ME juniorów: Biało-czerwoni pokazali charakter - relacja z meczu Turcja - Polska

Turcja okazała się najbardziej wymagającym do tej pory rywalem Polaków w juniorskich mistrzostwach Europy. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebnych było aż 5 setów.

W tym artykule dowiesz się o:

Spotkanie rozpoczęło się korzystnie dla biało-czerwonych. Po ataku w aut jednego z Turków było 5:2 i o czas poprosił Umit Hizal. Przed pierwszą przerwą techniczną nasi rodacy jeszcze zwiększyli prowadzenie (8:3). Od tego momentu Polacy kontrolowali przebieg wydarzeń na parkiecie. Po stronie rywali jedynym zagrożeniem był Emre Savas, kończąc wiele piłek ze środka. W pojedynkę nie mógł jednak zdziałać nic wielkiego. W końcówce podopieczni Jacka Nawrockiego wprost wgnietli w parkiet zawodników znad Bosforu, dzięki asom serwisowym Bartosza Bućko i rezerwowego, Tomasza Fornala.
[ad=rectangle]

Otwarcie drugiej partii miało zdecydowanie bardziej zacięty przebieg. Co prawda na pierwszej przerwie technicznej Polacy prowadzili 8:6, ale szybko tę zaliczkę roztrwonili. W następnym fragmencie uzyskiwali dwa "oczka" przewagi, by za chwilę je tracić. Przy stanie 16:15 asem serwisowym popisał się Bućko. Błąd przyjęcia dał wynik 20:19, a gdy Turcy doprowadzili do remisu 21:21, o czas poprosił Nawrocki.

Nezvat Gunes z premedytacją wypchnął piłkę po bloku (23:22), więc kolejną przerwę na żądanie wykorzystał polski szkoleniowiec. Po błędzie Rafała Szymury przeciwnicy mieli setbola. Polacy najpierw go obronili, a następnie ogromne szczęście miał Bućko - piłka po jego serwisie zatańczyła na taśmie i spadła w pole Turków. Ostatecznie to jednak oni mogli cieszyć się ze zwycięskiej gry na przewagi.

Od początku trzeciej odsłony zespół znad Bosforu kontynuował swoją dobrą grę. Osiągnął nieznaczną przewagę, a przy stanie 10:12 o czas musiał poprosić trener biało-czerwonych. Rywale dokładnie przyjmowali i swobodnie wyprowadzali skuteczne akcje, a nawet wtedy, gdy mieli do skończenia trudne piłki, nie drżała im ręka. Gdy Bućko zaatakował w aut, jego drużyna przegrywała 14:18.

Polacy długo nie mogli znaleźć swojego rytmu gry. Wydawało się, że wreszcie stało się to w najbardziej odpowiednim momencie - najpierw punktową zagrywkę posłał na drugą stronę Jakub Kochanowski, zaś kilka chwil później pomylił się Yigit Gulmezoglu (22:21), więc grę przerwał Hizal. Po powrocie na parkiet Aleksander Śliwka skończył kontratak, a krótka w wykonaniu Bartłomieja Mordyla dała prowadzenie 23:22. Turcy jednak nie odpuścili, posyłając trudny serwis w kierunku kapitana polskiej reprezentacji. Ten źle przyjął, a po chwili został zablokowany. Otrzymał piłkę na przełamanie, lecz wyrzucił ją w aut.

Biało-czerwoni wyszli zupełnie odmienieni na czwartego seta. Od pierwszej akcji konsekwentnie realizowali wszystkie założenia taktyczne. Błyskawicznie uzyskali sporą zaliczkę, a z czasem ją powiększyli. Przez chwilę, za sprawą mocnej zagrywki rezerwowego Ogbaia Enaboifo, została ona zmniejszona do trzech punktów (10:13), jednak nasi rodacy "uciekli" z niewygodnego ustawienia. Losy tej części przesądziły: pojedynczy blok Krzysztofa  Bieńkowskiego oraz as serwisowy Bućko.

Tie-breaka nasi rodacy rozpoczęli koncertowo. Po kilku minutach wygrywali już 4:0. Później przytrafił im się jednak mały przestój i rywale zmniejszyli dystans do dwóch "oczek", ale błyskawicznie sytuacja wróciła do normy z początku tej partii. Biało-czerwoni kontrolowali przebieg wydarzeń na parkiecie i tempo gry. Turcy nie mogli znaleźć pomysłu na ich świetną grę i przegrali 9:15.

Turcja - Polska 2:3 (15:25, 28:26, 26:24, 13:25, 9:15)

Turcja: Savas, Durmaz, Enaboifo, Gulmezoglu, Hacioglu, Cam, Ablayrak (libero) oraz Yonet, Ulu, Gunes, Cam, Cakir (libero)

Polska: Bućko, Zwiech, Bieńkowski, Śliwka, Szymura, Mordyl, Piechocki (libero) oraz Fornal, Kochanowski, Droszyński, Zabłocki.

Z Brna,
Piotr Dobrowolski. 

Komentarze (0)