Męki Jastrzębskiego w Warszawie - relacja z meczu AZS Politechnika Warszawska - Jastrzębski Węgiel

W meczu zawrotnych zwrotów akcji Jastrzębski Węgiel pokonał Politechnikę, ale dopiero po tie-breaku. Mimo zdziesiątkowanego składu Inżynierowie po raz kolejny pokazali wielką wolę walki.

Dominika Baran
Dominika Baran
Podopieczni Roberto Piazzy przystępowali do meczu w Warszawie podbudowani czterema ostatnimi zwycięstwami w PlusLidze i Lidze Mistrzów. Przedłużenie tej passy nie stanowiło jakiegoś arcytrudnego wyzwania, biorąc pod uwagę fakt, że Politechnika w ostatnim swoim pojedynku z Asseco Resovią Rzeszów nie miała wiele do powiedzenia i sromotnie poległa w trzech setach.
Po raz kolejny okazało się jednak, że osławiona ambicja "młodych Wilków" Jakuba Bednaruka nie jest tylko czczym gadaniem. Siatkarze ze stolicy w pierwszym secie mocno dawali się we znaki jastrzębianom, choć ich przyjęcie zagrywki pozostawiało wiele do życzenia. Próbowali nadrabiać atakiem i blokiem, ale brakowało mu animuszu, który mógłby postraszyć przeciwników. Goście konsekwentnie męczyli zagrywką Jakuba Radomskiego, a po początkowych problemach na siatce zaczęli obijać warszawski blok. Mimo tego, Inżynierowie ciągle trzymali kontakt, to punktując blokiem, to zagrywką. W końcówce to jednak przyjezdni utrzymali nerwy na wodzy. Wśród gospodarzy "podpalił" się Michał Filip, który w pierwszej próbie dostał czapę, w drugiej zaś piłkę posłał w boczne bandy reklamowe. U rywali wszyscy zawodnicy grali równo, a spokój Krzysztofa Gierczyńskiego pomagał jastrzębianom przede wszystkim w przyjęciu.
Jastrzębski Węgiel pokonał Politechnikę dopiero po tie-breaku Jastrzębski Węgiel pokonał Politechnikę dopiero po tie-breaku
W drugiej odsłonie goście znów próbowali się rozpędzić, by w drugiej części neta nie musieć martwić się o wynik. Politechnika skutecznie jednak krzyżowała im plany, choć ich gra na pewno do efektownych nie należała. Nawet Gierczyński miał problemy z serwisami Bartłomieja Mordyla, a Piotr Lipiński dwoił się i troił, by ułatwić swoim kolegom zadanie na siatce. Na nieporozumienia i zepsute zagrywki niewiele mógł jednak poradzić. Po drugiej przerwie technicznej udało się jastrzębianom zbudować pięciopunktową przewagę (15:20), głównie dzięki błędom własnym gospodarzy. Inżynierowie byli bardzo wolni w bloku, przez co często Bartman i spółka mieli przed sobą tylko jedną parę rąk. Ten ostatni zresztą niczym specjalnie się nie wyróżniał (może poza butami), lecz rywale nie utrudniali mu specjalnie zadania w ofensywie.

Kolejną partię Inżynierowie rozpoczęli bez Radomskiego, który uskarżał się na ból mięśni brzucha. Swoją szansę dostali Krzysztof Bieńkowski i Bartłomiej Lemański, a ta nieco odmieniona drużyna zanotowała całkiem efektowne wejście w seta (10:6). Błyszczał Olek Śliwka, a swoje cegiełki dołożyli Patryk Strzeżek i środkowi. Potem nieco przygaśli, ale na drugiej przerwie technicznej wciąż prowadzili jednym punktem (16:15). Tuż po niej włączyli drugi bieg i dzięki dobrej zagrywce Mordyla, wyciągniętego z kwadratu, miała już trzy punkty przewagi. Nieco przestraszeni wizją kolejnej partii jastrzębianie próbowali odrabiać, ale młodzi warszawiacy tym razem nie pękli.

Zachęceni wygranym setem Inżynierowie postanowili zapewnić warszawskiej publiczności jeszcze większą dawkę emocji. Najwięcej krwi psuli rywalom dobrą zagrywką, do której dokładali szczelną zasłonę. Śliwka dostał wsparcie od Filipa, a swoimi 212-oma centymetrami na środku siatki straszył Lemański. to wystarczyło na grę na remis, a momentami nawet dwupunktowe prowadzenie. Trener Piazza miał powody do niezadowolenia, bo jego podopiecznym wyraźnie brakowało koncentracji, przede wszystkim w bloku. Odrobina szczęścia i wola walki przyniosły zaś gospodarzom zwycięstwo w tej partii i punkt w całym meczu.

Lewa ręka Olka Śliwki będzie się jastrzębianom prawdopodobnie śniła po nocach, bo to, co 20-latek robił nią w totalnie beznadziejnych sytuacjach, zasługiwało co najmniej na pochwałę. Jego postawa początkowo nie wystarczała jednak na podminowanych gości, którzy wyszli na tie-breaka pochmurni jak niebo w stolicy tego dnia. W ofensywie byli nie do zatrzymania, ale taki stan trwał tylko do przerwy technicznej. Przy stanie 8:8, w czasie długiej akcji, urazu doznał Damian Wojtaszek i zastąpić go musiał Jakub Popiwczak. W tej odsłonie prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie, a Inżynierowie potrafili wyjść nawet z wyniki 12:14. W końcówce zepsuli jednak trzy zagrywki z rzędu, a tego goście nie mogli nie wykorzystać.

AZS Politechnika Warszawska - Jastrzębski Węgiel 2:3 (21:25, 18:25, 25:22, 25:22, 18:20)

AZS Politechnika Warszawska: Radomski, Lipiński, Filip, Śliwka, Sacharewicz, Mordyl, Olenderek (libero) oraz Bieńkowski, Strzeżek, Lemański.

Jastrzębski Węgiel: Gierczyński, Pajenk, Malinowski, Masny, Czarnowski, Bartman, Wojtaszek (libero) oraz Filippov, Kańczok, Kosok, Popiwczak.

MVP: Michał Masny.

AZS Politechnika Warszawska - Jastrzębski Węgiel 2:3

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×