Final Four siatkarzy: Polacy opanowali stolicę Niemiec. Jest "swojsko"

Na ulicach słychać nasz język, w hali można kupić colę z... wódką, a na telebimie jest wyświetlana Kiss cam. - Jest jak w Polsce - żartują kibice znad Wisły.

W tym artykule dowiesz się o:

Korespondencja z Berlina

To zdecydowanie polski weekend w Berlinie. Nie rosyjski, nie niemiecki, a właśnie polski. I tak naprawdę nie zmieni tego nawet wynik sportowy niedzielnego, wielkiego finału siatkarskiej Ligi Mistrzów.

[ad=rectangle]

Na próżno szukać na ulicach stolicy Niemiec plakatów informujących o tym, co dzieje się w Max Schmeling Halle. Nic więc dziwnego, że recepcjonistka w hotelu na pytanie o najkrótszy dojazd do tego obiektu odpowiedziała: "a na jaki koncert się wybieracie?". Trzykrotnie, z grupą dziennikarzy z Polski, powtarzaliśmy jej, że przyjechaliśmy na mecze najlepszych siatkarzy Europy. "Siatkówka?" - na jej twarzy malowało się zakłopotanie.

Im bliżej kompleksu sportowego (przy Max Schmeling Halle znajduje się również stadion Dynama Berlin oraz piękny teren rekreacyjny), tym czuć atmosferę siatkarskiego święta. Jednocześnie coraz częściej słychać polski język. Na ulicach jest pełno kibiców Skry Bełchatów oraz Resovii Rzeszów. Spacerują, piją piwo w pobliskich knajpach, szukają parkomatów. A propos. Co ciekawe, parkomaty wokół berlińskiej hali mają funkcję języka... polskiego. Nie ma więc obaw, każdy kibic znad Wisły zorientuje się, ile trzeba zapłacić za postój auta.

Dziennikarze wchodzący do biura prasowego powitała uśmiechnięta od ucha do ucha kobieta, która doskonale mówi w naszym języku. Nie tylko "dżeń dobry", ale zna o wiele więcej słów, świetnie operuje po polsku. Miłe, ale i praktyczne. Nie ma kłopotów z komunikacją na linii dziennikarze znad Wisły - organizatorzy.

Na trybunach też swojsko. To, że w Niemczech nie ma problemu z zakupieniem zimnego piwa i spożyciem go z gorącą kiełbaską na trybunach - nic dziwnego. Ale fast foody działające w hali mają w ofercie nawet colę z... wódką. Wielu polskich kibiców było wniebowziętych. Od razu jednak dodajmy, nie było żadnego wstydu, żadnej afery, nikt nie miał problemu z poruszaniem się o własnych siłach.

Organizatorzy - co było widać gołym okiem - wzorowali się również na atmosferze, którą znamy z polskich hal. W przerwach maskotka Berlin Recycling Volleys "strzelała" koszulkami w trybuny, na telebimie widać było Kiss cam (o przepraszam, po niemiecku: Kuss-Kamera), a kibice bawili się w rytm muzyki znanej z meczów PlusLigi czy naszej reprezentacji. - Przejechaliśmy kilkaset kilometrów, ale w sumie czujemy się jak u siebie w domu - powtarzali fani znad Wisły.

Doskonały doping ze strony fanów Resovii oraz Skry (w sumie na trybunach było ok. dwóch tysięcy Polaków) docenili Niemcy, którzy również nie zawiedli i Max Schmeling Halle wypełniła się prawie w stu procentach (na każdym z sobotnich spotkań było ponad dziewięć tysięcy widzów). Z uznaniem patrzyli na świetnie bawiących się naszych rodaków. Mało tego. Przyłączyli się. - No cóż mamy powiedzieć? Nasi kibice znów pokazali, że są najlepsi na świecie. Pokazali Niemcom, co to znaczy kochać siatkówkę. Przy okazji opanowali Berlin, super - podkreślali siatkarze Skry i Resovii.

Źródło artykułu: