Bez wątpienia środowy pojedynek rozstrzygnął się w trzeciej partii. Podopieczni trenera Sławomira Gerymskiego w końcówce odsłony mieli kilkupunktowe prowadzenie, które zostało roztrwonione. Goście z Kielc pokazali charakter i to oni mogli po końcowym gwizdku sędziego wznieść ręce do góry w geście triumfu.
- Trzeci set był decydujący. Udało nam się w końcówce odrobić straty. Myślę, że to było kluczowe dla losów spotkania. Obawialiśmy się przede wszystkim zagrywki rywali. Wiadomo, że jest tutaj trochę niższa sala, są inne piłki. Mieliśmy spore problemy z przyjęciem, ale cieszymy się bardzo, że udało nam się wygrać. Jedziemy na finał Pucharu Polski - przyznał po spotkaniu Dariusz Daszkiewicz, opiekun Effectora.
Przez pierwsze trzy sety, drużyna z Siedlec była równorzędnym przeciwnikiem dla zespołu z PlusLigi. Dopiero w czwartej odsłonie, zawodnicy Effectora pokazali swoją dominację nad rywalami. - Drużynie z Siedlec należą się z pewnością gratulacje. Zaczynając od trenera, który zbudował bardzo fajny i przede wszystkim młody zespół. Dla klubu dobrze by było, aby ten zespół utrzymać na dłuższy czas i aby zdobył on doświadczenie. Jest to drużyna na pewno bardzo perspektywiczna - dodaje opiekun ekipy z Kielc.
- Analizowaliśmy zespół z Siedlec bardzo dokładnie. Mieliśmy pewne założenia na ten mecz i nie wszystkie były realizowane. Tak kolorowo u nas nie jest, zawodnicy też popełniają błędy. Reakcja bloku była czasami zupełnie inna niż sobie zakładaliśmy. Przez dużą cześć meczu było tak, że nasi środkowi byli dużo mniej skuteczni niż ich rywale z Siedlec. Musieliśmy jakieś decyzje podjąć, aby środkowych KPS wyłączyć z gry. Na szczęście w najważniejszych momentach spotkania udało nam się to zrobić - mówi szkoleniowiec.
W szeregach Effectora ponownie z nie najlepszej strony pokazał się Bruno Romanutti, który miał problemy ze skończeniem ataku. Jego zmiennik - Sławomir Jungiewicz zagrał zdecydowanie lepiej niż reprezentant Argentyny.
- Dla mnie najważniejsze jest to, że wszedł drugi atakujący, który zrobił w tym spotkaniu różnice. Sławek Jungiewicz był z pewnością wiodącą postacią w moim zespole, jak tylko pojawił się na boisku. Mam dwóch zawodników na tej pozycji i nie jestem w stanie powiedzieć, który na chwilę obecną jest pierwszy. Decyzja następuje po tygodniu treningów. Mam tylko nadzieję, że ten atakujący, który wchodzi z ławki będzie robił różnicę i pomagał zespołowi - kończy Dariusz Daszkiewicz.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!