Indykpol AZS nie potrafił odrobić strat z pierwszego meczu, rozegranego przed własną publicznością i przegrał w Radomiu bardzo gładko. Akademicy mogli zająć miejsce wyższe niż po rundzie zasadniczej, co wiązało się z wyzwoleniem w sobie dodatkowej dawki mobilizacji. Gra Cerradu Czarnych ostudziła jednak ich nadzieje.
[ad=rectangle]
- Generalnie te mecze w końcówce sezonu gra się ciężko mentalnie, bo nie dość, że ten sezon był dla nas bardzo średni, żeby nie powiedzieć nieudany, to jeszcze te spotkania wyglądają tak, jak wyglądają - przyznał Piotr Łuka, który rozpoczął mecz w pierwszej "szóstce". Zdobył 7 punktów, atakując na 43-procentowej skuteczności.
- Tracimy punkty seryjnie, praktycznie nie istniejemy na zagrywce. Trudno cokolwiek powiedzieć na temat tego meczu. Czarni wygrali zasłużenie, pokonali nas cztery razy w tym sezonie, więc byli drużyną lepszą - doświadczony przyjmujący skomentował piątkowe zawody. Gospodarze prezentowali się korzystniej od olsztynian w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła, co zresztą widać w statystykach.
Zakończone już rozgrywki były dla AZS-u zdecydowanie gorsze od sezonu 2013/2014, który ekipa zakończyła tuż za pierwszą "czwórką". - Nie zapominajmy, że w poprzednim sezonie zrobiliśmy maksa, wszystko, na co było stać ten zespół. Po zakończeniu rozgrywek odeszło od nas ośmiu chłopaków, w tym prawie cała podstawowa "szóstka" - przypomniał 34-latek.
Można mówić więc o tym, iż podopieczni Andrei Gardiniego w pewien sposób zawiedli. - Oczywiście apetyty w środowisku były rozbudzone, ale trudno było się spodziewać, żeby całkiem nowy zespół osiągnął ten sam wynik. Oczywiście nadzieje zawsze są, ale jak pokazała i zweryfikowała nas runda zasadnicza, zajęliśmy dziesiąte miejsce, i to samo na koniec sezonu. Na pewno poniżej oczekiwań moich, włodarzy i kibiców, bo liczyliśmy przynajmniej na to, że będziemy w "ósemce" - podkreślił Łuka.