Ola Piskorska: Masz jakiś żal do Stephane'a Antigi, że najpierw cię powołał do szerokiej kadry, ale potem na żadne zgrupowanie już nie?
Zbigniew Bartman: Nie mam żalu, wiedziałem, że tak będzie.
To znaczy, Antiga od razu uprzedził, że cię powoła, ale potem w ogóle cię nie zaprosi na żadne zgrupowanie?
- Nie, ale ja się od razu spodziewałem, że tak będzie. Wielu osobom jest to trudno zrozumieć, bo to jest bardzo przedmiotowe podejście, ale my sportowcy jesteśmy jak samochody w salonie na ekspozycji. Przychodzi klient, z tej gamy wybiera sobie swoje ulubione auto i zabiera do domu. I te, co stoją obok, nie mogą być obrażone na to, że klient ich nie zabrał, czy nie kupił, bo po prostu mu nie pasowały. Może to jest brutalne, ale tak to właśnie wygląda. Ten klient mnie nie kupił, ale to nie oznacza, że następny, który przyjdzie, mnie nie weźmie.
Stephane'a Antiga ma kontrakt z PZPS do 2016 roku. Czy to oznacza, że liczysz się z tym, że nie pojedziesz na igrzyska w Rio?
- Jak historia pokazuje, jeszcze żaden z trenerów, z którymi w ostatnich latach PZPS popisał kontrakt, nie wypełnił go. Tylko Lozano, ale w wielkich męczarniach i bólach. Dlatego długością podpisanego kontraktu bym się nie sugerował.
[ad=rectangle]
Czy masz w głowie taką myśl, żeby swoją ewentualną dobrą postawą w klubie przekonać trenera do siebie?
- Nie liczę na to. I w ogóle w najbliższym czasie, albo już nawet teraz zamknę ten temat rozmów, bo nie ma sensu rozmawiać w kółko o reprezentacji. Teraz jestem zawodnikiem ligowym, skupiam się na lidze i to jest dla mnie najważniejsze. Nie zastanawiam się, co będzie za rok, za dwa, czy za pięć. Co się będzie wtedy działo z reprezentacją, czas pokaże.
To zostawmy temat ciebie, ale nie samej reprezentacji. Wiele zmian w kadrze nastąpiło w tym roku, pojawiło się wiele nowych twarzy, w porównaniu z minionym sezonem.
- Generalnie zmiany są nieuniknione na pewnym etapie, nic nie trwa wiecznie. Najważniejsza zmiana to Fabian (Drzyzga - przyp. red.) jako pierwszy rozgrywający. Dostał wreszcie kredyt zaufania, możliwość popełniania błędów czy szansę na zbieranie doświadczenia. Myślę, że to jest bardzo istotne nie tylko dla niego osobiście, ale również całej polskiej siatkówki, bo Fabian jest takim naturalnym następcą dotychczasowych rozgrywających i ważne jest to, żeby on podnosił swój poziom sportowy. To leży nie tylko w jego prywatnym interesie, ale nas wszystkich. Dobrze, że dostał swój czas. Teraz musi go wykorzystać. To przede wszystkim od niego zależy, czy mu się to uda. A co do innych zmian, to wolałabym się nie wypowiadać. Paroma jestem nawet zszokowany, ale zostawię to dla siebie. Nie ma co siać zamętu przed najważniejszą imprezą w historii siatkówki w Polsce, która może mieć fundamentalny wpływ na to, jak ten sport w tym kraju będzie dalej wyglądał, reprezentacyjny i ligowy.
Masz jakiś faworytów na mistrzostwach świata?
- Mam faworytów, chyba takich jak wszyscy. Rosjanie, nawet bez kilku dobrych zawodników, zawsze będą zespołem, który będzie faworytem do medalu. Nie mówię złotego, ale do medalu na pewno. Na pewno ciekawy jestem postawy Amerykanów, bo to bardzo dobra drużyna. Wcale mnie nie zaskoczyło ich zwycięstwo w Lidze Światowej, bo dwa lata temu grali w finale, wprawdzie zmienili zespół, odmłodzili go trochę, zwłaszcza rozgrywającego, ale nadal są mocni. Swoją drogą to fenomen światowej siatkówki, że zespół, który nie ma w kraju zawodowej ligi, i w którym do pewnego momentu każdy z zawodników traktuje granie jako dodatek do studiów, potrafi osiągać sukcesy i to takie, których nam, Polakom, się nie udaje od wielu lat. Mówię tu o złocie olimpijskim, które regularnie zdobywają. Teraz jest pytanie, jak oni sobie poradzą w roli faworyta? Wcześniej w takiej nie występowali. Więc faworytami będą Amerykanie, Rosjanie, oczywiście Włosi. Zobaczymy, czy Kovar udźwignie cały turniej, bo Lanza na razie pokazał, że potrafi grać na wysokim poziomie w klubie, ale w kadrze nie.
Brazylia?
- Wszyscy trąbili o końcu Brazylii i o tym, że jest w strasznym dołku, a Brazylii nie lekceważy się nigdy. To jest zespół, który nawet kulawy, ranny, czołgający się, wczołga się do strefy medalowej i będzie groźny dla każdego. Zresztą po Murilo widać, że zaczyna odżywać i będą coraz mocniejsi. Podziwiam konsekwencję starego Rezende, ile psów na nim wieszano i z jaką presją, zwłaszcza u siebie w kraju, się zderzył, a wytrzymał i udowodnił, że ma jaja. Jest paru trenerów, którzy długo byli też bardzo konsekwentni, ale w pewnym momencie tych jaj im zabrakło, kiedy byli pod naciskiem. I do faworytów zaliczyłbym jeszcze Serbów, moim zdaniem oni w ciągu najbliższych kilku lat staną się zespołem, którego będą się wszyscy bardzo bali, tak jak kiedyś Jugosławii. Serbowie w każdym z najlepszych klubów w najlepszych ligach mają swoich przedstawicieli. I to głównie w wieku poniżej 25 lat.
To wróćmy do ciebie, kiedy ostatnio miałeś trzy miesiące wakacji?
- Nigdy w dorosłym życiu. Ostatni raz chyba w klasie czwartej czy piątej podstawówki.
I zrobiłeś sobie listę wszystkich rzeczy, które zawsze chciałeś zrobić w wakacje, a następnie realizowałeś?
- Taki miałem plan, ale nie do końca wypalił, bo sprowadziły mnie na ziemię różne sprawy typu przeprowadzka. Wszystkiego, co chciałem, to nie zrealizowałem. Ale jestem i tak bardzo zadowolony, oczywiście nie leżałem na kanapie, ruszałem się sporo, ale i tak porządnie wypocząłem.
A brakuje ci siatkówki? Pamiętam jak mówiłeś parokrotnie w ciągu ostatnich lat, że jesteś już zmęczony siatkówką grając na okrągło przez cały rok.
- Myślałem, że będę miał trochę więcej czasu na plażówkę i pogram sobie tak półzawodowo, ale się nie udało. Przez ostatnie dwa miesiące nie brakowało mi siatkówki, ale od kilku dni już bym chętnie coś porobił. Cieszę się, że przygotowania niedługo się zaczynają. Od paru dni ręce już same składają mi się do dyszla (śmiech).
No to pogadajmy o dyszlu. Czy pomysł ze zmianą pozycji i powrotem na przyjęcie pojawił się u ciebie wraz z odejściem Andrei Anastasiego z reprezentacji Polski? Bo to on przesunął cię na atak.
- To nie ma nic wspólnego z kadrą. Zresztą, ja mam poczucie, że mógłbym grać jako atakujący w kadrze cały czas. Na pewno sportowo udowodniłem, że niczego mi nie brakuje, żeby grać w reprezentacji na najwyższym światowym poziomie. A moja decyzja o zmianie pozycji była związana z moją przyszłością klubową. Po pierwsze, najnowsze trendy są takie, że atakujący mają po 205-210 cm wzrostu, ja jestem jednym z niższych atakujących na światowym poziomie. Na razie skaczę wysoko, ale młodszy nie będę i może być z tym coraz trudniej. A bardzo wysokich atakujących dochodzi z każdym rokiem do grania coraz więcej. Druga kwestia jest taka, że przyjmujących na boisku jest zawsze dwóch, więc na przyjęciu miejsc w dobrych klubach jest na świecie dwa razy więcej, niż na ataku. Chcę pograć jeszcze z 10 lat, jeśli zdrowie pozwoli, i dokonałem po prostu chłodnej kalkulacji. W tym roku od początku rozmawiałem z klubami o obu pozycjach i czekałem na interesującą propozycję.
Czyli podjąłeś tę decyzję już pod koniec sezonu w Modenie?
- Nie. Ja tę decyzję podjąłem już po sezonie w Rzeszowie, byłem gotów przyjąć ciekawą ofertę na obie pozycje, i atak, i przyjęcie. Jest to chłodna kalkulacja, ale też z drugiej strony fajne wyzwanie, a ja tego potrzebuję. Wyzwania mnie napędzają do pracy, a zmiana pozycji na pewno takim jest.
Kiedy ostatnio przyjmowałeś w meczu?
- Zaskoczę cię, bo przyjmowałem w tym sezonie (śmiech). Zdarzało się, że stawaliśmy we czterech do przyjęcia. Ale poważnie, to i w Modenie byłem proszony o poćwiczenie przyjęcia na treningach, bo mogło się zdarzyć, że byłbym potrzebny. Ostatnie dwa mecze z Rawenną, o pietruszkę, miałem zagrać na przyjęciu, ale niestety, kontuzja pleców mnie wyeliminowała.
Czyli nie masz obaw, jak ci pójdzie przyjmowanie po takiej przerwie?
- Ja się nie boję, jestem przekonany, że to bardzo dobra decyzja. Zwłaszcza, że będę miał o wiele bardziej komfortową sytuację przy tym powrocie niż się spodziewałem. Będę miał okazję występować w jednym z najlepszych klubów w Europie, który będzie grał nie tylko w wymagającej lidze, ale w Lidze Mistrzów. Do tego stabilnym finansowo, co w dzisiejszych czasach niestety nie jest oczywistością. I, co bardzo ważne, z jednym z najlepszych sztabów szkoleniowych, jakie mógłbym sobie wymarzyć. To są kluczowe aspekty, które sprawiają, że sytuację mam świetną. Oczywiście jest to ogromne wyzwanie, ale, tak jak mówiłem, wyzwania mnie napędzają. Mimo że jeszcze mam wolne, to już się cieszę, kiedy wyobrażam sobie, jak będę trenował, jak będę się przygotowywał. I wierzę w to, że do sezonu ligowego będę już tak przygotowany, że nie będzie widać, że przez ostatnie dwa lata nie grałem na przyjęciu.
Możesz być celem wszystkich zagrywających.
- Nie "mogę być celem", tylko ja będę celem na pewno (śmiech). Ja o tym wiem i jestem tego całkowicie świadomy. Mam nadzieję, że będę mógł powiedzieć, że im dłużej inni będą ten cel atakować, tym będzie lepiej dla mojej drużyny, bo będzie nam to przynosiło punkty. Na razie nie mogę tego powiedzieć, ale tego sobie życzę.
To twój cel na ten najbliższy sezon?
- To, ale przede wszystkim mistrzostwo Polski, to na pewno, i minimum powtórzyć wynik z Ligi Mistrzów z zeszłego roku. Cele bardzo ambitne, ale to jest oczywisty cel całej drużyny i całego klubu. Jeżeli się wykłada duże pieniądze na profesjonalny sport, to się też wymaga. Moim celem osobistym jest to, żeby grać jeszcze lepiej, niż gram, żeby to był najlepszy sezon na przyjęciu, jaki kiedykolwiek rozegrałem. Ale najważniejsze jest to, żebyśmy zdobyli upragnione trofea z zespołem, a przy okazji, mam nadzieję, że swoją cegiełkę do sukcesu Jastrzębia dorzucę i uda się zrealizować też moje cele indywidualne.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
Nie do końca ogarniam, ale jak rok temu rudy lis vel. Anastasi go odstawił to nie było problemu ze strony światowej klasy atakującego i nie miał pretensji.
A teraz jak trzeba o miejsce w Czytaj całość
"Na pewno sportowo udowodniłem, że niczego mi nie brakuje, żeb Czytaj całość
Gdyby pozostał w naszej lidze ,grał to regularnie to miałby szanse.