Dariusz Daszkiewicz: Resovia zdemolowała nas zagrywką

- Widać było ogromną tremę u moich zawodników. Nie wiem czy to obecność czterech mistrzów świata po drugiej stronie siatki, prawie pełna hala, czy jedno i drugie - mówił trener Effectora.

- Największy problem mieliśmy przez półtorej seta z przyjęciem zagrywki i tutaj zespół Resovii nas zdemolował. Wiedzieliśmy, że tam praktycznie każdy zawodnik, który będzie na boisku jest bardzo groźny w tym elemencie. Staraliśmy się za wszelką cenę wybierać, którą strefę zabezpieczyć, niestety to nam się nie udawało - powiedział portalowi SportoweFakty.pl Dariusz Daszkiewicz po porażce z ekipą Andrzeja Kowala.
[ad=rectangle]
Gospodarze bardzo źle zaprezentowali się szczególnie w pierwszej partii, kiedy to popełniali masę prostych błędów. - Widać było ogromną tremę u moich zawodników. Nie wiem czy to obecność czterech mistrzów świata po drugiej stronie siatki, prawie pełna hala, czy jedno i drugie - zastanawiał się opiekun Effectora. Z biegiem czasu kielczanie złapali trochę więcej luzu, co pozwoliło im wrócić do gry. - Cieszę się, że od połowy drugiego seta zaczęliśmy się podnosić z kolan. Lepiej przyjmowaliśmy i automatycznie podjęliśmy walkę z Resovią. Ten trzeci set wygrany przez nas, i to w równej walce, bardzo cieszy - komentował.

Okres słabszej, podyktowanej dekoncentracją, postawy rywala mógł niespodziewanie przynieść tie-break, ale... - Niestety sędziowie przy jednej długiej akcji zobaczyli minimalne dotknięcie siatki i zamiast remisu mieliśmy dwa punkty straty. Potem dobry serwis Resovii odrzucił nas od siatki, do tego trzy wysokie piłki, niestety nie skończyliśmy żadnej i zrobiło się pięć punktów. W końcówce próbowaliśmy ratować to pełnym ryzykiem na zagrywce, ale zarówno Bieniek jak i Miseikis zepsuli. Nie mam do nich jednak pretensji, bo takie było założenie, że mamy grać na pełnym ryzyku. W Bełchatowie zadziałało nam to kapitalnie, natomiast zespół z Rzeszowa bardzo dobrze radził sobie z naszą zagrywką - stwierdził Daszkiewicz.

Środowej rywalizacji pierwszy raz towarzyszył pojedynek braci Penczew. Choć Nikołaj zupełnie nie radził sobie w przyjęciu, to w ataku próbował ciągnąć zespół. - Z premedytacją przetrzymałem go na boisku. Bardzo mocno celowali w niego zagrywką. Brat też nie miał litości i celował w niego, przez co aż sześć punktów "Roza" zgubił w przyjęciu. Widać było u niego paraliż, i najchętniej schowałby się w kwadracie. Zostawiając go dałem mu szansę otwarcia się i wykorzystał ją kapitalnie - chwalił swojego podopiecznego. - To jest 20-letni chłopak i zdecydowanie nie tak doświadczony jak jego brat. Nikołaj też przychodził do nas w takim wieku, ale to już był siatkarz występujący w reprezentacji Bułgarii, grał tez w lidze włoskiej - dodał 46-latek.

W następnej kolejce Effector zmierzy się z Jastrzębskim Węglem. - Musimy zachować trochę więcej chłodnej głowy. To też jednak zdobywa się z doświadczeniem. Takich spotkań trzeba trochę rozegrać, żeby wiedzieć, że po dziesiątym mocnym ataku można zagrać piłkę inaczej - zakończył trener kielczan.

Źródło artykułu: