wobec reszty. Jeżeli to kadrowicz świadomie łamie prawo, powinien być ukarany znacznie surowiej niż nie kadrowicz. Absolutnie nie wolno naginać prawa i zmniejszać sankcji z tego powodu, że akurat w kraju i w związku panuje histeria na tle mistrzostw świata. W ten sposób niszczy się pewne standardy moralne oraz szacunek wobec prawa i instytucji je stanowiących.

Dlaczego wyrok wydają osoby związane z jednym z klubów?

Patrząc na skład Sądu Odwoławczego nie sposób nie powiązać dwóch członków z jednym ze skonfliktowanych klubów, i to dość istotnie. Rozumiem, że trudno i też niewygodnie było by znaleźć klika osób znających się na prawie i siatkówce, które nie byłyby z nikim związane, ale akurat w omawianym przypadku Grzegorza Boćka skład Sądu Odwoławczego budzi wiele kontrowersji, a nawet podejrzeń, co do obiektywności wyroku. Może dobrym zwyczajem byłoby odsuwanie od danych spraw tych członków sądu, którzy mają jednoznaczne powiązania z jedną ze stron? Dziwię się prawdę mówiąc, że niektórzy członkowie Sądu Odwoławczego sami z siebie nie uznali za stosowne odsunąć się od tej sprawy.

Dlaczego aż tak długo trwało wydanie wyroku?

Sąd Polubowny przy PZPS wydał wyrok w sprawie Grzegorza Boćka 1 października 2013. AZS Częstochowa się odwołał i przez następne 100 dni trzeba było czekać na wyrok Sądu Odwoławczego. Dlaczego? Rozumiem, że sądy państwowe, kończące pracę o 15 oraz zawalone procesami pijanych rowerzystów i młodzieży z marihuaną w kieszeni, pracują powoli. Ale zakładam, że Sąd Odwoławczy przy PZPS nie jest zawalony tysiącem innych procesów i właśnie po to jest stworzony, żeby szybko rozstrzygać konflikty. Zwłaszcza, jeżeli jest początek sezonu, a tenże dotyczy przynależności klubowej jednego z zawodników PlusLigi. Chętnie bym się dowiedziała, dlaczego wydanie wyroku zajęło sądowi aż tyle czasu, skoro był to wyrok drugiej instancji i wszystkie dokumenty były już złożone.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!Na Twitterze też nas znajdziesz!

Wydaje mi się, że Sąd Odwoławczy przy PZPS próbował wydać wyrok "salomonowy", czyli żeby wszyscy byli zadowoleni, a wyszła nielogiczna prawnicza pokraka, z której nie jest zadowolony nikt. Sąd uznał, że do złamania prawa doszło, ale nie wyciągnął żadnych dalszych logicznych konsekwencji z tego faktu poza śmiesznie niską (jak na złamanie prawa z premedytacją) karą. Wygląda to tak, jak by sąd dla świętego spokoju przyznał rację klubowi z Częstochowy, ale nic więcej nie miał zamiaru im dawać, bo się boi zamieszania w lidze i ulega naciskom ze związku w kwestii nie zawieszania reprezentanta przed MŚ. Klub spod Jasnej Góry może czuć się moralnym zwycięzcą po tym wyroku, ale nadal nie ma ani zawodnika ani pieniędzy.

[b]Ola Piskorska

[/b]

Źródło artykułu: