Piotr Nowakowski, wychowanek warszawskiego Metra ma dopiero 20 lat, a już stał się zawodnikiem od którego trener AZS Częstochowa, Radosław Panas rozpoczyna układanie szóstki na najbliższy mecz.
Pipen, bo tak mówią na niego koledzy, jeszcze dwa lata temu grał w juniorskim zespole warszawskiego Metra, z którym zdobył brązowy medal mistrzostw Polski. Po tym sukcesie błyskawicznie trafił do częstochowskiego AZS i równie błyskawicznie "wygryzł" z pierwszego składu reprezentanta USA, Phillipa Eathertona.
Młodziutki środkowy prawie w każdym spotkaniu zbierał komplementy obserwatorów i trenerów. W końcu trafił do kadry Raula Lozano i choć na olimpiadę do Pekinu nie pojechał, to większość siatkarskich fachowców widzi w nim następcę Daniela Plińskiego czy Łukasza Kadziewicza.
W nowym sezonie AZS Częstochowa nie jest jednak tą samą drużyna, co jeszcze rok wcześniej. Akademicy nie potrafili zatrzymać podstawowych graczy. Odeszli ci najbardziej doświadczeni: Robert Szczrbaniuk, Piotr Gacek, Marcin Wika, Paweł Woicki i Brook Billings, a Nowakowski zupełnie niespodziewanie stał się liderem bardzo młodej ekipy spod Jasnej Góry.
I chociaż on sam wciąż stara się jak może, to wyniki częstochowian, a także sama gra młodego środkowego pozostawiają wiele do życzenie. Niektórzy zaczynają się nawet zastanawiać, czy nie za szybko zrobiono z Nowakowskiego "gwiazdę", która teraz gaśnie równie szybko jak rozbłysła.
- Muszę przyznać, że ja też zastanawiam się co się z nim ostatnio dzieje. W ubiegłym sezonie Piotruś miał obok siebie rutyniarzy, którzy bardzo mu pomagali. Robert Szczerbaniuk, Paweł Woicki, który doskonale rozgrywał czy Marcin Wika, brali ciężar gry na siebie i nikt nie przejmował się złymi zagraniami Piotrka. Raczej odwrotnie, wszyscy wdzieli tylko zdobywane punkty - ocenił Wojciech Szczucki, trener, spod którego ręki Nowakowski wyszedł w wielki siatkarski świat.
- Teraz nie wygląda to tak różowo, a przyczyny są chyba bardzo złożone. Nie mam z Piotrusiem kontaktu na co dzień, więc mogę jedynie spekulować. Na pewno nie jest w najwyższej formie. Na pewno też trudno mu poradzić sobie z rolą filaru drużyny, która przypadła mu chyba za wcześnie. Przecież ten chłopak nie skończył jeszcze 21 lat! Mam jednak nadzieję, że sobie z tym da radę, bo to bardzo ułożony zawodnik. Przyznaję jednak, że jestem trochę zaniepokojony jego grą - mówił Szczucki i daje przykład innego wychowanka. - W podobnej sytuacji jest teraz Andrzej Wrona. Zagrał w stołecznej Politechnice kilka niezłych meczów i jest powszechnie chwalony. Każdy widzi tylko jego dobre akcje. Wszyscy młodzi gracze będą jednak mieli chwile słabszej gry, bo tak po prostu musi być.
Z Wojciechem Szczuckim częściowo zgadza się obecny trener Nowakowskiego, Radosław Panas. - Przy ocenie gry Piotrka trzeba wziąć pod uwagę to, w jakim otoczeniu gra w tym sezonie. W ubiegłym roku miał starszych, niezwykle doświadczonych kolegów i korzystał poniekąd z ich rutyny. Teraz musi sobie radzić sam, a to nie jest takie łatwe, kiedy ma się dopiero 20 lat. - ocenił Panas, ale od razu powiedział, że nie jest zaskoczony postawą środkowego. - Należy również pamiętać, że poprzedni sezon był dla niego bardzo wyczerpujący. Powołanie do kadry przyczyniło się do tego, że nie miał zbyt dużo czasu na wypoczynek. - dodał.
Jedno jest pewne Piotr Nowakowskiemu woda sodowa do głowy nie uderzyła. - O to jestem zupełnie spokojny. Tak spokojnego i porządnego chłopaka trudno spotkać. Piotr doskonale wie jak wiele pracy przed nim i ile elementów gry musi jeszcze poprawić - mówił Panas. - Mam tu na myśli przede wszystkim blok, gdzie potrzebne są miliony powtórzeń i doświadczenie, którego 20-latek jeszcze ma za mało. Ważne są także pewne elementy gry w polu. Przyjęcie, a niekiedy nawet prosta wystawa - wyliczał szkoleniowiec częstochowskiego AZS.
Jego zdaniem Nowakowski ostatnie dwa spotkania zagrał już więcej niż przyzwoicie i teraz potrzeba tylko trochę czasu, by odbudował formę z ubiegłego sezonu. Czy stanie się to już w najbliższym, środowym meczu Ligi Mistrzów z Iraklisem Saloniki? Kibice nie tylko w Częstochowie życzą, młodemu i bardzo sympatycznemu "Pipenowi", albo jak kto woli "Piterowi", by wrócił do pełni formy z ubiegłego sezonu.