Poniedziałkowy pojedynek, który zakończył szesnastą kolejkę PlusLigi był dla fanów obu zespołów prawdziwą huśtawką nastrojów. Po dwóch setach bardzo bliscy zwycięstwa za trzy punkty byli warszawianie, którym w drugim secie dopisało szczęście. Przez znaczną część tej partii warunki na placu gry dyktowali częstochowianie. W końcówce goście odrobili jednak straty i zwyciężyli 25:23. Akademicy przegrali jednak na własne życzenie. Najpierw sędzia dopatrzył się przekroczenia linii trzeciego metra przez Bartosza Janeczka, a po chwili w siatkę zaatakował Artur Udrys. Ponownie dały zatem o sobie znać stare grzechy AZS-u.
[ad=rectangle]
- W decydujących momentach drugiego seta mogliśmy zagrać inaczej. Jak zwykle w jednym ustawieniu straciliśmy czteropunktową przewagę. W tym momencie rywale przeczytali naszą grę. Na szczęście później podnieśliśmy się. Niestety, podobna sytuacja miała miejsce na początku piątego seta. Mogę tylko pochwalić chłopaków za ambicję. Z Guillaume Samicą gramy naprawdę zupełnie inaczej i prawdopodobnie nasz wyjściowy skład będzie do końca wyglądał tak, jak teraz. Muszą grać najlepsi w danym momencie - tłumaczy opiekun częstochowskiej ekipy, Marek Kardos.
Częstochowianie zdołali odrobić straty i doprowadzić do tie-breaka, ale w decydującym momencie znów lepsi okazali się gracze ze stolicy. Od początku piątego seta zarysowała się przewaga Inżynierów. - Przy perfekcyjnym przyjęciu nie mamy problemów ze zdobywaniem punktów. Jeśli jesteśmy dalej od siatki, to już jest inaczej. Czasem trzeba być cierpliwym i nie napalać się na pierwszą akcję. Pokazał to Samica, czy Szymura w poprzednich partiach. Potrafili napić piłkę na blok i zaasekurowaliśmy się. Przy tak poukładanym zespole, jakim jest Politechnika taka gra nie popłaca. Muszę jednak przyznać, że mecz mógł się podobać - dodaje Kardos, który podkreśla, że w obliczu bardzo słabej dyspozycji Michała Kaczyńskiego, na pozycję atakującego powróci Bartosz Janeczek. Trzeci nominalny atakujący w szeregach AZS-u, Patryk Napiórkowski uczy się dopiero siatkarskiego abecadła na poziomie PlusLigi i jego "pięć minut" dopiero nadejdzie.
O tym, że ogromnym wzmocnieniem AZS-u będzie transfer Guillaume Samici nie trzeba było nikogo przekonywać. Francuz już od pierwszych spotkań w biało-zielonych barwach jest podporą zespołu i często kieruje poczynaniami swoich młodszych kolegów na boisku. - Zupełnie inaczej gra się, mając w składzie Guillaume Samice. Poziom przyjęcia mieliśmy wyśmienity. Nadal potrzebuje jeszcze czasu, by zgrać się z naszymi zawodnikami. Jestem bardzo zadowolony z jego gry, bo praktycznie przez trzy tygodnie w ogóle nie trenował. Ma za sobą tylko trzy treningi z naszym rozgrywającym, a wniósł bardzo solidny i konsekwentny system do naszej gry, który się sprawdza i bierze dodatkowo odpowiedzialność na siebie - puentuje Marek Kardos.