Marcin Olczyk: Tie-breaki prześladują was od początku rozgrywek. z Chemikiem piątego seta przegrałyście, ale ten punkt zdobyty w ostatniej kolejce wydaje się być nawet cenniejszy niż dotychczasowe zwycięstwa. Czy wy, jako zespół, też tak podchodzicie do sobotniego wyniku?
Ewelina Sieczka: Zdecydowanie. To jest aż jeden, a nie tylko jeden punkt. W naszej sytuacji, przy zmianie trenera, przy różnych zawirowaniach i małych niepowodzeniach, osiągnęłyśmy, jak dla mnie, kapitalny wynik. W piątym secie było widać, że dziewczyny lekko się już zdenerwowały, że straciły u nas punkt, i zagrały "swoje". Na pewno mecz ten wyglądał zupełnie inaczej niż nasze poprzednie spotkania. Była w zespole zdrowa atmosfera, każda walczyła za każdą, nie było momentów, w których ktoś by odpuszczał. Jak w jednym elemencie nie szło, to naprawiałyśmy to innym. Cały czas trzymałyśmy się razem i to był klucz do sukcesu. Dodatkowo Błażej (Krzyształowicz - w meczu z Chemikiem pełnił funkcję pierwszego trenera Budowlanych - przy. red.) cały czas nas pozytywnie motywował. Nawet jak było 0:2, powtarzał, że super gramy, że idzie nam świetnie. Ciągle nas nakręcał, co działało bardzo pozytywnie i wpłynęło na taki, a nie inny wynik.
[ad=rectangle]
Czy po drugim secie to wy zaczęłyście grać lepiej, czy może rywalki odrobinę odpuściły?
- Tak jak mówię, nie było po naszej stronie ani chwili zwątpienia. Nikt nie przyjmował do wiadomości, że ten mecz może się skończyć w trzech setach. Cały czas szłyśmy do przodu. Już w tym drugim secie mało nam zabrakło. Nie było przecież tak, że te początkowe partie przegraliśmy do 15 tylko naprawdę ciągle naciskałyśmy. Zawaliłyśmy może troszeczkę końcówkę w pierwszej części spotkania, ale w kolejnej walczyłyśmy już na przewagi, także cały ten mecz mógł ułożyć się zupełnie inaczej. Jak już wspominałam, ani na moment nie zwątpiłyśmy. Myślę, że na tego tie-breaka w pełni zasłużyliśmy. Oczywiście szkoda, że nie zdobyłyśmy dwóch punktów, ale jeden też na pewno cieszy.
Jak zadziałało na was odejście trenera? Spodziewałyście się takiego rozwoju wypadków?
- Taki sygnał miałyśmy już w Bydgoszczy. Przy stanie 2:1 w setach dla rywalek trener powiedział, że dziękuje nam za współpracę. W ostateczności wygrałyśmy ten mecz, ale stało się tak, jak zasugerował szkoleniowiec. Wiem tylko, że wszystko rozegrało się między prezesem, zarządem a trenerem. Tak na dobrą sprawę nie zdążyliśmy się ze szkoleniowcem nawet pożegnać. Mam nadzieję, że jeszcze będzie taka możliwość. Liczę, że trenerowi wszystko się dobrze ułoży, że znajdzie miejsce, w którym ponownie się odnajdzie. Mam też nadzieję, że my będziemy grać dobrze. Liczę, że nasze drogi, mimo tego, iż się rozchodzą, podążą w dobrym kierunku, pozytywnie i do przodu.
Jak podziałała na was zmiana trenera? Poczułyście nową energię? Dobrze wpłynął na was ten ''reset''?
- Na pewno pojawiło się coś nowego. Poczułyśmy się inaczej. Może faktycznie chciałyśmy zagrać w inny sposób. Ciężko powiedzieć, co zaszło, ale gra rzeczywiście wyglądała odmiennie. Inne nastawienie i podejście do zespołu prezentował trener, inaczej reagowała drużyna. To wszystko wpłynęło na taki, a nie inny, obrót sprawy.
Czy to znaczy, że między zespołem a trenerem Grabowskim nie układało się najlepiej?
- Coś musiało nie grać, bo te wyniki pozostawiały wiele do życzenia. Potrafiłyśmy wysoko wygrać seta, a potem równie zdecydowanie przegrać. Nie wiem, czemu tak się działo. Ciężko mi coś powiedzieć, bo trenowałyśmy normalnie. Jakiś problem musiał tkwić w mentalności, przez to nie potrafiłyśmy tak do końca pozytywnie wyładować się na boisku.
Czyli pod wodzą trenera Grabowskiego brakowało drużynie tej, jakże ważnej, chemii?
- Mogło tak być. Mam nadzieję, że mecz z Chemikiem nie był takim jednorazowym wyskokiem, bo czasem bywa faktycznie tak, że chwilowo działa zmiana i związana z nią euforia. Nie musimy oczywiście wszystkiego wygrywać, choć wiadomo, że byśmy chciały, ale najważniejsze, żeby utrzymała się ta dobra atmosfera i żebyśmy dalej tak pracowały na treningach, bo przygotowując się do ostatniego spotkania robiłyśmy wiele ciekawych ćwiczeń. Trener postawił na zagrywkę i przyjęcie, i myślę, że te dwa elementy naprawdę dobrze w starciu z policzankami funkcjonowały.
Rozumiem więc, że mimo porażki powody do optymizmu są?
- Jak najbardziej.
Przed wami seria trudnych meczów. Będziecie w stanie napsuć krwi kolejnym faworytom?
- Musimy walczyć. Zostały mam naprawdę ciężkie spotkania do końca tej rundy, ale zaczęliśmy serię meczów z najlepszymi od tie-breaka z mistrzem Polski, także może wreszcie przyjdzie wygrana za trzy punkty. Myślę, że wtedy to już chyba eksplodujemy (śmiech), bo bardzo długo na takie zwycięstwo czekamy.