Joanna Siekierka: Wszystkie mecze wygrane, cel zrealizowany, dominacja Polski nie do podważenia w żadnym ze spotkań. Pańskiej drużynie należą się słowa pochwały.
Piotr Makowski: To prawda. Humory w naszej ekipie dopisują. Zagraliśmy w tym turnieju całkiem niezłą siatkówkę. Może w ostatnim secie meczu z Ukrainą popełniliśmy zbyt dużo błędów, ale w zasadzie bardzo krótko ze sobą trenowaliśmy. Zespoły Łotwy czy Szwajcarii nie reprezentują może najwyższej półki światowych rozgrywek, ale jak popatrzymy na wyniki w innych grupach, to zauważymy, że różne cuda się zdarzają. Cieszę się, że po tak krótkim okresie przygotowań mogliśmy zakończyć ten turniej zwycięsko. Gra w tym składzie, a nie innym, rozwinęła moje siatkarki. W porównaniu z turniejem w Lugano widać było większe zgranie i przede wszystkim wyciągnęliśmy wnioski z tego, jak gra przeciwnik. Oceniam dziewczyny wysoko, ale na pewno jeszcze dużo pracy przed nami.
[ad=rectangle]
Czy według pana któraś z siatkarek zasłużyła na specjalne wyróżnienie?
- Wyróżniał się cały zespół. Dziewczyny stworzyły fajną grupę. Przyszedł wynik, więc pewnie atmosfera w drużynie jest od razu lepsza. Gdybyśmy pokonali w zeszłym roku Rosję, Brazylię, Serbię i Chiny to prawdopodobnie byłoby jeszcze lepiej. Myślę, że najważniejsze dla naszych siatkarek, szczególnie dla tych młodych, jest to, żeby grały przez cały sezon w klubowych szóstkach, bo tylko wtedy mamy szansę na rozwój.
Skoro wspomniał pan o młodych zawodniczkach, to możemy pochylmy się przez chwilę nad tą kwestią. Podjął pan w tym sezonie spore ryzyko, dając szansę nieznanym wcześniej siatkarkom, co - delikatnie mówiąc - nie przypadło wszystkim do gustu.
- Miałem całe pół roku na to, żeby pojeździć po Polsce, obserwując wszystkie kluby i grające tam dziewczyny. Miałem również okazję zobaczyć rozgrywki zarówno pierwszej ligi, jak i zawody juniorskie. Na treningach reprezentacyjnych pracujemy nad tym, żeby poprawić grę młodych siatkarek w każdym możliwym elemencie.
Czyli zespół jest cały czas na etapie budowania?
- Musimy być cierpliwi. Można by robić różne ruchy, ale to jednak ja cały czas jestem trenerem. Jest zgoda na to, żeby pracować z młodzieżą. Myślę, że istnieje jeszcze kilka rzeczy, które będziemy powoli zmieniać. Największym problemem żeńskiej siatkówki w Polsce jest to, że mamy w lidze bardzo dużo zagranicznych zawodniczek, które nie chcą dać się wygryźć. Powtórzę więc jeszcze raz: młode siatkarki muszą atakować pierwsze szóstki, bo bez tego nie jesteśmy w stanie nic zdziałać.
Wydaje się, że zaproszenie Malwiny Smarzek na zgrupowanie kadry było strzałem w dziesiątkę?
- Współpraca pomiędzy trenerami Szkoły Mistrzostwa Sportowego a Malwiną przebiegała bardzo dobrze. Była wyróżniającą się postacią w juniorkach. Myślę, że nadszedł najwyższy czas, żeby dać jej szansę w seniorkach, ale podchodzę do tego bardzo spokojnie. Póki co nie mogę wiele powiedzieć na jej temat. Na pewno czeka ją jeszcze sporo pracy.
[b]
W Bydgoszczy Izabela Kowalińska zagrała na pozycji przyjmującej, prezentując mimo kontuzji kręgosłupa bardzo wysoki poziom. Kolejna trafiona decyzja trenera?[/b]
- Myślę, że Iza pokazała przez te trzy dni w Bydgoszczy bardzo dobrą siatkówkę. Nie mogła nam pomóc w Szwajcarii, ale tutaj wszystkie doświadczone zawodniczki pokazały się z niezłej strony. Młodsze siatkarki potrzebują wsparcia od tych bardziej ogranych, bo bez tego byłoby ciężko. Iza grała już na przyjęciu u trenera Świderka i w juniorskich rozgrywkach, więc pewnie nie jest to dla niej jakiś większy problem. Jeśli chodzi o jej uraz pleców, to należy zauważyć, że reprezentacyjni fizjoterapeuci wespół z bydgoskim lekarzem postawili Izę na nogi. Miała troszkę indywidualny tok przygotowań, który pozytywnie wpłynął na jej stan zdrowia, więc dosłownie na godzinę przed ogłoszeniem dwunastki na turniej w Bydgoszczy podjęliśmy decyzję o jej udziale w tych rozgrywkach. To się w sumie opłaciło.
Terminarz reprezentacyjny jest w tym roku dość napięty. Już za chwilę rusza Liga Europejska. Będziemy świadkami jakichś roszad w składzie?
- Za tydzień wyruszamy do Milicza. Będziemy grali młodym składem Ligę Europejską, także na pewno to troszkę inaczej będzie wyglądało. Trzy dziewczyny nie wezmą udziału w tych rozgrywkach. Są to: Kowalińska, Bełcik i Skowrońska. Pozostałe zawodniczki, które są już bardziej doświadczone, czyli Zaroślińska, Wołosz i Tokarska dostaną też 2-3 tygodnie wolnego. Będziemy na bieżąco patrzyli na to, kto jak ze zdrowiem wygląda i może jeszcze któraś siatkarka wybierze się na urlop. Naszym celem jest awans do Final Four, ale zobaczymy jak to się będzie układało.
A jeśli chodzi o World Grand Prix?
- Tam będziemy starali się zagrać podobnym składem jak podczas bydgoskiego turnieju. Oczywiście wszystko będzie zależało od spraw zdrowotnych. W tych rozgrywkach będziemy mieli okazję zagrać z lepszymi zespołami, więc być może ciężar gatunkowy tej imprezy będzie jeszcze większy. Ciśnienie zależy od tego, kto napiera.
Ostatni raz tutaj w Bydgoszczy występował pan w roli trenera, ale męskiego zespołu. Tym razem stanął pan na czele żeńskiej reprezentacji. Nasuwają się panu jakieś porównania? Jest to dla pana sentymentalna podróż?
- Miałem już okazję prowadzić damską reprezentację czy to w Pałacu, czy u boku trenera Matlaka, więc nie był to dla mnie debiut. Na pewno miło jest wrócić na stare śmieci. Zdarzało się, że na mecze Delekty przychodziło 5 tys. ludzi, a teraz nie było aż tak wielu kibiców. Myślę, że to jest zasadnicza różnica między męską i żeńską siatkówką. Mam nadzieję, że swoją grą ściągniemy do hali więcej sympatyków tego sportu.
W Bydgoszczy rozmawiała Joanna Siekierka
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)