Choć do spotkania z Asseco Resovią kielczanie podchodzili pełni wiary w to, że uda im się pokrzyżować plany wyżej notowanemu rywalowi, to rzeczywistość nie okazała się dla nich łaskawa. - Już po meczu ze Skrą powiedziałem, że z tymi najlepszymi zespołami będziemy starali się ugrać set, dwa, może jakieś punkty. Tym razem jednak znowu starczyło nam sił i umiejętności na jeden set - komentował na gorąco Mateusz Bieniek.
[ad=rectangle]
Środowy mecz zakończył się ósmą porażką gospodarzy w trwającym sezonie. Mimo to środkowy Effectora próbował doszukać się pozytywów. - Myślę, że się nie położyliśmy. Dwa sety trochę przestane, ale później wróciliśmy do gry. W czwartym secie jeden przestój i nie udało nam się już doprowadzić do tie-breakea - mówił. Początkowo wydawało się, że wspomniana piąta partia faktycznie jest możliwa. Końcówka w wykonaniu gości rozwiała jednak wszelkie wątpliwości. - Rzeszowianie podkręcili tempo, ponownie wyszło ich doświadczenie. Nie chcieli mieć nerwowej końcówki, zaryzykowali zagrywką i to im się udało.
Walka i zwycięstwo w trzeciej odsłonie nie mogą przysłonić tego, że w secie otwarcia zawodnicy Dariusza Daszkiewicza zostali praktycznie zmieceni z parkietu. - Resovia rozstrzelała nas zagrywką. 5-6 asów nam wpadło i naprawdę ciężko się wtedy gra. W drugim secie było trochę lepiej, ale znów goście w pewnym momencie nam odskoczyli - stwierdził niepocieszony Bieniek.
Przed kielczanami teraz kolejny pojedynek z ekipą liczącą się w walce o mistrzostwo Polski. Przed rywalizacją z Jastrzębskim Węglem effekciarze liczą tylko na jedno. - Mam nadzieję, że w końcu te dwa sety ugramy i jakieś punkty przyjadą do Kielc - zakończył 20-latek.