Jerzy Matlak: Domagam się poważnego traktowania kobiecej siatkówki

Jerzy Matlak, obecny szkoleniowiec Farmutilu Piła, to jeden z dwóch kandydatów na stanowisko trenera reprezentacji Polski siatkarek. - Jestem gotów spróbować posprzątać to, co pozostało po poprzednim trenerze zapewnia szkoleniowiec w rozmowie z Gazetą Wyborczą.

W tym artykule dowiesz się o:

Kilka tygodni temu sam Jerzy Matlak twierdził, że trenerem kadry siatkarek prawie na pewno zostanie Alojzy Świderek. Obecnie jednak to szkoleniowca Farmutilu Piła wymienia się jako głównego faworyta do objęcia schedy po Marcu Bonitta. - Wiele osób znających się na siatkówce kobiecej zaczęło się publicznie wypowiadać, że niby dlaczego trenerem ma być Alojzy Świderek, a nie ja. Rozpoczęła się dyskusja i nagle nie wszystko stało się tak oczywiste, jak wydawało się jeszcze kilka tygodni temu - przyznaje Matlak w rozmowie z Gazetą Wyborczą.

Swojemu rywalowi Matlak zarzuca brak znajomości siatkówki kobiecej. - Świderek wywodzi się z męskiej. Poza małym epizodem w Kaliszu, nie ma doświadczenia w pracy z siatkarkami, a to zupełnie co innego niż siatkówka w wykonaniu mężczyzn. Jeśli Alojzy Świderek jest tak wielkim fachowcem, to dlaczego nie weźmie mężczyzn, z którymi współpracował dłużej? - argumentuje. - Ja natomiast działam w niej od tylu lat, że znam jej problemy na pamięć - dodaje.

Matlak jako trener klubowy narzekał na współpracę z ostatnim trenerem reprezentacji. Dla niego szanowanie trenerów klubowych to podstawa, chociaż nie ze wszystkimi łączy go przyjaźń. - Owszem, zdarza się, że czasem coś tam powiem. Prasa lubi to podchwycić i rozdmuchać. Ja jednak nie mam nieprzyjaznych stosunków z polskimi trenerami, to nieprawda. Skoro nawet trener Serwiński się nie obrażał, to chyba nie ma o czym mówić - podkreśla na łamach Gazety Wyborczej.

Zdaniem szkoleniowca dużym problemem jest to, że nie wszyscy w PZPS zdają sobie sprawę z problemów, jakie stoją przed kobiecą siatkówką. - W zarządzie Polskiego Związku Piłki Siatkowej większość i tak stanowią ludzie związani z siatkówką męską. A męska pilnować będzie swoich spraw i swojego rozwoju. A przecież siatkówka mężczyzn jest daleko przed nami pod względem finansów czy organizacji klubów - wyjaśnia domagając się jednocześnie, by siatkówkę kobiet traktować na równi z męską. - Nie wolno traktować damskiej siatkówki jako gorszego dziecka tej męskiej. Stworzenie swoistego lobby jest zadaniem podstawowym, tak aby siatkówka kobieca nie była przyczepą męskiej - argumentuje.

Ponadto, po IO w Pekinie kadra kobiet kompletnie się rozsypała. - Dziewczyny nie wiedzą, co dalej. Nikt nic nie wie. A za dziewięć miesięcy mamy Mistrzostwa Europy w Polsce. Wszystkie ruchy wykonywane wokół tej reprezentacji są spóźnione i ktokolwiek tej kadry nie przejmie, trafi na niezłą minę - wylicza Matlak w rozmowie z gazetą, zapewniając jednocześnie, że jest gotów posprzątać to, co pozostało po poprzednim trenerze, zaczynając od rozmów z siatkarkami, z których wiele deklarowała chęć zrobienia sobie przerwy od gry w reprezentacji.

Matlak znany jest z ciężkiego charakteru i dużej nerwowości w prowadzeniu zespołu. - Robi się ze mnie dyktatora, despotę, nerwusa. To nie ja. Najlepiej spytać siatkarek, które ze mną pracują. Jakoś ze mną wytrzymują - zaprzecza szkoleniowiec na łamach Gazety Wyborczej, podkreślając, że jego zachowanie nie jest tylko takie, jak pokazują kamery telewizyjne podczas przerw w meczach. - Nie widzą natomiast całej reszty - jak koło nich chodzę, pilnuję ich spraw, kontraktów, wszystkiego. One to wiedzą i wybaczają mi, że podczas meczu się na nie drę - dodaje zapewniając, że niektóre siatkarki potrzebują tego, by na nie krzyknąć. - Nie jestem niezrównoważonym nerwusem. Ja tylko pilnuję, by nie rozmieniać na drobne naszej pracy z treningów. A na takim meczu z Perugią, jaki ostatnio przegraliśmy, to i anioł by nie wytrzymał i zaczął wrzeszczeć - mówi.

Jeżeli Matlak zostałby trenerem kadry najprawdopodobniej będzie musiał zrezygnować z prowadzenia Farmutilu Piła, gdyż na łącznie obu funkcji nie chce przystać PZPS. Szkoleniowiec i tak pozostałby jednak w klubie, na przykład jako koordynator. - Przecież nie położę się w ogródku między zgrupowaniami, ani nie wyjadę na Wyspy Szczęśliwe. Głupotą byłoby nie wykorzystywać tego, co umiem, w czasie, gdy kadra nie gra - argumentuje, jednocześnie odpierając zarzuty, że prowadząc pilską drużynę i kadrę mógłby faworyzować swoje zawodniczki. - Nie mamy takich pieniędzy, żeby ściągać tu zawodniczki na taki lep. A ja też nie strzeliłbym sobie w stopę i nie powoływałbym zawodniczek gorszych tylko dlatego, że są z Piły - kończy.

* Na podstawie rozmowy z Jerzym Matlakiem przeprowadzonym przez Radosława Nawrota (Gazeta Wyborcza Poznań).

Komentarze (0)