Karolina Biesik: W środę Asseco Resovia Rzeszów rozegra pierwszy bój, którego stawką jest Final Four Ligi Mistrzów. Tak się ułożyło, że o awans do finału powalczycie z drugim polskim zespołem, z ekipą Jastrzębskiego Węgla. Polscy kibice ostrzą sobie apetyty na tę rywalizację.
Jochen Schoeps:
Tak się akurat złożyło, że będziemy walczyć z jastrzębianami. Można tylko trochę żałować, że nie spotykamy się z nimi już w samym turnieju finałowym, ale to jest naprawdę niesamowite, że dwie polskie ekipy powalczą na tym etapie Ligi Mistrzów. Myślę, że jeśli spojrzymy na całą Europę, to widać, że PlusLiga ciągle pnie się do góry i klub z Polski zasługuje na miejsce w Final Four. W 1/6 są po dwa zespoły z Polski, Włoch oraz Rosji, co właśnie pokazuje jaki jest rozkład sił na naszym kontynencie. Oczywiście, to my chcemy awansować do turnieju finałowego, który odbędzie się w Ankarze, ale musimy poczekać i zobaczyć jak wypadniemy w dwóch pojedynkach z jastrzębianami.
Ciężko jednoznacznie wskazać faworyta tego dwumeczu. W tym sezonie mierzyliście się z Jastrzębskim Węglem już dwukrotnie na ligowych parkietach. Każda z drużyn wygrywała przed własna publicznością. Chyba śmiało można powiedzieć, że o awansie zadecydują detale?
- Szanse są bardzo wyrównane. My zazwyczaj mamy problemy występując w ich hali. To samo tyczy się jastrzębian, którzy u nas, na Podpromiu nie prezentują się najlepiej. Przynajmniej tak układało się to w dotychczasowych naszych pojedynkach. Dodatkowo, są to mecze w środku ciężkiego sezonu ligowego, więc ta rywalizacja nie będzie łatwym zadaniem. O końcowym wyniku może zadecydować trochę szczęścia... Mam nadzieję, że jeśli to właśnie szczęście będzie decydować, to oby uśmiechnęło się w tych play-offach do Asseco Resovii (śmiech).
W Rzeszowie rozegrany zostanie mecz rewanżowy tej rywalizacji. Może to stawia was w minimalnie lepszej pozycji?
- Jest to sprzyjająca okoliczność. Szczególnie jeśli dojdzie do złotego seta, to własna hala, nasi kibice, mogą być znaczącym atutem. Ale niestety w swojej karierze nie miałem nigdy szczęścia do złotych setów (śmiech). Już miałem okazję odpaść z rozgrywek Ligi Mistrzów właśnie po rozegraniu dodatkowej partii. Więc wolałbym, żeby on nie musiał rozstrzygać sprawy awansu. Spróbujemy zakończyć wszystko pomyślnie w inny sposób.
Jako jedyny z zawodników Asseco Resovii Rzeszów miał pan już okazję świętować zwycięstwo w całych rozgrywkach Ligi Mistrzów. W 2007 roku, z zespołem VfB Friedrichshafen sprawiliście sporą niespodziankę sięgając po tytuł najlepszej drużyny Starego Kontynentu.
- Wygranie Ligi Mistrzów to był jeden z najważniejszych, a chyba mogę śmiało powiedzieć, że nawet najważniejszy moment w mojej karierze sportowej. Nigdy tego nie zapomnę. Nie byliśmy wówczas stawiani w roli faworyta i w Moskwie sprawiliśmy ogromną sensację. Zrobiliśmy to, czego nikt się po nas nie spodziewał. Spotkanie półfinałowe graliśmy przeciwko włoskiej Maceracie. Chyba na zawsze zapadną mi w pamięci ostatnie piłki tego meczu, który wygraliśmy dopiero w tie-breaku, po bardzo zaciętej końcówce. Finał i wybuch naszej radości również bardzo dobrze pamiętam (śmiech).
Z Jastrzębskim Węglem znacie się bardzo dobrze z krajowego podwórka. Jednak wasz zespół już nie raz w tym sezonie potrafił zaskoczyć przeciwnika zestawieniem wyjściowej szóstki. Trener Andrzej Kowal lubi rotować waszym składem.
- Rzeczywiście, my sami dowiadujemy się tuż przed meczem, kto wystąpi w danym dniu na boisku, ale przeciwnik również nie zna naszego składu. Więc to dla nas korzystna sytuacja. Nasi rywale nie mogą być pewni kogo zastaną po drugiej stronie siatki i nie wiedzą na co się nastawić podczas przygotowania taktyki. Jako zespół zaakceptowaliśmy takie prowadzenie zespołu przez trenera, więc nikt nie czuje się pokrzywdzony, albo niezadowolony. Oczywiście, jeśli nie gra się przez trzy czy cztery spotkania, można poczuć się zawiedzionym. Ale u nas ta rotacja występuje bardzo często, praktycznie co mecz, więc nie mamy takich problemów. W zespole jest naprawdę wielu świetnych zawodników i musimy utrzymywać ich wszystkich w rytmie meczowym. W najważniejszych momentach każdy z nas może być bardzo potrzebny. Tak właśnie budujemy w Rzeszowie nasz "team spirit".
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz![nextpage]W tym sezonie o miejsce w składzie konkuruje pan z Dawidem Konarskim, który latem zasilił szeregi Asseco Resovii Rzeszów. Jak porównałby pan swój styl gry ze stylem prezentowanym przez Dawida?
- Trochę się od siebie różnimy. Dawid jest zawodnikiem silnym oraz bardzo dynamicznym. Jego gra jest oparta bardziej na sile fizycznej. Na treningach zawsze ćwiczymy w jednej parze więc możemy konfrontować swoje style. Dawid bardzo szybko wyłapuje różne elementy z mojej gry i je sobie przyswaja. Uważam, że to ważne dla każdego zawodnika, aby ciągle uczyć się od innych, aby trenować nowe elementy i starać się je wprowadzać w warunki meczowe.
To jako bardziej doświadczonego kolegę z drużyny muszę pana zapytać, czy Dawid ma szanse zostać dużym wsparciem dla polskiej reprezentacji w najbliższych latach?
- Myślę, że tak. Jest na pewno na bardzo dobrej drodze. Oczywiście polska reprezentacja ma wielu dobrych zawodników na pozycji atakującego i jest spora konkurencja, ale Dawid jest jednym z kandydatów, aby grać w biało-czerwonych barwach.
Chciałabym przejść do tematu mistrzostw świata siatkarzy, które we wrześniu odbędą się w Polsce. 27 stycznia odbyło się losowanie grup tego turnieju. Reprezentacja Niemiec trafiła do grupy B, w której zmierzycie się między innymi z Brazylią, Finlandią, Koreą. Jak ocenia pan to losowanie?
- Dla nas to interesująca grupa. Jest spora szansa na awans do kolejnej rundy, chociaż na pewno czekają nas trudne przeprawy. Osobiście nie mogę się doczekać potyczek z takimi drużynami jak Brazylia czy Kuba. Tutaj w Polsce są wspaniałe obiekty do grania w siatkówkę. Mam nadzieję… chociaż w sumie to jestem na sto procent pewien (śmiech), że polscy kibice stworzą w każdym z miast-gospodarzy i w każdej hali niesamowitą atmosferę. Właśnie to jest charakterystyczne dla waszego kraju, że potraficie wspierać i dopingować nie tylko swoją reprezentację, ale również zespoły rywalizujące w pozostałych grupach. Nie mogę się doczekać tego turnieju.
Na poprzednim turnieju reprezentacja Niemiec wywalczyła 8. miejsce. Która lokata was usatysfakcjonuje na tegorocznym mundialu?
- Mamy na pewno szanse na awans do drugiej rundy turnieju, chociaż - tak jak powiedziałem - nie będzie to łatwe zadanie. Nie myślimy o jakimś konkretnym celu, ale oczywiście chcemy pokazać się z jak najlepszej strony. Nie do końca wiem jeszcze jak dokładnie wygląda ten cały system rozgrywania mistrzostw... Natomiast wiem, że mecze grupowe gramy w Katowicach, gdzie zostanie rozegrana również faza finałowa. Więc im dłużej pozostaniemy w Katowicach tym bardziej będziemy zadowoleni. Najprzyjemniej byłoby zostać tam do samego końca turnieju (śmiech).
Jak na razie ciągle więcej sukcesów odnosi żeńska reprezentacja Niemiec. Chociażby w 2013 roku, wy zajęliście szóste miejsce, natomiast reprezentantki waszego kraju wywalczyły srebrne medale na mistrzostwach Europy.
- Zdecydowanie tak. W zeszłym roku Niemcy współorganizowały razem ze Szwajcarią mistrzostwa Europy siatkarek. Więc wszyscy byli bardziej skupieni na żeńskiej reprezentacji, która ostatecznie odniosła sukces i wywalczyła przed własną publicznością srebrne medale. My niestety przegraliśmy 1:3 ćwierćfinałowy pojedynek z Bułgarami. Ale każda drużyna ma swoje wzloty i upadki. Na poprzednich mistrzostwach świata nasze reprezentacje zajęły bardzo podobne miejsca, pod koniec pierwszej dziesiątki. W tym roku czeka nas kolejny mundial i myślę, że obie drużyny narodowe są aktualnie na fali wznoszącej i dobrze się zaprezentują.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!
W naszej rozmowie powiedział pan wiele miłych słów na temat polskich kibiców. Turniej kwalifikacyjny do mistrzostw świata, który na początku stycznia rozgrywała pańska reprezentacja w Ludwigsburgu pokazał, że również w waszym kraju siatkówka staje się coraz bardziej popularnym sportem. Hala przez trzy dni była wypełniona przez waszych fanów.
- Zgadza się, siatkówka staje się w Niemczech sportem, który coraz bardziej przyciąga kibiców. Przyczyniły się do tego właśnie sukcesy żeńskiej reprezentacji. Powoli, powoli idzie to do przodu i jest coraz lepiej. Nas zawodników to bardzo cieszy, bo granie przy pełnych trybunach to sama przyjemność. Nie jest jeszcze tak jak w Polsce, gdzie siatkówka jest jedną z najważniejszych dyscyplin sportowych... Tutaj nawet mecze ligowe przyciągają do hali tysiące kibiców.
Więc można śmiało stwierdzić, że to właśnie kontakt z kibicami jest jedną z rzeczy, która najbardziej podoba się panu w Polsce?
- Właśnie to uwielbiam w waszym kraju! Zdaję sobie sprawę, że na każdym naszym spotkaniu, czy to w Rzeszowie, czy na wyjeździe, pojawia się i wspiera nas ogromna liczba fanów naszej drużyny. Więc my, zawodnicy, musimy spróbować chociaż trochę się im odwdzięczyć i dać im coś od siebie. Na przykład wiele osób w Polsce pyta mnie, czy mogę dać im swoją koszulkę. Ale to niestety niemożliwe, żebym dał ją wszystkim którzy mnie poproszą. Mam przecież tylko trzy koszulki na sezon i naprawdę nie wiem jak je rozdać... (śmiech). Jedyną rzeczą, jaką mogę zaoferować wszystkim to autografy, albo wspólne zdjęcia. Mam nadzieję, że to sprawi fanom chociaż trochę radości (śmiech).
W Sopocie rozmawiała,
Karolina Biesik
To się nazywa PROFESJONALIZM. Czytaj całość