Adrian Heluszka: Sezon 2013/2014, przynajmniej dla AZS-u Częstochowa, jest już zakończony. Nie ma co ukrywać, że nie był on dla was udany, a jedenaste, przedostatnie miejsce w tabeli PlusLigi na koniec rozgrywek mówi samo za siebie…
Michał Kaczyński: Na pewno wszyscy mieliśmy troszeczkę inne cele przed sezonem. Zespół był bez wątpienia silniejszy, niż przed rokiem i na pewno wynik mógłby być zdecydowanie lepszy. Każdy z nas zdaje sobie z tego sprawę i jest nam po prostu przykro. Niestety, przez cały sezon trapiły nas kontuzje i przeszkadzało to trochę w treningu, ale nie możemy się tym usprawiedliwiać. Trzeba wyciągnąć wnioski i zrobić wszystko, by następne rozgrywki były zdecydowanie lepsze.
Jakie teraz - z perspektywy czasu - wskazałbyś przyczyny tak słabej postawy?
- Przyczyn było z pewnością kilka. Często przegrywaliśmy w końcówkach, a niekiedy przegrywaliśmy spotkania, które w zasadzie były już wygrane, tak jak choćby u siebie z AZS Politechniką Warszawską, gdzie w drugim secie prowadziliśmy 10:2, a ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 1:3. Gdyby dodać do naszego dorobku punkty z meczów z właśnie Politechniką, BBTS-em Bielsko-Biała, czy Czarnymi Radom, to na pewno znaleźlibyśmy się w fazie play-off.
Szyki pokrzyżowały wam na pewno kontuzje. Na palcach jednej ręki można w zasadzie policzyć spotkania, w których trener Marek Kardos miał do dyspozycji pełny skład. Już od meczów sparingowych zaczęły się problemy, a apogeum nastąpiło w momencie, gdy ze względu na stan zdrowia karierę musiał zawiesić Michał Bąkiewicz, kreowany na jednego z liderów zespołu…
- Kontuzji było naprawdę dużo i ciężko mi powiedzieć, czym było to spowodowane. Rzadko zdarza się, by w jednym sezonie aż tylu zawodników było kontuzjowanych i wtedy naprawdę ciężko się trenuje, a później przekłada się to na wynik sportowy.
Później z zespołem rozstał się również Michał Kamiński, który powrotu do AZS-u nie zaliczył do udanych. Można powiedzieć, że skorzystałeś na jego słabszej dyspozycji i w pewnym momencie wskoczyłeś do pierwszego składu, prezentując się naprawdę bardzo dobrze.
- Nie mnie oceniać występy Michała. Ja od początku sezonu chciałem poprawić swoją grę i zanotować progres. Na pewno mi się to udało. Ograłem się i zdobyłem troszeczkę doświadczenia, które jest bardzo potrzebne. Na pewno był to przełomowy sezon w mojej karierze. Przez kilka spotkań potrafiłem grać bardzo równo i z tego się cieszę. Wiadomo, że nie ustrzegłem się błędów i zdarzały się gorsze momenty, ale mimo wszystko jestem naprawdę zadowolony. Ten sezon motywuje do jeszcze cięższej pracy w kolejnych rozgrywkach.
Częstochowski zespół kolejny sezon w PlusLidze musi spisać na straty, a wokół klubu też nie działo się najlepiej. Zamieszanie z przynależnością klubową Grzegorza Boćka, konflikt z kibicami, słabe wyniki - to wszystko na pewno nie wpłynęło pozytywnie na atmosferę w drużynie…
- Rzeczy niezwiązanych z siatkówką było sporo, ale uważam, że nie mogło to mieć aż tak znaczącego wpływu na nasze morale i umiejętności. Ten sezon jest przegrany i trzeba zrobić wszystko, żeby następny był udany. Musimy ciężko trenować i wierzyć, że tak może się stać, bo Częstochowa kocha siatkówkę i mam nadzieję, że w kolejnym sezonie będzie lepiej i kibice z przyjemnością będą przychodzić na nasze mecze.
A jaka atmosfera panowała w drużynie? Niektórzy zawodnicy w trakcie sezonu głośno mówili o tym, że nie jest pod tym względem najlepiej…
- Mogę ze swojej strony powiedzieć, że atmosfera była dobra i nie było żadnych konfliktów.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!
[nextpage]
Jeśli mówimy już o kibicach - nie da się ukryć, że częstochowscy fani byli zawsze waszym dodatkowym atutem, a szczególnie w hali Polonia swoim dopingiem potrafili wybić z rytmu nawet największe europejskie firmy. Z pewnością brakowało wam w tym sezonie ich wsparcia, bo niektóre mecze toczyły się wręcz w grobowej ciszy…
- Tak, tego bardzo żałuję, ponieważ zawsze, gdy wchodziliśmy do hali i kibice zaczynali śpiewać, to od razu pojawiały się dreszcze i adrenalina wzrastała. To było znakomite uczucie słuchać tego dopingu. Ciężko się gra w ciszy, gdy trzeba samemu się mobilizować. Mam nadzieję, że jak najszybciej wszystko wróci do normy i kibice dalej będą nas wspierać, a my będziemy dawali im powody do radości.
Jaka będzie przyszłość Michała Kaczyńskiego? Chciałbyś zostać w częstochowskim zespole?
- Mogę zapewnić, że na następny sezon zostaję jeszcze w Częstochowie.
Prawdopodobnie AZS czeka kolejny już sezon z rzędu rewolucja kadrowa. Marek Kardos nie ukrywa, że znów chciałby postawić na młodzież. Jak z perspektywy dwóch ostatnich sezonów oceniasz taką strategie budowy klubu? Lepiej dać szansę młodym zawodnikom, czy postawić na bardziej doświadczonych graczy?
- Trzeba to wypośrodkować, by w zespole byli zarówno młodzi, jak i bardziej doświadczeni zawodnicy. Takie kluby, jak AZS są w skali całego kraju bardzo ważne, bo młodzi gracze, którzy w innych klubach nie mieliby szans na regularne występy, tutaj mogą grać i się rozwijać. To bardzo ważne i potrzebne całej polskiej siatkówce.
Podczas gdy zawodnicy AZS-u mogą już odpoczywać, inni walczą o medale w PlusLidze. Jak myślisz, kto w tym sezonie sięgnie po złoto?
- Obecnie najrówniej gra chyba Skra Bełchatów. Mają świetnego rozgrywającego, który robi różnice. Wobec tego, stawiam zdecydowanie na bełchatowski zespół.
AZS Częstochowa złotymi zgłoskami zapisał się w historii polskiej siatkówki i jest jednym z najbardziej utytułowanych klubów w kraju. W ostatnich latach klub przeżywa jednak spory kryzys. Myślisz, że w perspektywie najbliższych lat jest szansa, by AZS znów był w czołówce rozgrywek i walczył o medale w PlusLidze?
- Trzeba zrobić wszystko, by tak się stało. To miasto kocha siatkówkę i jest ona tutaj bardzo potrzebna. Częstochowa zawsze kojarzona była z siatkówką i mam nadzieję, że jeszcze te dobre czasy powrócą. [b]
[/b]
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!