Domex Tytan AZS Częstochowa – CSKA Sofia (25:13, 25:20, 25:16)
AZS Częstochowa: Stelmach, Nowakowski, Bartman, Wrona, Gradowski, Mljakow, Zatorski (libero) oraz Drzyzga, Gunia, Wierzbowski, Janeczek.
CSKA Sofia: Zarew, Ivanow, Pascual, Nenchew, Kolew, Maiyo, Salparow (libero) oraz Valow, Samunew, Naydenow, Bonew, Todorow.
Sędziowie: Vittorio Sampaolo (Włochy), Harald Sodja (Austria)
Delegat CEV: Inara Brokane (Łotwa)
Środowe spotkanie już od początku toczyło się pod wyraźne dyktando częstochowian, dla których miało ono ogromną wagę. Podopieczni Radosława Panasa już od początku pierwszej partii postawili na swoją najmocniejszą broń w postaci mocnego serwisu, co szybko przyniosło swoje rezultaty. "Akademicy" szybko wypracowali sobie bezpieczną zaliczkę, która z biegiem czasu rosła. Mistrzowie Bułgarii chwilami byli wręcz bezradni. W zespole trenera Aleksandara Popowa szwankowało wszystko, począwszy od przyjęcia, kończąc na ataku. Cieniem samego siebie był nawet Rafael Pascual - opoka i ikona światowej siatkówki, który po kilku nieudanych atakach szybko zasiadł na ławce rezerwowych. Jedynym jasnym punktem w zespole ze stolicy Bułgarii był Phillipp Maiyo. Rosły, kenijski atakujący, jako jedyny bronił honoru swojego zespołu i kilkukrotnie dał częstochowianom się we znaki w ataku. Heroiczna chwilami postawa czarnoskórego gracza była jednak z góry skazana na niepowodzenie. "Akademicy" grali natomiast koncertowo i chwilami ośmieszali wręcz swoich rywali. "Pierwsze skrzypce" w ekipie trenera Radosława Panasa grali przede wszystkim Zbigniew Bartman oraz Smilen Mljakow, który podobnie, jak miało to miejsce przed tygodniem w Sofii, był nieomylny w ataku. Swoje "trzy grosze" dołożyli również środkowi, Andrzej Wrona oraz Piotr Nowakowski, a także Wojciech Gradowski, którego zagrywka siała popłoch w szeregach zespołu z Bułgarii. Obrazu gry CSKA nie zmieniły nawet roszady wprowadzone przez trenera Aleksandara Popowa. Na placu gry pojawili się m.in. Georgi Valov, Stoyan Samunev, czy Nikolay Naydenov, jednak nie potrafili oni odwrócić losów pierwszej partii, w której emocji było jak na lekarstwo.
W drugim secie częstochowscy fani doczekali się szczypty emocji za sprawą lepszej gry gości. Mistrzowie Bułgarii wzmocnili zagrywkę, kilkukrotnie w obronie klasę pokazał dodatkowo reprezentacyjny libero, Teodor Salparow i nieoczekiwanie na parkiecie długo toczyła się wyrównana walka. Co więcej, po błędach wicemistrzów Polski, Bułgarzy wysunęli się nawet na dwupunktowe prowadzenie 15:13 i niespodzianka zawisła w powietrzu. Począwszy od drugiej przerwy technicznej role się jednak odwróciły i to częstochowianie przejęli inicjatywę i w mgnieniu oka w głównej mierze dzięki masie prostych błędów rywali, wysunęli się na prowadzenie 21:17 i kontrolowali grę. Kropkę nad "i" postawił Zbigniew Bartman po ładnej, kombinacyjnej akcji do spółki z Andrzejem Stelmachem.
"Akademicy" poszli za ciosem i w trzecim secie dopełnili formalności, po raz kolejny pokazując rywalom miejsce w szeregu. Znów kluczem do sukcesu okazała się zagrywka, w której prym wiedli tradycyjnie zresztą Smilen Mljakow oraz Zbigniew Bartman, który potwierdził, że w tym elemencie nie ma sobie równych. Kilka piekielnie mocnych zagrywek zupełnie podcięło skrzydła Bułgarom, którzy byli tylko tłem dla fenomenalnie spisujących się częstochowian. Widząc zupełną nieporadność rywali, trener Radosław Panas dał również szansę gry zmiennikom, którzy w rozgrywkach ligowych rzadko pojawiają się na placu gry. Krzysztof Wierzbowski, Bartosz Janeczek, czy Fabian Drzyzga wcale nie spuścili jednak z tonu i pod żadnym względem nie ustępowali swoim kolegom i w rezultacie dołożyli swoją "cegiełkę" do końcowego triumfu, który z pewnością w kontekście dalszej walki o awans do kolejnej rundy Ligi Mistrzów będzie na wagę złota.
Po spotkaniu, Rafael Pascual nie pozostawił suchej nitki na grze swojego zespołu. Jego zdaniem, jego koledzy po prostu spalili się psychicznie i w rezultacie przeszli wyraźnie obok tego spotkania. Z drugiej jednak strony, mistrzowie Bułgarii nie mieli żadnych argumentów, by nawiązać skuteczną walkę z częstochowskim zespołem. - To była totalna katastrofa. Nie potrafię powiedzieć, czemu tak się stało. W rozgrywkach ligowych radzimy sobie doskonale, znajdujemy się w czołówce, a na rozgrywki pucharowe nasi gracze wychodzą wyraźnie stremowani i podchodzą do wszystkiego nerwowo. Oczywiście, każde spotkanie jest dla nas ważne, ale to jest zwykły mecz i trzeba być zadowolonym i cieszyć się grą. W tym spotkaniu praktycznie nic nam nie wychodziło. W Sofii graliśmy źle, ale graliśmy. Tutaj praktycznie nie nawiązaliśmy walki, nic nam nie wychodziło - stwierdził Hiszpan.
Zupełnie z innej perspektywy na to spotkanie spoglądał natomiast Smilen Mljakow. Bułgarski atakujący uważa, że wbrew pozorom i pewnego zwycięstwa, jego zespół musiał zostawić na boisku sporo zdrowia. Ogromną rolę odegrała przedmeczowa taktyka i solidne przygotowania. - Nie było to łatwe spotkanie. Wynik 3:0 wcale nie świadczy o tym, że mecz był łatwy. Byliśmy dobrze przygotowani i odpowiednio skoncentrowani na ten mecz i zagraliśmy dobrze. Wcale nie było jednak łatwo. Przez cały tydzień praktycznie ostro przygotowywaliśmy się do tego meczu i opłaciło się to - mówił zadowolony.