W pierwszych akcjach sobotniej potyczki odrobinę lepiej radzili sobie gospodarze. Za sprawą asa serwisowego Mateusza Bieńka Polacy prowadzili nawet 7:4, ale przyjezdni zaraz po pierwszej przerwie technicznej skrócili dystans do minimum. Obraz gry przez większą część seta wyglądał podobnie. Biało-czerwoni utrzymywali minimalną przewagę (odskakując momentami na 2-3 punkty), a oba zespoły ostrzeliwały się wzajemnie, od czasu do czasu psując zagrywki. W samej końcówce drużyna Danuta Pascu wyrównała (21:21) dzięki punktowej zagrywce i nieuwadze gospodarzy, a chwilę później wykorzystała kontrę i pierwszy raz wyszła tego dnia na prowadzenie. Wybici z rytmu podopieczni Andrzeja Kowala, mimo dwóch przerw na żądanie, nie potrafili się otrząsnąć i to rywal mógł cieszyć się z wygranej partii.
Kolejną odsłonę również lepiej rozpoczęli gospodarze. Wynik 8:5 na pierwszej przerwie technicznej dawał nadzieję na korzystniejsze (niż na inaugurację) rozstrzygnięcie. Dobra passa na zagrywce Roberta Aciobaniteia wystarczyła jednak, by z przewagi Polaków nie zostało zupełnie nic (11:11). Z czasem goście przejęli inicjatywę na parkiecie i w drugiej części seta to mający coraz większe problemy ze skutecznym kończeniem ataków biało-czerwoni musieli gonić wynik (16:18). Z każdą koleją akcją sytuacja gospodarzy wyglądała coraz gorzej. Sygnał do walki dopiero przy stanie 18:21 dał asem Piotr Hain. Jego punktowa zagrywka tak podbudowała zespół, że środkowy Indykpolu AZS-u Olsztyn z pola serwisowego zszedł dopiero, gdy na tablicy świetlnej pojawił się remis 22:22. To był jednak dopiero początek emocji. Szala zwycięstwa w końcówce przechylała się raz na jedną, raz na drugą stronę, ale ostatni - trzydziesty drugi (!) - punkt tego seta na szczęście padł łupem Polaków.
Wygranie partii nieco uśpiło zespół gospodarzy, którzy w kolejnej odsłonie pierwszy punkt zdobyli dopiero, gdy goście na koncie mieli trzy. Kolejne akcje dystans dzielący oba zespoły jeszcze zwiększyły. Wrócić biało-czerwonym do gry udało się dzięki dobrej zagrywce Bieńka tuż przed przerwą. Rumuni w połowie seta wrzucili jednak wyższy bieg i wyraźnie "odjechali" gospodarzom (16:12). Wybrańcy Kowala próbowali różnych sposobów na odwrócenie losów tego seta, ale na bliżej niż dwa punkty dobrze dysponowani przeciwnicy nie pozwolili im się zbliżyć. Set zakończył się skutecznym podwójnym blokiem reprezentantów Rumunii.
Znajdujący się pod ścianą Polacy czwartą część spotkania rozpoczęli ze sporym animuszem (4:1). Goście jednak, nie tylko szybko odrobili całe straty, ale w połowie seta mieli już trzy punkty przewagi (14:11). Ku uciesze niezbyt licznej publiczności zgromadzonej w Orlen Arenie, ambitni biało-czerwoni nie dawali za wygraną i, dzięki asowi serwisowemu Jakuba Wachnika, zdołali wreszcie przełamać opór Rumunów (19:18). I to właśnie gospodarze, po długiej i wyrównanej końcówce, dzięki dwóm kolejny punktowym blokom mogli cieszyć się ze zwycięstwa 27:25 i przedłużenia szans na odniesienie drugiego zwycięstwa w tegorocznej edycji Ligi Europejskiej.
Początek decydującej odsłony był bardzo wyrównany, ale tuż przed zmianą stron goście zdobyli cztery punkty w jednym ustawieniu (8:5), stawiając gospodarzy w niezwykle trudnym położeniu. Polski szkoleniowiec zdołał tchnąć jednak w swoich podopiecznych ducha walki, dzięki czemu biało-czerwoni byli jeszcze w stanie wrócić do gry (9:10), ale na prześcignięcie rywala sił już nie starczyło. Końcówka należała zdecydowanie do siatkarzy z Rumunii, którzy dzięki sobotniemu zwycięstwu umocnili swoją pozycję w czołówce tabeli Grupy A Ligi Europejskiej.
Polska - Rumunia 2:3 (22:25, 32:30, 20:25, 27:25, 12:15)
Polska: Kędzierski, Dryja, Wachnik, Kaczyński, Bieniek, Stolc, Żurek (libero) oraz Hain, Filip, Stępień, Bołądź.
Rumunia: Bartha, Olteanu, Aciobanitei Lica, Mihalcea, Bala, Maries (libero) oraz Mocanu, Cherbeleata, Georgescu.
[b]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!
[/b]
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)