Srebrny medal Orlen Ligi w sezonie 2013/2014 rozbudził apetyty wrocławskich kibiców. Zespół zbudowany wokół doświadczonych Frauke Dirickx i Makare Wilson, wspieranych przed Maren Brinker i czołowe polskie siatkarki, przez całe rozgrywki spisywał się wyśmienicie i dopiero w finale ligi musiał uznać wyższość siatkarskiego gwiazdozbioru z Polic. Kolejne rozgrywki miały być potwierdzeniem obecność Impela w ligowej czołówce.
[ad=rectangle]
Przed sezonem
Jak to często bywa, udany sezon w wykonaniu Impelek nie pozostał bez echa w czołowych ligach kontynentu. Wysłannicy najlepszych klubów zagięli parol na główną kreatorkę gry wrocławianek, Frauke Dirickx. Belgijka ostatecznie wybrała ofertę włoskiej Nordmeccanica Piacenza. Na Półwysep Apeniński powędrowała także Maren Brinker. W kadrze na przyszły sezon niespodziewanie zabrakło miejsca dla Bogumiły Pyziołek, która w fazie play-off należała do czołowych przyjmujących ligi. Nie dziwi zatem fakt, że sympatycy Impela spoglądali w przyszłość z coraz większym niepokojem.
Przed sternikami klubu stało niełatwe zadanie załatania luk w składzie. Trener Tore Aleksandersen stracił trzon zespołu, który sięgnął po największy sukces w historii klubu ze stolicy Dolnego Śląska. Wiele mówiło się o ściągnięciu gwiazd światowej siatkówki, pojawiały się nazwiska m.in. Lucii Bosetti oraz Heleny Havelkovej. Sporym wyzwaniem było także znalezienie następczyni Dirickx, której ataki z drugiej piłki stanowiły wartość dodaną zespołu i niejednokrotnie ratowały wrocławianki z opresji. Po udanym sezonie klub opuściła ponadto Dorota Medyńska, libero ocierająca się o biało-czerwoną kadrę. Z podstawowej szóstki norweski trener mógł liczyć tylko na Agnieszkę Kąkolewską i Joannę Kaczor.
Huczne zapowiedzi nie znalazły odzwierciedlenia w rzeczywistości. Z dużej chmury mały deszcz - takie opinie pojawiały się najczęściej po ogłoszeniu kadry wrocławianek na nowy sezon. Trener Aleksandersen postawił na siatkarki, z którymi miał już okazję współpracować. Nowymi wrocławskimi strzelbami na skrzydle miały zostać Chorwatki Hana Cutura i Mira Topić. Trzeba przyznać, że nawet dla wytrawnych znawców nazwiska siatkarek z Bałkanów były anonimowe. Wydawało się, że kolejne dwa transfery, tym razem z Niemiec, okażą się znaczącym wzmocnieniem. Reprezentantki kraju naszych zachodnich sąsiadów, Denise Hanke i Berit Kauffeldt, miały wnieść nową jakość do zespołu. Jak pokazał czas, obie okazały się transferową klapą.
Za najlepszą decyzję, zresztą całkiem słusznie, uznawano pozyskanie z Chemika Police Agaty Sawickiej. Kadrę uzupełniła Anita Kwiatkowska, która miała stanowić uzupełnienie Joanny Kaczor na pozycji atakującej oraz wciąż młoda i obiecująca Anna Grejman. Trenera Aleksandersena cieszył powrót do składu Moniki Ptak (znanej wcześniej pod nazwiskiem Martałek). Była reprezentantka kraju poprzedni sezon spędziła na leczeniu kontuzji kolana.
Wzloty i upadki
Wrocławianki rozpoczęły sezon z zaciągniętym hamulcem ręcznym. Dwa spotkania z outsiderami ligi z Rzeszowa oraz Bydgoszczy i dwa zwycięstwa 3:1 - stracone sety nie przynosiły chluby aktualnym wicemistrzyniom kraju. Trener Aleksandersen słabszą postawę swoich siatkarek zrzucał na kanwę braku zgrania, zespól przystąpił bowiem do rozgrywek z 7 nowymi zawodniczkami.
Z czasem forma Impelek rosła. Pomimo zwycięstw, wrocławianki raziły przestojami w grze, przez co pierwsze zwycięstwo w stosunku 3:0 odniosły dopiero w 10. kolejce. Po drodze zdarzyła się wpadka w Muszynie i porażka 1:3 oraz wymęczony triumf z BKS-em Aluprof Bielsko-Biała. Od feralnego spotkania z Polskim Cukrem Muszynianką na początku listopada wrocławianki wygrały 5 spotkań z rzędu i ich pozycja w tabeli uległa znacznej poprawie. W zasięgu zespołu z Dolnego Śląska znajdowała się nawet trzecia pozycja po rundzie zasadniczej.
Impelki na swoim terenie co prawda zrewanżowały się Mineralnym, jednak punkty stracone z Budowlanymi Łódź i SK bank Legionovią Legionowo sprawiły, że siatkarki trenera Aleksandersena zajęły czwarte miejsce. Pozycja ta oznaczała walkę o ligowy półfinał z bialskim BKS-em, przeciwnikiem niełatwym, o czym wrocławianki dobitnie przekonały się w pierwszym meczu. Ówczesne wicemistrzynie kraju bez walki przegrały 0:3 i w zespole zapanowały minorowe nastroje. W rewanżu w Hali Orbita wrocławianki przeszły całkowitą metamorfozę i odrodziły się niczym feniks z popiołów, triumfując dwukrotnie po 3:0.
Półfinałowe starcia z Chemikiem Police na długo pozostaną wrocławiankom w pamięci. Impelki w pierwszym boju w Szczecinie wzniosły się na wyżyny (głównie w tie-breaku) i wywiozły zwycięstwo z jaskini lwa. We Wrocławiu gra gospodyń nie wyglądała najgorzej, lecz policzanki w decydujących momentach udowadniały, jak ważną rolę odgrywa doświadczenie. Wrocławianki, skazane na walkę o trzecie miejsce, nie mogły znaleźć sposobu na zawodniczki Polskiego Cukru Muszynianki Muszyna. Świetna dyspozycja Anny Grejman nie wystarczyła i czwarte miejsce stało się faktem.[nextpage]Analiza
Od początku rozgrywek najbardziej w oczy rzucał się brak klasowej rozgrywającej. Denise Hanke po słabym sezonie w Eczacibasi Vitra Stambuł miała odbudować swoją pozycję we Wrocławiu. Nie odbudowała. Zaczęło się od MVP, a skończyło... na trybunach. Obserwatorzy początkowo zachwycali się zagrywką Niemki, dzięki której zdobyła aż 17 "oczek" w swoim premierowym występie z Pałacem Bydgoszcz. Z biegiem czasu było coraz gorzej. Hanke irytowała niedokładnością i archaizmem w wystawie. Problem w odpowiednim momencie dostrzegł trener Aleksandersen. Norweg coraz odważniej wprowadzał do gry Magdalenę Grykę, przy okazji odsyłając Hanke do przysłowiowego lamusa. Sytuację byłej reprezentantki Niemiec pogorszyło jeszcze awaryjne pojawienie się we Wrocławiu (w związku z problemami kardiologicznymi Gryki) Amerykanki Jenny Hagglund. Hanke od stycznia mogła zapomnieć nie tylko o grze w pierwszej szóstce, ale nawet o obecności w kadrze meczowej.
Za największą wygraną sezonu bez wątpienia należy uznać właśnie Grykę. 20-latka bezkompromisowo radziła sobie na placu gry, nie była i prawdopodobnie nie będzie wirtuozem gry, ale przez cały sezon prezentowała równą dyspozycję. W końcówce sezonu coraz odważniej do szóstki pukała Hagglund, która szybko zaaklimatyzowała się na Dolnym Śląsku i wielokrotnie wspomagała zespół w trudnych chwilach.
Niemal przez cały sezon trener Aleksandersen miał problem z optymalnym ustawieniem zespołu, głównie ze skompletowaniem pary przyjmujących. Hana Cutura sprawiała dobre wrażenie w ataku, lecz jej umiejętności gry w przyjęciu pozostawiały sporo do życzenia. Rywalki niemal w każdej próbie celowały w chorwacką przyjmującą. Nic dziwnego, że jej miejsce zajmowała czasem Topić, mająca zabezpieczyć odbiór. Swoje szanse otrzymywała też Katarzyna Mroczkowska. Doświadczona skrzydłowa nie mogła nawiązać do lat swojej świetności i zaledwie parokrotnie dała się we znaki rywalkom. Szkoda, że kolejny sezon na ławce spędziła Anna Grejman, która z dobrej strony pokazała się tylko w meczach o trzecie miejsce, kiedy to dwukrotnie kończyła spotkanie z ponad 20-punktowym dorobkiem.
Impelki swoją siłę budowały głównie wokół bloku i zawodniczek na środku siatki. Mając w składzie mierzącą 199 cm Agnieszkę Kąkolewską nie może to budzić zdziwienia. Rodowita poznanianka wielokrotnie decydowała o losach spotkań, a o jej umiejętnościach blokowania przekonały się najlepsze siatkarki ligi. Znamienne było, gdy w czwartym meczu półfinałowym z Chemikiem Police mistrzynie kraju odbijały się od Kąkolewskiej jak od ściany. Kąkolewskiej zabrakło nieco wsparcia ze strony drugiej środkowej, jaką najczęściej była Monika Ptak. Była kadrowiczka wracała do gry po rocznej nieobecności w składzie i o ile w bloku prezentowała się co najmniej przyzwoicie, o tyle czasem brakowało jej punktów w ataku. Nie można pastwić się nad Ptak, gdyż przez cały sezon odczuwała jeszcze skutki ubiegłorocznej kontuzji. W kilku meczach zastępowała ją Berit Kauffeldt. Co można powiedzieć o Niemce? Otóż Kauffeldt zupełnie nie mogła odnaleźć się w polskich realiach i razem z Hanke z trafiły do naszego podsumowania najgorszych tegorocznych transferów.
Nie wiadomo, gdzie byłby Impel, gdyby nie Agata Sawicka. Popularna "Qulka" kolejny raz udowodniła, że należy do najlepszych w kraju na swojej pozycji. Libero wrocławianek zaczęła sezon dość niemrawo, podobnie jak cały zespół. Im dłużej trwały rozgrywki, tym Sawicka coraz bardziej zadziwiała. W przyjęciu zdarzały się jej co prawda błędy, jednak postawa w obronie wychowanki ŁKS-u Łódź to prawdziwy siatkarski majstersztyk. Sawicka zachwycała szczególnie w półfinałach z Chemikiem Police, kiedy to dwoiła się i troiła broniąc ataki Any Bjelicy czy Małgorzaty Glinki-Mogentale.
Czego zabrakło Impelkom do pełni szczęścia? Przede wszystkim równej gry przez cały sezon. Forma wrocławianek falowała i to mocno. Hana Cutura potrafiła zdobyć tytuł MVP spotkania, by kolejny pojedynek kończyć z wartościami rzędu 20 proc. skuteczności w ataku. Niezłe momenty miewała także Topić, Kąkolewska zachwycała w bloku, ale w oczy rzucał się brak zdecydowanej liderki. Liderki, która wzięłaby na siebie ciężar odpowiedzialności. Koncepcja Tore Aleksandersena okazała się klapą. Nie dziwi zatem fakt, że Norweg za tegoroczne transfery zapłacił stanowiskiem. Większych zastrzeżeń nie można mieć jedynie do Joanny Kaczor. Owszem, rodowita wrocławianka wielokrotnie zdobywała ważne "oczka", jednak nigdy nie była typem egzekutorki, która w pojedynkę wygra zespołowi spotkanie.
Ważne słowa
Wrocławianki niejednokrotnie swoją grą przysparzały kibiców o palpitacje serca. Już w 4. kolejce Impelki rozegrały kapitalny pojedynek z PGE Atomem Treflem Sopot. Prawdziwą siatkarską perełką był drugi set rywalizacji, w którym wrocławianki wykorzystały dopiero szóstką piłkę setową (31:29). - W drugim secie można było dostać zawału serca, końcówka była w nim bardzo emocjonująca - oceniała Mroczkowska.
Wrocławiankom nie szło w Lidze Mistrzyń i początkowo słabe wyniki w Europie miały przełożenie na Orlen Ligę. Postawą swoich siatkarek był zniesmaczony Tore Aleksandersen, który sugerował, że jego siatkarki muszą wziąć się w garść i prezentować lepszą siatkówkę. - Musimy przestać trenować jak mistrzowie, a grać jak juniorzy - grzmiał Norweg.
Aleksandersen krytykował nie tylko swoje zawodniczki. Po ostatnim spotkaniu półfinałowym z Chemikiem Police miał sporo pretensji do sędziów. - Co powiedziałem, gdy dostałem czerwoną kartkę? Chyba nie mogę powtórzyć. Tak naprawdę to nie wiem, za co ją dostałem. Najpierw sędzia pokazał żółtą kartkę Asi Kaczor, potem mnie, drugi sędzia był obrócony i nagle dostałem czerwoną. Po tym jak otrzymałem żółtą, to już więcej nic nie powiedziałem. Trzeba zapytać sędziego. Żółta kartka - w porządku. Ale dlaczego potem ta czerwona? - dziwił się szkoleniowiec. Mowa o sytuacji z końcówki jednego z setów. Wrocławianki nie zgadzały się z decyzją sędziego o asie serwisowym rywalek, a najgłośniej swoje pretensje wyrażał trener Aleksandersen. Impelki po czerwonej kartce straciły punkt, by po chwili przegrać całą partię 22:25. Podłamane wrocławianki nie podjęły już walki w spotkaniu i z awansu do finału mógł cieszyć się Chemik Police.
Co dalej?
Już na początku okresu transferowego wrocławscy działacze przygotowali prawdziwą bombę. Po 10 latach poza krajem do Polski wraca Katarzyna Skowrońska-Dolata, wokół której budowany będzie zespół mający aspirację nawet na złoty medal.
Po niewypale transferowym, jakim okazała się Denise Hanke, priorytetem dla władz Impela stało się zakontraktowanie nowej rozgrywającej. Media od kilku tygodni informują o rozmowach z Mileną Radecką, lecz prezes Jacek Grabowski nadal nie puszcza pary z ust i wciąż nie można jednoznacznie stwierdzić, kto przejmie rolę reżyserki gry. Oprócz Hanke zespół opuszczą dwie chorwackie przyjmujące, Hana Cutura i Mira Topić, które nie do końca spełniły pokładane w nich nadzieje. Z Wrocławiem żegnają się Anna Grejman oraz Anita Kwiatkowska, w składzie zabraknie też miejsca dla Jenny Hagglund, przenoszącej się do Unendo Yamamay Busto Arsizio.
Od kilku dni wiadomo, że w nowym sezonie w Impelu na pewno ujrzymy Monikę Ptak i Agnieszkę Kąkolewską. Ostatnio potwierdzono, że na Dolnym Śląsku zostaje Agata Sawicka, a z dużą dozą prawdopodobieństwa także Joanna Kaczor. Wolne pozostają cztery miejsca na przyjęciu, które najprawdopodobniej zajmą zagraniczne siatkarki. Prezes Jacek Grabowski przyznał ponadto, że w kadrze zespołu znajdzie się miejsce dla najbardziej utalentowanych siatkarek z Młodej Ligi.
Po transferze Skowrońskiej-Dolaty dużo mówi się o grze wrocławianek o tytuł mistrza kraju. Czwarte miejsce na pewno nie jest spełnieniem marzeń wrocławskich działaczy. Transfer Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty świadczy o tym, że Impelki w nowym sezonie celują w zdetronizowanie mistrzyń Polski z Polic. Sporo mówi się o przyznaniu wrocławiankom dzikiej karty w Lidze Mistrzyń. Pierwszeństwo składania wniosku o udział w tych elitarnych rozgrywkach ma trzeci zespół ligi Polski Cukier Muszynianka Muszyna i dopiero po decyzji działaczy z Muszyny będzie wiadomo więcej na temat potencjalnej dzikiej karty.
Trochę liczb
Najstarsza i najmłodsza zawodniczka: Katarzyna Mroczkowska (34 lata) oraz Agnieszka Kąkolewska (20 lat)
Najwięcej rozegranych setów: Joanna Kaczor (118)
Najwięcej zdobytych punktów: Joanna Kaczor (438)
Najwięcej asów serwisowych: Joanna Kaczor (36)
Najwięcej punktów zdobytych blokiem: Agnieszka Kąkolewska (112)
Najwięcej przyjętych piłek: Mira Topić (626)
Średnia frekwencja na trybunach: 1547 widzów