AZS Politechnika Warszawska na trzy mecze przed końcem fazy zasadniczej jest w dość komfortowej sytuacji - ma 24 punkty i 5 punktów przewagi nad następnymi zespołami. Do tego rozegrała już wszystkie spotkania z zespołami z czołówki i ostatnie pojedynki toczyć będzie z drużynami z dołu tabeli, z którymi ma teoretycznie spore szanse na zwycięstwa.
Podopieczni trenera Jakuba Bednaruka prezentują się bardzo nierówno, potrafią zagrać fantastyczne spotkanie, jak z Asseco Resovią Rzeszów, ale też fatalne, jak ostatnio z PGE Skrą Bełchatów, kiedy nie wyszli z granicy 20 punktów w żadnym secie. Trudno przewidzieć, jaką dyspozycję zaprezentują w meczu z gdańszczanami, choć w większości przypadków dotychczas dobrze sobie radzili z zespołami równorzędnymi i słabszymi. Na pewno umieją wykorzystywać sytuacje, kiedy przeciwnik gra słabiej i gra mu się nie układa, mają jednak problem z dobrze, konsekwentnie i twardo grającymi rywalami. Zawodnicy Politechniki są też bardzo zależni od swojej dyspozycji na zagrywce, jeżeli w tym elemencie grają skutecznie, to reszta im się układa i zwykle wygrywają. Jeżeli natomiast zagrywka im nie wychodzi lub przeciwnik świetnie przyjmuje (jak ostatnio Skra), to tracą pewność siebie i gubią rytm grania.
Na pewno w środowym meczu najważniejsza będzie psychika, bo umiejętności sportowe zawodników nie różnią się istotnie. Warszawiacy potrafią liczyć i mają świadomość, że zdobycie dwóch punktów da im pewny awans do play-off, a mają na to aż trzy mecze (oprócz najbliższego jeszcze wyjazdowy w Kielcach i z BBTS-em u siebie). Natomiast zawodnicy Lotosu Trefl Gdańsk takiego komfortu nie posiadają, zostały im dwa spotkania wyjazdowe (jedną kolejkę rozegrali awansem w listopadzie), w Warszawie i w Bydgoszczy, i oba muszą wygrać, żeby wejść do play-off. Dlatego goście będą walczyć w Arenie Ursynów o życie, prawdopodobnie z ogromną determinacją i mobilizacją, a gospodarze będą pod znacznie mniejszą presją. Trzeba jednak pamiętać, że presja może być mobilizująca, jak i negatywna, może się i tak zdarzyć, że stawka meczu sparaliżuje podopiecznych trenera Radosława Panasa. Zwłaszcza, że w dotychczasowych rozgrywkach pokazali niską odporność psychiczną i dużą łatwość wpadania w "czarne dziury" na boisku, kiedy to całemu zespołowi nie wychodzi kompletnie nic.
Różnica jest też taka, że warszawski klub jest jednym z najbiedniejszych w PlusLidze, co sezon borykającym się z problemami finansowymi i opóźnieniami w wypłatach. W takich warunkach awans do play-off z mocnej, wyrównanej ligi z dwunastoma zespołami będzie niewątpliwym i niespodziewanym sukcesem trenera i zawodników. Natomiast gdański Lotos to klub całkiem zamożny jak na polską średnią, warunkami do pracy przypominający bardziej kluby z czołówki ligowej. Awans do ósemki był dla nich celem minimum, a nieoficjalnie mówiło się o miejscach 5-6, dlatego ich obecna sytuacja jest dla wszystkich sporym rozczarowaniem. Na pewno ta świadomość nie pomaga zawodnikom, którzy dają z siebie wszystko na treningach, ale na meczach sami nie wiedzą czemu zawodzą i przegrywają.
Dodatkowym smaczkiem w tym pojedynku jest duża liczba byłych warszawskich zawodników w zespole z Gdańska. Krzysztof Wierzbowski, Maciej Zajder, Wojciech Żaliński, Paweł Mikołajczak czy Robert Milczarek to byli siatkarze AZS Politechniki Warszawskiej, a trener Radosław Panas spędził niedawno w Warszawie trzy sezony jako szkoleniowiec. W dwóch z nich jego asystentem był obecny pierwszy trener Inżynierów Jakub Bednaruk. On sam z kolei jako zawodnik grał jeden sezon w barwach gdańskiego zespołu i nie ma z tamtego okresu dobrych wspomnień.
W pierwszym spotkaniu obu drużyn, w grudniu w stolicy Pomorza, wygrała Politechnika, pokonując gospodarzy 3:1 (25:15, 26:24, 24:26 i 25:22), ale jak widać tylko jeden set był całkowicie pod dyktando warszawiaków, reszta meczu była dość wyrównana.
AZS Politechnika Warszawska - Lotos Trefl Gdańsk / śr., 19.02.2014 r., godz. 19:00 Arena Ursynów