Andrzejki będą huczne - przed meczem ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - AZS Częstochowa

Siódma kolejka PlusLigi rozpoczyna się meczem kędzierzyńskiej ZAKSY z AZS Częstochowa i wszyscy zadają sobie tylko jedno pytanie. Czy zespół trenera Krzysztofa Stelmacha wciąż będzie niepokonany? Jakby jednak nie było, zwycięstwo zostanie w rodzinie... Stelmachów. Po jednej stronie boiska, za linia boczną, stanie Krzysztof - trener gospodarzy, a po przeciwnej, Andrzej - rozgrywający akademików. Po meczu bracia na pewno będą mieli o czym rozmawiać.

Jeszcze pięć lat temu mecze kędzierzyńskiego Mostostalu i AZS Częstochowa, sponsorowanego wtedy przez palarnię kawy "Galaxia" były najważniejszymi wydarzeniami sezonu i decydowały o tytule mistrza Polski. Później kędzierzyńska drużyna dosłała "zadyszki", a prezes Kazimierz Pietrzyk myślał nawet o likwidacji klubu. Przeciwnicy spod Jasnej Góry ciągle jednak byli w czołówce.

W tym sezonie role się odwróciły, akademicy stracili sponsorów i prawie wszystkie "gwiazdy", a ZAKSA dzięki bardzo przemyślanej polityce transferowej prezesa jest niekwestionowanym "czarnym koniem" PlusLigi. - Chcielibyśmy znów zejść z parkietu jako zwycięzcy - mówi Jakub Novotny. Czech, tak jak cały zespół z Kędzierzyna, zaskakuje doskonałą formą. To nie przypadek, że zdobywa w każdym meczu po dwadzieścia i więcej punktów.

- Mamy jednak bardzo wyrównany zespół i nasi rywale muszą ciągle uważać. Równie dobrze akcję może skończyć Robert Szczerbaniuk czy Terry Martin. Przecież w Bełchatowie ostatnie punkty w trzech setach zdobywał właśnie Robert - chwali kolegów czeski bombardier, który nie ma wątpliwości, że piątkowy mecz będzie kolejnym niezmiernie trudnym wyzwaniem. - Tegoroczna liga to po prostu "masakra". Każdy musi grać na maksa i my tak właśnie zagramy w najbliższy piątek - obiecuje.

Podobne opinie można usłyszeć pod Jasna Górą. - Do Kędzierzyna jedziemy, by zagrać jak najlepiej - twierdzi Zbigniew Bartman, który jeszcze nie tak dawno był skonfliktowany z Bułgarem Smilenem Mljakowem. Po zwycięskim meczu akademików z Resovią obaj siatkarze znaleźli jednak wspólny język, a Bartman zadecydował, że odda koledze statuetkę dla MVP tego spotkania. Tak to już bywa, że zwycięstwa dają nie tylko punkty, ale poprawiają także nastroje.

A te w obu zespołach są bardzo bojowe. Kędzierzynianie wciąż pamiętają mecze sprzed kilku lat. - Najtrudniejszy pojedynek stoczyliśmy w finale play off w 2003 roku. Piąty mecz, oba zespoły niezwykle zmęczone, napięcie niesamowite, no i najważniejsze – wygraliśmy 3:1! To był ostatni tytuł mistrzowski Mostostalu. Wierzę jednak, że złote czasy powrócą. Może jeszcze nie w tym roku, ale w kolejnych sezonach. Na razie dobrze by było powtórzyć wynik sprzed pięciu lat - mówi, Andrzej Kubacki, który siedział na ławce trenerskiej podczas wszystkich spotkań z częstochowskim AZS.

I chociaż zbliżający się mecz w hali Azoty, nie ma aż takiego ciężaru gatunkowego jak przed laty, zapowiada się niezwykle interesująco. Jakby jednak nie było, zwycięstwo zostanie w rodzinie… Stelmachów. Z jednej strony boiska usiądzie bowiem na ławce trener ZAKSY, Andrzej Stelmach, a jego brat Krzysztof postara się mu pokrzyżować szyki jako rozgrywający przeciwnej ekipy.

Inny pojedynek stoczą środkowi obu zespołów. Niezwykle doświadczony i charyzmatyczny Robert Szczerbaniuk, jeszcze w ubiegłym sezonie uczył tajników gry na środku siatki Piotra Nowakowskiego. Szło mu tak dobrze, że młody uczeń trafił do kadry. Teraz Benek, wrócił do Kędzierzyna i Nowakowskiemu przyjdzie zdać przed mistrzem egzamin.

W kędzierzyńskiej hali po serii sześciu zwycięstw ZAKSY powoli zaczyna brakować miejsc, a kibice robią zakłady czy w piątkowy wieczór znów będą świadkami pięciu setów w wykonaniu gospodarzy. - Nawet jeśli tak będzie, to my w tym sezonie wygraliśmy wszystkie tie braki. Jak widać dajemy sobie radę z presją - podkreśla Kubacki.

- Pamiętajmy jednak, że zbliżają się… Andrzejki, więc warto skończyć mecz trochę wcześniej - żartuje drugi trener ZAKSY i dodaje, że nie wie jakie prezenty drużyna mu przygotowała. Czy zwycięstwo wystarczy? Pewnie tak, a po nim szkoleniowiec na pewno zaprosi całą ekipę na... lanie wosku. Szkopuł w tym, że goście też chcą się bawić na Andrzejkach i mają swojego solenizanta. A nawet dwóch - Stelmacha i Wronę. Kto będzie się bawił w huczniej okaże się późnym wieczorem w piątek.

Komentarze (0)