- Spędziłem wiele świąt Bożego Narodzenia w samolocie - przyznaje z uśmiechem Benjamin Hardy, który od 1994 roku występuje na europejskich parkietach. Swoją bogatą karierę rozpoczynał w Niemczech, grał także we Włoszech a ostatnio w Belgii. - W tym roku udaje się do Australii, aby wspomóc moją rodzinę. Chciałbym tam pobyć choć kilka dni, jednak będę musiał prędko wracać do Polski. Nie licząc czasu spędzonego w samolocie, będę tam tylko dwa dni. Mimo tego cieszę się z tego faktu, bo będą to pierwsze święta od 10 lat, które spędzę w domu z rodziną. Od kilkunastu już lat gram w Europie i w związku z odległością, nie miałem możliwość spędzenia tych dni z moimi najbliższymi - dodaje Australijczyk. Dla przyjmującego z Jastrzębia będą to wyjątkowe święta, bowiem kilka miesięcy temu na świat przyszedł trzeci potomek Bena i jego żony Sharon. Po krótkim pobycie na Antypodach rodzina Hardych w komplecie zawita do Żor, gdzie mieszkają wszyscy siatkarze.
Świąteczno-noworoczne wakacje kojarzą nam się przede wszystkim z białym puchem oraz eskapadami na stoku narciarskim. Tymczasem kilkanaście tysięcy kilometrów na południe od naszego kraju jest środek lata. Jak więc wyglądają świętą Bożego Narodzenia w Australii? - O tak, jest o wiele bardziej gorąco. Można spotkać ludzi z rożnem na plaży. U nas także jest święty Mikołaj, ale bardziej spocony niż w Europie (śmiech). Święta spędzamy w rodzinnym gronie, tak chyba jest wszędzie. Tradycje także nie różnią się zbytnio od tych, które są tutaj. Jedynie ta pogoda… - przyznaje siatkarz z Antypodów. Hardy pochodzi z Caringbah, małej miejscowości nieopodal Sydney. Podczas świąt narodzenia Pańskiego słupki temperatury w tamtym rejonie świata nierzadko przekraczają 20 stopni Celsjusza.
Niedawne spotkanie z Delectą Bydgoszcz było ostatnim w tym roku, dlatego siatkarze ze śląska dostali od Santilliego tydzień wolnego. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że jeszcze przed zakończeniem 2008 roku siatkarze z Szerokiej powrócą do swoich obowiązków. Włoski szkoleniowiec nie chce, aby jego podopieczni wypadli z formy, dlatego trening odbędzie się zarówno 31 grudnia jak i 1 stycznia. W związku z tym przywitanie Nowego Roku będzie o wiele skromniejsze niż w poprzednich latach. - Już 3 stycznia powracamy na parkiet (mecz z Jadarem Radom - przyp. J.K.), dlatego myślę, że nie będziemy zbyt długo świętować nadejścia Nowego Roku. Musimy skupić się już na dalszej części sezonu i grać jeszcze lepiej - dodaje.
Rok 2008 doświadczony Australijczyk rozpoczynał w trykocie Knack Randstad Roeselare, z którym zdobył wicemistrzostwo Belgii. Kilka miesięcy później był już zawodnikiem Jastrzębskiego Węgla, obecnie 4. zespołu w PlusLidze. - Nie był to zbyt udany rok dla mnie. Pierwszą i najważniejszą rzeczą w moim życiu jest grać dobrze. Niestety póki co nie można powiedzieć żeby nam to się udawało. Z całą pewnością nie graliśmy na naszym najwyższym poziomie. Cały czas staramy się poukładać wszystkie te klocki razem, aby wszystko funkcjonowało poprawnie - ocenia. Hardy zapewnia jednak, że nowy rok będzie lepszy w wykonaniu jastrzębskiego zespołu. - Oczywiście musimy dać z siebie wszystko, aby zdobyć mistrzostwo. Z obecną formą wydaje się, że bardzo daleko nam do tego celu. Sport ma jednak to do siebie, że wiele rzeczy szybko się w nim zmienia. Dlatego wciąż pozostajemy przy naszych celach i założeniach - kończy.