Wyprawa w ślady wujka
W XX wieku nazwisko Juantorena najmocniej rozsławił człowiek o imieniu Alberto. Był on kubańskim biegaczem średniodystansowym, który na igrzyskach olimpijskich w Montrealu w 1976 roku zdobył dwa złote medale w wyścigach na 400 i 800 metrów. Kiedy sportowiec noszący przydomek "Koń" świętował wielkie sukcesy na kanadyjskiej ziemi, nie mógł on jeszcze przypuszczać, że niecałe 40 lat później na sportowym szczycie znajdzie się także jego siostrzeniec.
Osmany Juantorena urodził się dopiero dziewięć lat po największych sukcesach swojego wujka, w 1985 roku, w mieście Santiago de Cuba leżącym w południowo-wschodniej części kraju. Młodzian błyskawicznie połknął sportowego bakcyla, choć właściwie z góry odrzucił możliwość pójścia tą samą ścieżką, jaką wybrał Alberto. - Wujek był dla mnie wzorem pod wieloma różnymi względami. Ale ja nienawidzę biegania - tłumaczył Osmany. Na spróbowanie swoich sił w siatkówce, pozostającą po dzień dziś kluczową kwestią w jego życiu, zdecydował się bardzo szybko.
[ad=rectangle]
- Zawsze chciałem zostać utytułowanym sportowcem. Kiedy byłem młody, uprawianie siatkówki było moim marzeniem. Rozpocząłem treningi w wieku 12 lat i błyskawicznie zakochałem się w tej dyscyplinie. To, czego nauczyłem się na Kubie, zawdzięczam trenerowi Bruno Aladro. Z czasem uświadomiłem sobie, że gra w siatkówkę jest czymś, co chcę robić w swoim życiu - wyjaśniał zawodnik.
Patrząc na liczbę sukcesów, jakie ma na swoim koncie w wieku 29 lat, można śmiało powiedzieć, że obecnie to właśnie siatkarz jest najbardziej rozpoznawalną postacią z rodu Juantorenów. Sam zainteresowany podchodzi jednak do swojej niemałej popularności w skromny sposób. - Jestem bardzo dumny z nazwiska mojego i mojej rodziny, ale jego noszenie wiąże się także z dużą odpowiedzialnością. Stanowi wyzwanie, z którym muszę się mierzyć każdego dnia - mówił siatkarz, aktualnie występujący w tureckim Halkbanku Ankara.
Nie mógł on pozostać anonimową postacią w świecie sportu, skoro jeszcze przed przybyciem nad Bosfor zanotował takie wyniki jak dwukrotne mistrzostwo Włoch, dwukrotny triumf w Lidze Mistrzów czy czterokrotne zwycięstwo w klubowych mistrzostwach świata. Jego droga do tak wielkich osiągnięć wcale nie była jednak pozbawiona różnego rodzaju zawirowań.
Trzy sezony cierpienia
Około miesiąc przed rozpoczęciem tak dobrze wspominanych w naszym kraju mistrzostw świata 2006 w Japonii, Juantorena wraz z reprezentacją Kuby przyjechał do Polski na dwa towarzyskie spotkania z biało-czerwonymi. Zarówno w Kędzierzynie-Koźlu, jak i w Katowicach, lepsze okazały się "Orły" (dwukrotnie 3:1), lecz sam zawodnik zdecydowanie należał do grona wyróżniających się postaci w ekipie z Ameryki Łacińskiej. Kiedy wydawało się, że tak samo będzie na zbliżającym się mundialu, na 21-letniego wówczas gracza, niczym grom z jasnego nieba, spadł niezmiernie bolesny wyrok.
"Jesteś na dopingu" - tak brzmiał morał płynący z komunikatu, jaki otrzymał ze strony Światowej Federacji Siatkówki (FIVB). Niedopuszczalne substancje w organizmie Osmany'ego zostały wykryte podczas kontrolnego badania moczu. Sam poszkodowany stanowczo nie zgadzał się z postawionymi mu zarzutami, nie wahając się oddać całej sprawy do Trybunału Arbitrażowego w Lozannie. Odwołanie u najwyższej instancji nie przyniosło jednak pożądanego przez niego efektu. Kara została podtrzymana. A to oznaczało dwa lata rozbratu z profesjonalną siatkówką.
Podczas odbywania "pokuty" Juantorena zdecydował się związać kontraktem z włoskim Itasem Diatec Trentino. Wcześniej, w latach 2004-2006, występował on w barwach rosyjskiego Nieftianiku Baszkortostana Ufa. Na wieść o przenosinach siatkarza na Półwysep Apeniński z niezadowoleniem zareagowała kubańska federacja siatkówki, ponieważ transfer odbył się bez wyrażenia na niego zgody przez rodzimych działaczy. Efektem takiego działania było przedłużenie dyskwalifikacji przyjmującego o jeszcze jeden sezon. Zawodnik przez długi czas musiał utrzymywać się ze stypendium, jakie otrzymywali wszyscy reprezentanci Kuby. Tego mu nie odebrano.
Taki rozwój wydarzeń nie zniechęcił jednak ekipy z Trydentu do dalszego inwestowania w Kubańczyka. Dostrzegając ogromny potencjał, jakim już wtedy dysponował, członkowie zespołu robili wszystko, by czuł się on w nim jak najlepiej i jak najbardziej efektywny sposób przygotował się do powrotu na boisko. Z możliwości posiadania go w swojej drużynie bardzo zadowolony był Radostin Stojczew, trener Trentino w latach 2007-2013. - Zawsze chciałem mieć Osmany'ego w swoich szeregach, ponieważ jest nie tylko dobrym siatkarzem, ale także wspaniałym człowiekiem. To jeden z najlepszych graczy na świecie na swojej pozycji - deklarował Bułgar. Juantorena wrócił do gry od początku sezonu 2009/2010. Kolejne lata kariery przyniosły mu prawdziwe pasmo sukcesów.
Maszyna do punktowania
W ciągu czterech lat spędzonych w Serie A prezentował wręcz nieziemską formę. Biorąc pod uwagę jego średnie statystyki w ataku na przestrzeni całego sezonu, ani razu nie widniała w nich liczba niższa niż 54 procent skuteczności! Dokładniej rzecz biorąc, przedstawiały się one następująco: 2009/2010 - 55,3 proc., 2010/2011 - 54,5 proc., 2011/2012 - 57,4 proc., 2012/2013 - 55,3 proc.
Inną, jeszcze potężniejszą bronią zawodnika z Kuby była śmiertelnie groźna, potężna zagrywka z wyskoku. Nie dość, że punktował on nią jak na zawołanie, to jeszcze wyróżniał się przy tym bardzo dużą regularnością. Jeśli by wziąć pod uwagę proporcję korzyści do strat, jakie powodowały serwy Juantoreny dla jego zespołu, w cuglach wygrałby on taki ranking wśród mocno zagrywających siatkarzy.
Jego nieprawdopodobne możliwości w tym elemencie najmocniej odczuła na sobie drużyna Bre Banca Lannutti Cuneo. W jednym z meczów sezonu 2010/2011 Kubańczyk zaserwował przeciwko niej aż dziewięć asów! Staje się to jeszcze bardziej niewiarygodne, jeśli weźmiemy pod uwagę trzy rzeczy. Po pierwsze, spotkanie to trwało zaledwie trzy sety. Po drugie, Osmany zdobył wówczas zagrywką więcej punktów niż atakiem, którym to uzyskał osiem "oczek". Po trzecie, w polu serwisowym pomylił się tylko cztery razy. - Nie mam wątpliwości, że najlepszym siatkarzem w Europie w sezonie 2010/2011 był Osmany Juantorena. W ciągu dwóch ostatnich lat przeszedł on drogę od siatkarza bardzo dobrego do zawodnika najlepszego na świecie, będącego liderem najlepszego klubu na naszej planecie. Igrzyska olimpijskie będą ogromnie uboższe wobec jego nieobecności - pisał na swoim blogu Mark Lebedew, obecny szkoleniowiec Berlin Recycling Volleys.
Nieprawdopodobnego wyczynu dokonał zresztą na przestrzeni całego wspomnianego sezonu, notując w nim znacznie więcej asów niż pomyłek. Łącznie wywalczył zagrywką aż 76 punktów, zaś zepsuł przy tym zaledwie 61 prób. Na tym jednak nie poprzestał. Rok później jeszcze bardziej wyśrubował ten bilans (73 asy, 41 błędów).
[nextpage]Burza po zagrywce sposobem dolnym
Prezentowaniem tak wysokiego poziomu w grze ofensywnej, Juantorena znacząco pomógł w wywindowaniu drużyny z Trydentu na szczyt europejskiej i światowej siatkówki. W defensywie nigdy nie był aż tak dobry, ale i na tej płaszczyźnie nie można mu mieć wiele do zarzucenia. Mimo tak imponujących osiągnięć, sam siatkarz nie odleciał jednak w chmury, co najlepiej obrazują wypowiedziane przez niego słowa po finale klubowych mistrzostw świata 2012. Trentino wygrało wtedy ten tytuł po raz czwarty z rzędu, zaś przyjmujący trzeci raz z kolei otrzymał statuetkę MVP turnieju. - Prawda jest taka, że nie oczekiwałem ponownie indywidualnego wyróżnienia. Nagroda dla najbardziej wartościowego gracza jest czymś naprawdę motywującym, ale słowa uznania należą się całemu zespołowi - powiedział Kubańczyk.
W każdym z sezonów spędzonych w lidze włoskiej dochodził on także ze swoją drużyną do ścisłego finału. Bilans batalii decydujących o zdobyciu złotego medalu wynosi dla niego pół na pół. Siatkarze z Trydentu zdobyli scudetto w 2011 i 2013 roku, natomiast w 2010 i 2012 musieli kolejno uznać wyższość ekip Bre Banca Lannutti Cuneo i Lube Banca Macerata.
Poza wszelkimi wymienionymi osiągnięcia, Juantorena zdążył jednak zasłynąć na parkietach Serie A także z innej, dość niecodziennej sytuacji. Miała ona miejsce 11 grudnia 2011 roku, kiedy to Trentino podejmowało na wyjeździe M. Roma Volley. Cały zgrzyt dotyczył ostatniej akcji meczu. Przy stanie 2:1 w setach i wyniku 24:17 dla Itasu w czwartym Kubańczyk postanowić wykonać serwis od dołu, posyłając na drugą stronę prawdziwą "świecę". Kibice gospodarzy błyskawicznie uraczyli go solidną porcją gwizdów, lecz cała akcja zakończyła się ostatecznie wygraną gości, których wygraną przypieczętował efektownym atakiem z pipe'a... Juantorena.
Tuż po ostatnim gwizdku sędziego zawodnicy z Rzymu ruszyli w kierunku przyjezdnych z pretensjami, natomiast ich fani cały czas dawali upust swojemu niezadowoleniu. Zamieszanie wokół tej sytuacji zrobiło się tak duże, że stała się ona wręcz hitem medialnym na całym świecie. Zawodnik został posądzony o zlekceważenie rywali, a stało się tak w dużej mierze dlatego, że tego dnia była dla nich prawdziwym postrachem w polu serwisowym. "Felerna" zagrywka była już 32. wykonaną przez niego w owym pojedynku, a pięć z nich zakończyło się bezpośrednią zdobyczą punktową. Ostatecznie wszystko rozeszło się po kościach, ponieważ de facto Kubańczyk żadnych przepisów nie złamał. Całe zamieszanie dodatkowo załagodziły oficjalne przeprosiny, wystosowane przez prezesa Itasu Diego Mosnę. Sam Juantorena był wówczas zgłoszony do rozgrywek Serie A już jako Włoch.
Zajcew i Travica mówią "nie"
Nowe obywatelstwo otrzymał w czerwcu 2011 roku. - Nasz długoletni wysiłek przyniósł zamierzony efekt. Juantorena to gracz z najwyższej półki, zawsze można na niego liczyć, a teraz dzięki temu, że ma włoski paszport mamy większe możliwości jeśli chodzi o zagraniczne transfery. To ważny krok, który potwierdzi konkurencyjność naszego zespołu - zachwycał się po oficjalnym ogłoszeniu tego komunikatu Mosna. Wiadomość ta z miejsca dała również pożywkę mediom, które niemal od razu zaczęły upatrywać siatkarza jako przyszłego reprezentanta Włoch.
W nadaniu mu włoskiego paszportu bardzo pomógł fakt, że był on żonaty z Włoszką Glendą już od ponad dwóch lat. Niecały rok przed otrzymaniem obywatelstwa, gracz zapowiadał, że na zawsze pozostanie Kubańczykiem i chętnie ponownie zagrałby dla swojej ojczyzny. Ale postawił jeden warunek: wszyscy kubańscy siatkarze musieliby otrzymać jednoczesne pozwolenie na grę ligach zagranicznych oraz w reprezentacji.
Jako, że taki rozwój sytuacji przypominał scenariusz z gatunku praktycznie nierealnych, debata nad słusznością powołania Juantoreny do kadry Azzurrich trwała w najlepsze. Zdecydowanymi przeciwnikami takiego ruchu były dwie czołowe postacie reprezentacji, Dragan Travica oraz Iwan Zajcew. Osmany, jak i cały siatkarski świat, mógł jednak w tej sprawie usłyszeć także znacznie bardziej zrównoważone głosy.
- Każdy ma prawo do wyrażania swojej opinii i bronienia jej. Ja osobiście kieruję się założeniem, żeby w swoim życiu nikogo nie ranić i uważam, że inni ludzie powinni postępować w ten sam sposób - mówił Radostin Stojczew. - Natomiast trener reprezentacji Włoch, Mauro Berruto, dodawał: - Ojczyzna to zespół indywidualnych wartości, to nie sprawa biurokracji ani paszportu. Miejsce urodzenia ani oznakowanie paszportu wcale nie musi oznaczać, że jesteś Włochem. Słowa słowami, ale faktem jest, że po dzień dziś Juantorena ani razu nie zagrał w barwach Italii.
Wymiana "uprzejmości"
Siatkarz opuścił Półwysep Apeniński w roku 2013, kiedy to zdecydował się na przenosiny do nowo tworzonej siatkarskiej potęgi w Turcji, Halkbanku Ankara. Tak naprawdę po raz pierwszy zrobił to jednak już rok wcześniej, wiążąc się z innym hegemonem, rosyjskim Zenitem Kazań. - To ogromna niespodzianka i oczywiście duże rozczarowanie. Juantorena nie chce grać przeciwko Trentino, dlatego też zdecydował się przyjąć ofertę z zagranicy - wyjaśniał przed rozpoczęciem sezonu 2012/2013 prezes Diego Mosna.
Działacze włoskiego zespołu nie zamierzali jednak odpuścić i poszli z Rosjanami na finansową wojnę. Obie drużyny zaczęły nawzajem przebijać swoje propozycje, aż w końcu z każdym dniem przenosiny Juantoreny do Superligi zaczęły się wydawać coraz mniej prawdopodobne. I to mimo faktu, że zawodnik miał już z Zenitem podpisany kontrakt! Za ewentualne jego zerwanie groziła mu kolejna w życiu dyskwalifikacja, ale ostatecznie skończyło się jedynie na grzywnie. Mosna dopiął swego. Koniec końców Osmany pozostał w Trydencie, o czym po raz pierwszym poinformował opinię publiczną na swoim twitterowym koncie.
Późniejsze przenosiny Kubańczyka do Ankary zupełnie nie przypadły jednak do gustu jednemu z fanów Trentino. Wobec tego zamieścił na Facebooku komentarz o treści: - Mam nadzieję, że za rok wszyscy tutaj powrócą, oprócz tych dwóch. Tym drugim był rozgrywający Raphael Vieira de Oliveira, który także wybrał ofertę Halkbanku. Co ciekawe, na taki sam krok zdecydowali się jeszcze Matej Kazijski, Mitar Djuric oraz trener Stojczew. Doszło więc do zjawiska tak zwanej "wielkiej emigracji", zaś sam Osmany postanowił nie pozostawać dłużnym kibicowi. - Pier... się! Powiedz mi to prosto w twarz! - odpisał.
Zdecydowanie inne podejście do siatkarza zaprezentował natomiast w listopadzie klub z Trydentu. Kiedy ostatnimi czasy nabawił się on urazu mięśni brzucha, w celu przyśpieszenia leczenia udał się on właśnie na tydzień do swojego byłego pracodawcy. - Jestem wdzięczny Trentino, że o mnie zadbało. To dla mnie trudny czas, bo nigdy nie jest łatwo, kiedy dopada cię uraz. Mam nadzieję, że wrócę na boisko tak szybko, jak to możliwe - komentował.
W swoim pierwszym sezonie w Halkbanku wywalczył mistrzostwo oraz superpuchar Turcji, jak również zdobył srebrny medal w Lidze Mistrzów. Wygrywanie kolejnych trofeów w barwach tego zespołu wydaje się jedynie kwestią czasu. Tak naprawdę jednak największym sukcesem Juantoreny byłaby ponowna możliwość założenia trykotu reprezentacji Kuby. A na to niestety już się chyba nie zanosi. Ze szkodą dla całego siatkarskiego świata.