Przyjaciel Castellani - rozmowa z Krzysztofem Stelmachem, trenerem, ZAKSY Kędzierzyn-Koźle

- Kiedy słyszę te wszystkie słowa o presji, stresie i nogach, które drżą, to tylko się denerwuję. Telewizja? Kibice? To nie może mieć wpływu na grę profesjonalistów - powiedział portalowi SportoweFakty.pl, Krzysztof Stelmach, który jeszcze kilka miesięcy temu wraz z kolegami świętował w bełchatowskiej hali, tytuł mistrza Polski. W najbliższą sobotę wróci, by usiąść na ławce z napisem "goście".

Wojciech Potocki: Jedzie pan do hali, w której kilka miesięcy temu świętowaliście z kolegami ze Skry mistrzostwo Polski. Sytuacja jest jednak zupełnie nowa. Będzie pan ich teraz próbował ograć. Czym ten mecz będzie się różnił od innych?

Krzysztof Stelmach: Niczym... Naprawdę niczym. Ja w swoim życiu grałem kilkanaście razy przeciwko moim byłym zespołom. Tak się działo we Włoszech, tak będzie teraz. Profesjonalizm polega między innymi na tym, że wszystkich rywali trzeba traktować jednakowo poważnie. Czy to będzie Skra, Jadar czy Delecta. Owszem w Bełchatowie spędziłem trzy bardzo fajne sezony i tego nie zapominam, ale teraz jestem w Kędzierzynie. Tu pracuję i chcę, by moja drużyna zagrała jak najlepiej. Czy wygramy to już inna sprawa.

Nie wierzę.

- No właśnie, takie pytania słyszę po kilka razy na dzień, a ja naprawdę traktuję mecz ze Skrą dokładnie tak samo jak spotkanie z Politechniką, czy Resovią. Jedyne co się zmieni, to fakt, że mniej czasu będę ślęczał przed ekranem telewizora, bo nie muszę przeglądać tylu kaset wideo co zwykle. Po prostu znam większość zawodników, ich kierunki ataków, słabe strony i to trochę ułatwi mi planowanie taktyki.

Nie myśli pan jednak czasami wieczorem: "Jak by tu przechytrzyć mojego byłego trenera?"

- Ja swoje, a pan swoje. Daniel Castellani był moim trenerem w ostatnich dwóch sezonach. Teraz jesteśmy przyjaciółmi, ale nie gram przeciwko niemu. To jest mecz Skry z ZAKSĄ, a ja trenuję tych drugich i nie ważne, kto prowadzi drużynę przeciwnika. Ja po prostu chcę, by mój zespół zagrał jak może najlepiej. Po meczu pogadam z Castellanim i dalej będziemy przyjaciółmi.

Bełchatowski mecz na szczycie, zapowiada się jednak ekscytująco. Ma pan już opracowany sposób na rywali?

- Mecz, na szczycie, lider ciągle to słyszymy, a przecież to nic innego jak niepotrzebne podbijanie bębenka. Tak naprawdę zależy mi jedynie na tym, by mój zespół grał najlepiej jak potrafi, by chłopcy zrealizowali sto procent założeń taktycznych. Jeśli tak będzie, a my przegramy, to powiem - trudno, byliśmy gorsi i musimy zabrać się do roboty. Taka jest moja filozofia i nie widzę powodu, by inaczej traktować mecz ze Skra.

Macie za sobą półmetek pierwszej rundy rozgrywek i pięć zwycięstw w kieszeni. Spodziewał się pan, że wygracie wszystkie mecze?

- A po co wychodzimy na parkiet? Żeby wygrać. Nie można się jednak tym aż tak bardzo ekscytować. Przyjdą dwie porażki i okaże się, że ten Stelmach to facet, który w ogóle nie zna się na siatkówce. Niestety, tak to u nas wygląda. Wy dziennikarze, a za wami kibice potraficie w ciągu kilku dni przejść z huraoptymizmu, do zupełnej negacji. Popatrzcie jak było ze Skrą. Przegrali mecz w Lidze Mistrzów, a potem z Jastrzębiem i wszyscy ogłosili, że Skra przeżywa kryzys. Potem wystarczyły wygrane mecze z Panathinaikosem i Resovią, by natychmiast trąbić, że Skra się odrodziła. Nam wszystkim potrzeba więcej umiaru w ocenach.

Co będzie dla was sukcesem w meczu ze Skrą? Jeden punkt czy więcej?

- Nigdy nie robię takich kalkulacji. Trener zawsze chce by jego drużyna była idealna i wygrywała mecz za meczem. Najlepiej do zera (śmiech). Niestety tak nigdy nie będzie. Zdarza się przecież, że zespół ma zwyczajnie słabszy dzień, albo teoretycznie gorszy rywal zagra mecz sezonu. Dlatego wciąż powtarzam zawodnikom, że najważniejsze, by grać na swoim bardzo wysokim poziomie i na to liczę w Bełchatowie.

Polsat, przynajmniej na razie, nie planuje transmisji z hali Skry. Czy to, a także fakt, że gracie na wyjeździe spowoduje, że pana siatkarze nie będą się tak stresować?

- Kiedy słyszę te wszystkie słowa o presji, stresie i nogach, które drżą, to tylko się denerwuję. Telewizja? kibice? To wszystko nie może mieć wpływu na grę profesjonalistów. U nas wciąż powtarzamy, że na przykład w Częstochowie młodzież musi okrzepnąć, bo teraz się stresuje. Od razu wtedy pytam – gdzie my gramy? To jest przecież ekstraklasa, zawodowa ekstraklasa. Jeśli teraz zgramy stres nas sparaliżuje, to co będzie się działo w play off? W moim zespole każdy wie, że musi dać z siebie wszystko, niezależnie od okoliczności.

A jak pan ocenia poziom tegorocznych rozgrywek? Tylko niech pan nie mówi, że jest na to za wcześnie, bo to ulubiony unik trenerów.

- Jeszcze w ubiegłym sezonie można było ligę podzielić na pół. Były zdecydowanie silniejsze zespoły i te dużo słabsze. Teraz nawet po wynikach widać, że różnice się zatarły i każdy może urwać punkty każdemu. Pytanie tylko czy to ci lepsi obniżyli poziom, czy gorsi grają lepiej? Jakby nie było, to piękno sportu polega na tym, że nie zawsze faworyci zwyciężają. Dlatego nie byłem wściekły po meczu z Politechniką.

Niedawne przegrane naszych drużyn w europejskich pucharach dają chyba wiele do myślenia.

- Oczywiście. I znowu pytam – kto podbijał ten bębenek? Jesteśmy trzecią ligą w Europie, mamy medal na mistrzostwach świata! Wszyscy się zachwycali i co? Teraz kibice mówią, że ktoś ich oszukał. Nie, my wszyscy oszukaliśmy samych siebie.

Jak mantrę powtarza pan, że liczy się dobra gra. A miejsce w tabeli przed play off nie jest ważne?

- Kto wie czy nie jest najważniejsze. Przesądza przecież o późniejszej ścieżce na szczyt. Nie rozumiem, jak można na teraz mówić, że oszczędzamy siły na przed play off. Czyli co? Zajmiemy ósme miejsce, zagramy z liderem? Wtedy może się okazać, ze jest za późno. Przecież teraz trzeba być jak najwyżej w tabeli, by później mieć - przynajmniej teoretycznie - łatwiejszego rywala i przewagę własnego parkietu. Kiedy grałem w Skrze zawsze chcieliśmy być na czele, bo to dawało troszeczkę łatwiejszą drogę do finału. Dla mnie bardzo ważne jest miejsce w pierwszej czwórce.

No i w ten sposób wróciliśmy do meczu ze Skrą. Jest bardzo ważny dla układu tabeli. Ostatnio w zespole trenera Castellaniego doskonale gra Michał Bąkiewicz. Jak go zatrzymacie?

- Nie powiem, bo przeciwnik może się dowiedzieć (śmiech). Michał to bardzo dobry zawodnik. Po kontuzji Sephane`a Antigi dostał szansę i po prostu ją wykorzystał. Zobaczymy jak zagra z nami? Sam meczu nie wygra, ale przecież kolegów też ma znakomitych. My jednak jedziemy do Bełchatowa bez strachu i na pewno będziemy walczyć o zwycięstwo. Zaczynamy od wyniku 0:0. Zobaczymy, kto będzie lepszy.

Komentarze (0)